Drugi etap Rajdu Dakar za nami. Mamy po nim powody zarówno do radości jak i smutku. Genialnie spisał się klan Goczałów.
Zawodnicy mieli dziś do pokonania 463 kilmetry odcinka specjalnego, wiodącego w części przez pierwsze wydmy tej edycji.
Dominacja
Energylandia Rally Team kontynuuje doskonały początek Rajdu Dakar 2024. Polski rodzinny zespół znów udowodnił, że jest zdecydowanie najlepiej przygotowany spośród wszystkich załóg w klasie Challenger. Przez większość drugiego etapu rajdu wszystkie trzy załogi zespołu jechały razem. To one dyktowały tempo i wymieniały się na prowadzeniu.
W trakcie całego dnia każda z załóg prowadziła na punktach kontroli czasu. Ostatecznie po raz drugi z rzędu wygrali Eryk Goczał i Oriol Mena.
Znakomite drugie miejsce zajęli Michał Goczał i Szymon Gospodarczyk, zaś na czwartym miejscu do mety dojechali Marek Goczał i Maciej Marton. Etap drugi prowadził z Al Henakiyah do Al Duwadimi.
Na zawodników czekały 192 kilometry dojazdówki oraz aż 463 kilometry odcinka specjalnego. Warto podkreślić, że w klasyfikacji generalnej rajdu po dwóch etapach Energylandia Rally Team wciąż zajmuje pierwsze trzy pozycje w klasie Challenger. Załoga Goczał/Mena prowadzi, drugi jest duet Goczał / Gospodarczyk, a trzeci Goczał / Marton. Najbliżsi rywale tracą w tym momencie niecałe 6 minut.
„To była prawdziwa kwintesencja rajdów. Dzisiaj mieliśmy ponad 460 kilometrów rywalizacji – to był jeden z najdłuższych etapów w moim życiu. Dałem z siebie wszystko, a samochód to wszystko wytrzymał, z czego bardzo się cieszę. Chyba najbardziej podobała mi się sama końcówka, bo mam wrażenie, że wszyscy jechaliśmy na limicie. Jestem zachwycony – znów wygrywamy, prowadzimy
w rajdzie. Zajmujemy całe podium. Nie mogę się doczekać jutra!” – podkreślił Eryk Goczał, lider rajdu w klasie Challenger.
„To był długi odcinek, ale jednocześnie był bardzo szybki. To sprawiało, że trudno było zrobić tutaj duże różnice czasowe i odskoczyć od rywali. Na pewno był to trudny etap pod względem nawigacji, ale Szymon wykonał świetną pracę. Samochód doskonale się spisywał, więc nie ma na co narzekać. Oby tak dalej, jutro walczymy dalej” – powiedział na mecie zadowolony Michał Goczał.
„Bardzo podobał mi się ten etap. Praktycznie przez cały czas jechaliśmy razem we trzech – ja, Michał i Eryk. Co chwilę wymienialiśmy się na prowadzeniu, każdy prowadził po trochu, to było świetne doświadczenie. Pod sam koniec mieliśmy małe problemy, nie do końca wiedzieliśmy gdzie pojechać, bo nawigacja była bardzo trudna. Ale koniec końców sobie z tym poradziliśmy i jesteśmy zadowoleni na mecie” – podsumował Marek Goczał.
Mniejsze zło
Na 214 kilometrze załoga Krzysztof Hołowczyc / Łukasz Kurzeja doświadczyła ciemnej strony legendarnego maratonu. W czasie wyprzedzania grupy motocyklistów jeden z nich niespodziewanie zmienił tor jazdy i wjechał wprost pod pędzące MINI w barwach AzotoPower. Hołek nie chcąc potrącić zawodnika, odbił i uderzył skałę.
Niestety uszkodzenia rajdowego auta były bardzo poważne – urwane prawe koło, uszkodzona zwrotnica i amortyzatory. Uszkodzenia samochodu wskazywały na konieczność wycofania się z rajdu. Na szczęścię załodze nic poważnego się nie stało, chociaż Hołowczyc zgłasza problemy z kręgosłupem szyjnym. Po dłuższej chwili zapadła decyzja o próbie naprawy samochodu pośrodku saudyjskiej pustyni.
Pomimo heroicznej walki z mechaniką rajdowego MINI, samodzielna naprawa nie powiodła się i załoga zmuszona była czekać kilka godzin na ciężarówkę X-Raid z pomocą techniczną. Tytaniczną pracą mechaników i załogi udało się zreanimować samochód i wrócić do obozu.
Po ekstremalnie ciężkim dniu Hołek z Kurzeją razem z biało-niebieskim MINI pojawią się na starcie do trzeciego etapu w poniedziałek. Niestety strata do liderów będzie bardzo duża. Przed zawodnikami jeszcze dziesięć etapów, więc z pewnością będziemy świadkami emocjonującej walki i pełnych niespodzianek wydarzeń.
„No cóż, Dakar pokazał nam dzisiaj swój charakter. Jechaliśmy dobrze i spokojnie. Od początku powtarzałem, że to długie dwa tygodnie i nie możemy sobie pozwolić na głupie błędy. Dzisiaj jednak musiałem podjać ryzyko, żeby nie zabić człowieka. Z grupy motocyklistów, których wyprzedzaliśmy w kłębach kurzu, wyjechał nam nagle jeden zawodnik. Nie miałem wyjścia, musiałem odbić, żeby go nie rozjechać. Niestety uderzyliśmy w potężny głaz. Rozbiliśmy dość poważnie samochód” – mówi Hołowczyc.
„Na szczęście nic nam się nie stało. Trochę boli mnie szyja i drętwieją ręce, a Łukasza boli kręgosłup lędźwiowy ale zajmie się nami Marcin, nasz fizjoterapeuta. Szczerze mówiąc, to myślałem, że to już koniec, jednak stwierdziliśmy z Łukaszem, że tak łatwo się nie poddamy. Próbowaliśmy sami naprawić auto, ale uszkodzenia okazały się zbyt poważne. Byliśmy zmuszeni czekać kilka godzin na ciężarówkę serwisową. Najważniejsze jest jednak to, że jedziemy dalej. Zbieramy w końcu, przejechanymi kilometrami pieniądze dla WOŚP więc ważne, żeby zbierać kilometry! Sprotowo będziemy cisnąć jak zawsze, nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Dzisaj naprawdę poczuliśmy Dakar w tym złym sensie, ale na tym też polega jego piękno i to właśnie dlatego wszyscy tak go kochamy. Jutro jest nowy dzień i będziemy do niego gotowi” – dodaje kierowca.
Szybki Prokop
Świetną pozycję w kategorii samochodów zajął Martin Prokop, jadący w barwach Orlen Teamu. Dojechał on na 10. miejscu i awansował o 10 pozycji w klasyfikacji generalnej – na 26. miejsce.
Drugi z kierowców Orlen Teamu, Maciej Giemza był dziś 26. i w generalce zajmuje 36. pozycję.
Jutro zawodnicy wyruszą na etap z Al Duwadimi do Al Salamiya. Do pokonania będzie ponad 730 kilometrów, z czego 438 kilometrów stanowił będzie odcinek specjalny. Będzie to połączenie kamienistych dróg oraz łańcuchów wydm.