Deszczowe warunki na torze Spa po raz kolejny obnażyły prawdę o deszczowych oponach Pirelli i kierowcy nie kryją, że nie mają one sensu.
W ten weekend pogoda nie rozpieszcza kierowców i co chwilę na Spa mamy mocne opady deszczu. Mimo miejsc z zalegającą wodą, kierowcy bardzo rzadko decydują się na zakładanie pełnych opon deszczowych. Ich osiągi są dalekie od oczekiwanych, a do tego w wyścigach nie sprawdzają się, wyrzucając mnóstwo wody i bardzo ograniczając widoczność.
Wczoraj trzeba było zmuszać kierowców przepisami do jazdy na nich, a gdy tylko nadarzyła się okazja, przechodzili oni na opony przejściowe.
Jednym z kierowców niezadowolonych z działania deszczówek był Fernando Alonso.
„Nawet za samochodem bezpieczeństwa przegrzewały się” – powiedział Hiszpan. Zadowolony z nich nie był też Charles Leclerc.
„Musi zostać wykonana praca nad oponami deszczowymi ponieważ są naprawdę wolne. Są dobre na aquaplaning, ale my i tak nigdy nie jeździmy w tych warunkach ze względu na widoczność. Gdy tylko są warunki do jazdy, przesiadamy się na przejściówki” – mówi kierowca Ferrari.
„W tym momencie to bardzo zdradliwe. Myślę, że ekstremalne opony powinny być szybsze i bardziej zbliżone do przejściówek” – dodaje Leclerc.
Takie głosy pojawiają się jednak od dawna i dotychczas nie zrobiono nic by sytuację poprawić. Jedyna zmiana w deszczówkach to taka ich modyfikacja, by działały bez koców grzewczych.
„Pełne opony deszczowe są dość bezsensowne. Są naprawdę, naprawdę złe” – mówi George Russell, przewodniczący Grand Prix Drivers Association.
„Są prawdopodobnie 6-7 sekund wolniejsze niż przejściówki. Jedyny powód by na nich jeździć to unikanie aquaplaningu. Muszą one być znacząco poprawione” – dodaje kierowca Mercedesa.
Russell wierzy, że inni producenci, w tym Bridgestone, znacznie lepiej radzą sobie z tworzeniem opon deszczowych.
„Obecnie aquaplaning przy dość małej ilości wody na torze jest naprawdę duży. Pamiętam oglądanie starych onboardów z 2007 roku z pojedynku Massy i Kubicy na Fuji. Było tam tyle wody, a oni i tak naciskali na maksa” – mówi George.
„Pamiętam testy w Formule 3 i Formule Renault na oponach Michelin i Hankook i tam nawet nie przejmowaliśmy się aquaplaningiem” – dodaje.
Anglik docenia wczorajsze starania dyrekcji wyścigu w usunięcie z toru nadmiaru wody.
„Wykonali dobrą robotę w tych okolicznościach, a nie było to łatwo. To nadal były niebezpieczne warunki – jechaliśmy 300 km/h na prostej i widzieliśmy 50 metrów przed sobą. Nie wiem dlaczego, ale na tym torze wygląda to zdecydowanie najgorzej. Może to kwestia wilgotności, ale ta chmura wody spod kół nie rozprasza się. To jak, jakbyśmy wjeżdżali w chmurę” – mówi kierowca Mercedesa.
Co ciekawe, Russell zauważa, że cztery okrążenia za samochodem bezpieczeństwa nie dały wiele zawodnikom przed sprintem.
„Nie poprawiło to wiele. Być może rozwiązaniem byłoby gdyby w przyszłości dali nam 2-3 okrążenia na wyższej prędkości, a potem wprowadzili samochód bezpieczeństwa” – dodaje Anglik.
Źródło: racefans.net
fot. Red Bull Content Pool