Wygląda na to, że Charles Leclerc ma już dość obietnic i jego cierpliwość się kończy. Monakijczyk miał zażądać spotkania z władzami w Ferrari w sprawie sytuacji w zespole F1 tego producenta.
Nastroje w Ferrari nie są najlepsze. Ekipa deklarowała, że całą zimę pracowała nad niezawodnością jednostki napędowej, a tymczasem już w pierwszym wyścigu sezonu Charles Leclerc wykorzystał dwie baterie, a na 39. okrążeniu musiał wycofać się z rywalizacji po awarii silnika.
Dodatkowo tempo zespołu z Maranello jest dalekie od oczekiwanego. Ferrari jest wolniejsze od Red Bulla o około 0,3 sekundy na okrążeniu kwalifikacyjnym i o blisko sekundę w tempie wyścigowym. Leclerc mówił po GP Bahrajnu, że to „szalone”.
Dziś La Gazzetta dello Sport pisze o złej atmosferze w Ferrari, zwracając też uwagę na to, że Leclerc po powrocie z Bahrajnu miał zażądać spotkania z prezydentem Ferrari, Johnem Elkannem w Maranello by przedyskutować stan zespołu, który już na starcie sezonu wydaje się mieć małe szanse na mistrzostwo.
„Taka wizja jest nie do zaakceptowania dla kierowcy, który oczekiwał kroku naprzód po swoim 2. miejscu w ostatnim sezonie” – pisze La Gazzetta dello Sport.
„Jego kontrakt z ekipą wierzgającego rumaka kończy się w 2024 roku. Mówiło się o zainteresowaniu Mercedesa, jednak Charles o to nie dba. Chce wygrywać z Ferrari. Jest z nimi związany szczerą miłością od dziecka i jest wdzięczny za to, co otrzymał. Akademia Ferrari miała fundamentalne znaczenie dla jego rozwoju i promocji w motorsporcie” – dodają dziennikarze.
Być może sytuację będzie mógł poprawić nowy szef Ferrari, Frederic Vasseur, który miał otrzymać większą swobodę w zarządzaniu ekipą w tym ustalaniu personaliów na kluczowych stanowiskach. W tym samym tekście padają stwierdzenia, że Francuz miał być bardzo niezadowolony z organizacji w zespole i tym, że większość najważniejszych decyzji podejmuje Benedetto Vigna. Podobno może z niego odejść Laurent Makies.
Źródło: La Gazzetta dello Sport
fot. Scuderia Ferrari Press Office