Czytając niedawną wypowiedź George’a Russela na temat nieprzychylnych komentarzy płynących w jego stronę od polskich „fanów” (jeśli można w ogóle tę grupę tak nazwać), przyznam, że moje uczucia były dosyć ambiwalentne.
Z jednej strony po raz kolejny z wielką przykrością przyznałam, że my, Polacy, bywamy prawdziwie bezmyślnym i chamskim narodem. Z drugiej jednak strony nie mogłam powstrzymać się od lekkiego uśmiechu. Dlaczego tak? Postaram się z tego jak najlepiej wytłumaczyć.
Kochani, nie łudźmy się – jesteśmy zazdrośnikami. Każdy obywatel tego kraju ma w sobie gen zazdrości, przekazywany przez pokolenia chyba od zarania naszych dziejów. I mimo tego, iż pewna część z Was czytając to, z pewnością wyprze się tego, co napisałam, i tak gdzieś w głębi duszy po cichu przyznacie mi rację. Skąd to wiem? Z autopsji. Sama bywam zazdrosna. I to nie tylko dlatego, że jestem kobietą (haha). Ta zazdrość, nawet maleńka, o nawet najmniejszą rzecz, potrafi przerodzić się w prawdziwą nienawiść. Przypadek Russela nie był pierwszym tego typu.
Zmieńmy na moment dyscyplinę sportową i przenieśmy się do roku 2002. Pierwszy konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich w Zakopanem. Na drugim stopniu podium staje Adam Małysz, którego błyskotliwa kariera uczyniła ze skoków naszą dyscyplinę narodową. Pierwsze miejsce zajmuje wówczas jedyny silny konkurent Małysza, Niemiec Sven Hannavald. Tylko on ówcześnie był w stanie w jakikolwiek sposób zagrozić naszemu zawodnikowi i odbierać mu zwycięstwa. Polakom ewidentnie nie przypadł do gustu taki wynik, więc obrzucili zwycięzcę śnieżkami i wyzwiskami. Komu najbardziej było przykro? Adamowi Małyszowi. Wstydził się przed całym światem za swoich rodaków. I miał ku temu powody.
W tym miejscu bardzo głęboko powinni zastanowić się ci, którzy planują w jakikolwiek sposób zamanifestować swoje niezadowolenie i dokuczyć George’owi podczas jego wizyty na Verva Street Racing w Gdyni. Komu Wy chcecie zaszkodzić?! Komu wyrządzicie największą krzywdę i komu najbardziej będzie przykro?! Wbrew Waszym myślom, to Robert Kubica ucierpi na tym najbardziej. On naprawdę liczy na nasze życzliwe przyjęcie i pragnie polskiego wsparcia dla OBU kierowców Williamsa! Jakże ważnym i budującym w tym trudnym dla tego zespołu czasie.
Mam do Was jeszcze jeden osobisty apel – nie łykajcie wszystkiego, co wypisuje się na temat Williamsa, Roberta i George’a w polskich portalach. Uwierzcie, że przynajmniej połowa z tych artykułów zawiera wielokrotnie powielane, przeinaczane i wyrwane z kontekstu informacje. Niejednokrotnie są to tłumaczone na język polski zagraniczne teksty jakichś „dziennikarzy” magików, szukających rozgłosu i taniej sensacji.
Pracowałam przez pewien czas jako dziennikarka i wiem, że prawdziwe dziennikarstwo to przede wszystkim obiektywne spojrzenie na sprawę, fakty i ludzi, o których się pisze. A przecież znane nam są doskonale przykłady mediów stronniczych, których wcale nie musimy szukać daleko… Zastanówmy się, ile czystej prawdy jest w przekazywanych przez nie informacji…
Zanim zaczniemy wierzyć w to, co przeczytaliśmy, spróbujmy dowieść prawdziwości tego na własną rękę. Sięgnijmy do tematu głębiej, popytajmy niezależnych specjalistów.
No więc skąd ten wyżej wspomniany uśmiech na mojej twarzy? Cóż, ze zwykłej ludzkiej pobłażliwości. Doskonale rozumiem, co poczuł George, gdy zetknął się z polskim hejtem. Ja sama doświadczyłam tego boleśnie w wieku 10 lat i trwało to aż do zakończenia mojej edukacji (czyli drugie tyle). Przyznam, że to był bardzo bolesny dla mnie okres, a skutki tego odczuwam i widzę w swojej psychice do dziś. Kompleksy? To mało powiedziane. Ale gdybym umiała cofnąć czas i wiedziała to, co wiem dziś, nigdy nie przejęłabym się tym, co sądzą o mnie inni.
George debiutuje w F1. Już teraz widać, że jest szybkim, utalentowanym i inteligentnym kierowcą. Ma zadatki na zdobycie tytułu mistrzowskiego, ale jest jeszcze o wiele za wcześnie na przyklejenie mu łatki „F1 champion”. Jest jeszcze wiele ciężkiej pracy przed nim i jeśli wykona ją uczciwie, zdobędzie w tym sporcie wszystko, co zechce. Powinien też nauczyć się jednej bardzo ważnej rzeczy – skupienia się tylko i wyłącznie na tym, co robi. Zrozumienia tego, że dziś każdy może napisać, co chce, każdy może skrytykować każdego, każdy może przyczynić się do czyjegoś zwątpienia we własne umiejętności i siebie poprzez z pozoru niewinne słowa.
To niby tylko słowa. Często mogą one ranić mocniej niż ostrze noża. Ale nigdy nie powinny pozbawić nas wiary w to, kim jesteśmy, kim chcemy się stać i w to, o co walczymy. Marzenia każdego powinny być wolne od opinii osób, które nie wspierają nas w dążeniu do ich spełnienia.
Czego życzyłabym George’owi? Żeby wziął przykład ze swojego doświadczonego kolegi z zespołu i nie kierował się opinią innych. Dostał się do 20-stki najlepszych kierowców świata. Spełnił swoje największe marzenie i nic ani nikt nie może i nie ma prawa odebrać mu słodkiego smaku zwycięstwa.
A nas, Polaków, pragnę przywołać do rozsądku. Nie propagujmy mowy nienawiści, wyzbądźmy się zazdrości, patrzmy obiektywnie i wspierajmy Roberta i George’a. Jakby nie patrząc, to chyba najbardziej wyjątkowa para kierowców w padoku Formuły 1. Każdy z nich zasługuje na najwyższy szacunek ze względu na swój talent, poświęcenie i ogrom pracy, jaką włożyli i wkładają w to, co robią. Nigdy o tym nie zapominajmy.
Zuzanna Bębnowicz