![]() |
fot. M-Sport |
Za nami kolejna runda Rajdowych Mistrzostw Świata. Robert Kubica zaliczył solidny weekend kończąc rywalizację na 9. miejscu. Jakie mogą być przemyślenia po tym rajdzie? Jakie brudne myśli mogą się pojawić i jak łatwo się ich pozbyć? Zapraszam na mocno nietypowe podsumowanie wyczerpującej (nie tylko dla załóg i zespołów) rywalizacji na antypodach.
Jaki był Rajd Australii – każdy chyba widział, choć przyznaję, śledzenie rywalizacji nie było łatwe. Pokazują to same statystyki – podczas OS-ów o 2 w nocy relację live śledziło nawet 4 razy mniej osób niż normalnie. Choć w sumie to nawet niezły wynik. Gratulacje dla tych, którzy przetrwali, mam nadzieję, że ci, którzy nie mogli z obiektywnych względów śledzić relacji, czytali wszystko rano po przebudzeniu. Mnie udało się przysnąć tylko raz – w niedzielny poranek, na szczęście było to tylko 20 minut. Nie jest to jednak moja największa wpadka, bo kilka miesięcy temu Karol nie mógł się do mnie dobić przez 2 godziny i musiał poprowadzić relację sam 🙂 Do dziś mi to wypomina 😛 Tym razem chyba jednak dałem radę, choć teraz, pisząc te słowa, dosłownie usypiam przed komputerem.
W skrócie
Robert ukończył rywalizację na 9. miejscu, prezentując bezpieczne i solidne podejście. Było kilka małych błędów, jedna bardzo groźna sytuacja, która kosztowała 1 miejsce na mecie, ale Robert dał radę jadąc do góry nogami i mam nadzieję, że to będzie punkt zwrot(nikow)y w tym sezonie. Na filmie, tak jechał Robert:
Brudne myśli…
Przyznam się Wam, że w trakcie tego rajdu i po nim łapałem się na myśleniu, że… było przeciętnie. Tempo było niezłe, ale nie takie, o jakim marzę i na jakie stać Roberta. Myślałem sobie też – kurcze nie chcę żeby Kubica był zadowolony, chcę żeby narzekał, mimo że jest najlepszy – tak jak to było w F1. Zastanawiałem się też, jak człowiek, który podczas pędzenia 300 km/h czy przejeżdżania zakrętów z połową tej prędkości gadał z inżynierem i przestawiał pokrętła na kierownicy, mógł zostać na tyle rozproszony przez jakieś migające światło, że wypadł z trasy. Heloł…
…oczyszczone
To było jednak głupie i samolubne myślenie kogoś, kto jeszcze nie do końca jest świadom wyzwania, jakie stoi przed Robertem i trudów rajdów. Tak jak pewnie większość z Was, ja nadal uczę się rajdów, podobnie jak Kubica, tyle że w znacznie innym wymiarze. Żadna nauka, jeżeli chcemy wejść na szczyt, nie przychodzi łatwo. Ważne jednak, aby ta nauka dawała radość, satysfakcję i pożytek oraz była przeprowadzona od początku do końca. I tak było w Australii. Kubica poznał specyficzne Australijskie szutry, miał rzadką okazję próbować jechać mocno uszkodzonym autem (niestety poprzednie jego przygody były raczej zero-jedynkowe – albo się udało i auto jechało normalnie, albo Rally2) i przejechał wszystkie OS-y, zbierając kolejne doświadczenia. I taki był cel na Australię. Teraz Kubica może powiedzieć do Malcolma Wilsona: „Panie prezesie, melduję wykonanie zadania”.
Luz
Robert miał absolutne prawo być zadowolonym ze swojej jazdy i czuć z niej satysfakcję. Tak naprawdę nikt nie ma prawa tego oceniać. W F1 Kubica bywał wkurzony nawet wtedy, gdy było dobrze. Ale on zdaje sobie sprawę z tego, że to jeszcze nie ten etap i my też musimy to sobie mocno uzmysłowić i nie oczekiwać zbyt wiele. Dopiero, gdy dojdzie na szczyt maestrii prowadzenia auta rajdowego, będzie mógł czepiać się każdego detalu i narzekać na wszystko. Teraz Robert jest świadom – braku doświadczenia, ograniczeniami ręki, ograniczeniami auta i wrzucił z nimi na luz. Wie, że teraz najważniejsze jest zbieranie doświadczenia. I choć wiadomo, że lepiej byłoby mieć sprawną prawą rękę i Volkswagena, to na tę chwilę nic nie da się zrobić i trzeba po prostu rozsądnie zap… ucząc się rajdów.
Widać było u Roberta bardzo bezpieczne podejście do rywalizacji na antypodach i jeden mocny cel – ukończyć i przejechać jak najwięcej kilometrów. Swoją drogą, tym razem Australia nie okazała się tak groźna, gdyż rajd ukończyli wszyscy kierowcy WRC (tak tak, Ostberg się dotoczył). To jednak zasługa w miarę dobrych warunków i mimo wszystko bardziej bezpiecznego podejścia kierowców. W stawce 16 czy 18 aut o punkty trzeba walczyć, tym razem były one niemal gwarantowane więc zwyczajnie wszyscy liczyli na błędy innych.
Fiesta się spisała
No, wytrzymała (w miarę) uderzenie z 12. OS-u. Było ono spore, ale na szczęście udało się dojechać do serwisu. Skrzynia działała jak zwykle i chyba na poprawę sytuacji nie ma już co liczyć w tym sezonie. Był jeden groźny moment przed rozpoczęciem jednego z OS-ów, kiedy zanosiło się na podobną awarię, jak w Niemczech, ale po restarcie udało się normalnie rozpocząć rywalizację. Tak czy siak, tym razem do auta wielkich pretensji mieć nie możemy. Myślę jednak, że w przyszłym sezonie będzie bardzo wiele zmian. Czy będą one pozytywne, tego nie wiadomo. Może być świetnie (Citroen, Hyundai), może być to samo (M-Sport), może być gorzej (np. niepełny program z M-Sportem), a może być… zupełnie inaczej. Zobaczymy.
Teraz Robert i Maciej pojadą testy przed Rajdem Francji, a my możemy cieszyć się na kolejne asfalty w tym roku.
Za współpracę w ten weekend chcę bardzo podziękować Łukaszowi Barskiemu, który nadsyłał filmy z Australii, tradycyjnie Łukaszowi oraz wyjątkowo Kindze, która po raz kolejny dała radę i pomogła mi pomagać sobie.
Aktualizacja środa
Poniżej wysłuchacie wywiadu z Maciejem Szczepaniakiem po Rajdzie Australii:
Strona powrotroberta.blogspot.com jest na facebooku oraz Twitterze! Dołącz do osób go lubiących i bądź na bieżąco!
Więcej o całej F1 na onestopstrategy.com