Nowe zespoły nie będą miały łatwego wejścia do Formuły 1 – do grona narzekających dołączył Christian Horner, który zwraca uwagę na przykład na pojemność torów.
FIA ogłosiła na początku roku otwarcie procedury przyjmowania nowych ekip do Formuły 1. Miały one pierwotnie czas do końca kwietnia na wysłanie zgłoszeń, a teraz trwa kompletowanie dokumentów od aplikantów, których ma być kilku, w tym Andretti Autosport wraz z Cadillaciem. Maksymalnie do F1 mogą wejść dwie ekipy, które zdecydują, czy wchodzą do serii w 2025, 2026 czy 2027 roku.
Nowe ekipy będą musiały zapłacić istniejącym minimum $200 mln w ramach wpisowego, choć są głosy, że powinna być to kwota znacznie większa, rzędu nawet $700 mln. Istniejące ekipy obawiają się spadku wpływów z praw komercyjnych.
„To jak karpie głosujące na to czy mają być święta. Dlaczego miałyby je popierać? Czy Liberty Media jest gotowe by płacić 11. zespołowi? Czy FIA jest przygotowana na zredukowanie opłat by im pomóc? Nie. To są ważne kwestie finansowe” – mówi Horner, zwracając uwagę na to, że kosztami wejścia nowych ekip do F1 obciążane są istniejące zespoły.
Horner zwracaj jednak również uwagę na inne problemy, w tym pojemność obiektów, na których ściga się F1.
„Biorąc pod uwagę sposób, w jaki sport się rozwinął, patrząc na przykład na pit-lane, można dojść do wniosku, że niektóre tory mogą nie być gotowe na przyjęcie 11. zespołu” – pyta Horner, wymieniając tu na przykład Monako, Zandvoort czy Miami.
„Z samych kwestii operacyjnych, gdzie umieścimy motorhomy? Gdzie zostanie umieszczone wsparcie ekip i ich ciężarówki? Myślę, że byłoby niesamowicie trudno pomieścić to wszystko przy obecnym stanie tego sportu” – dodaje szef Red Bulla.
Oczywiście na torach, na których ściga się F1 odbywają się wyścigi znacznie liczniejszych serii niż Formuła 1, ale ekipy F1 potrzebują znacznie więcej miejsca.
To, czy jakiś nowy zespół będzie mógł dołączyć do Formuły 1 ma zostać ogłoszone przez FIA do końca czerwca. Na dołączenie ekip muszą się zgodzić FIA i Formuła 1, a istniejące ekipy nie mają tu głosu decyzyjnego. Wyrażają one jednak głośno swoje obawy.
„Mamy głos doradczy, ale o niczym nie decydujemy. Opinia, którą wyrażamy jest taka, że jest bardzo trudno spełniać standardy Formuły 1. Wiele lat zajęło nam, zespołom, znalezienie się w miejscu, w którym jesteśmy. Przeszliśmy przez bardzo trudne czasy gdy Formuła 1 nie była tak popularna jak teraz” – mówi Toto Wolff.
„Ktokolwiek zatem nie wejdzie do sportu, będzie wartością dla nas wszystkich, o ile wniesie coś nowego do show, jeżeli pomoże powiększyć naszą publiczność i zainwestuje takie pieniądze jak my – setki milionów dolarów” – kontynuuje szef Mercedesa.
„Jeżeli tak ma się stać, to powinniśmy pozostać otwarci na nowych zespołów. Mam nadzieję, że znajdziemy kogoś, kto naprawdę będzie w stanie uczynić sport jeszcze lepszym” – kończy Wolff.
Źródło: f1i.com
fot. Red Bull Content Pool
Zbierzemy 100 zł? Będzie dzień bez reklam w treści standardowych wpisów! Kliknij tu i wybierz cel: „Dzień bez reklam”!