Odejście Roberta Kubicy z Formuły 1 już ogłoszone. „Zamknięcia rozdziału” sam zainteresowany jeszcze nie skomentował, ale już pojawiają się podsumowania jego kariery.
W każdym z nas w tym tygodniu „umarła” pewna cząstka, mocno związana z tematem „Robert Kubica w Formule 1”. Był to temat żywy – z mniejszą lub większą intensywnością – przez ostatnie 20 lat. Nic zatem dziwnego, że dla wielu osób zawsze będzie wyjątkowy – będzie niósł emocje, wspomnienia. Każdy z nas będzie pamiętał „co jadł na śniadanie” gdy Kubica wygrywał w Kanadzie lub gdy wydarzył się wypadek. Każdy z nas będzie pamiętał emocje 22 listopada 2018 roku i ogłoszenie Kubicy kierowcą Williamsa.
Ale ten sen – momentami piękny i nie do uwierzenia – miał też te momenty koszmaru, gdy chcemy krzyczeć lub uciekać, ale nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Ale o tym śnie będziemy pamiętać zawsze. O marzeniu małego chłopca i bardzo ciężkiej pracy by marzenie zmieniło się w cel, a cel w walkę o jak najwięcej.
Kariery Kubicy nie da się podsumować w jednym wpisie na blogu i choć chciałem przez ostatnie 2 dni napisać Wam coś bardzo emocjonalnego, podkreślając wyjątkowość kariery Roberta, to jakoś nie potrafię. Być może brakuje mi odpowiedniego dystansu do sprawy, którą zajmuję się dzień w dzień od prawie 12 lat, a być może nie „czuję” tego. Dlaczego? Z kilku powodów…
Po pierwsze – Komentarz
O tym, że Robert Kubica żegna się z F1 dowiedzieliśmy się już od wszystkich, tylko nie od niego. Ale nie, nie spodziewam się, że Robert Kubica nagle odezwie się na Instagramie i napisze: „I understand that, without my agreement, PKN Orlen have put out a press release…” To, że nie będzie pełnił żadnej roli w sezonie 2023 w F1 jest pewne.
Ale dobrze byłoby uzyskać jego komentarz w tej sprawie. „Znając” Roberta, powie on: „Moja sytuacja jest jasna, na ten moment nie mam żadnych zajęć w F1, ale moje życie nauczyło mnie, że nigdy nie mów nigdy. Z drugiej strony zawsze podchodziłem realistycznie do moich szans w Formule 1 i teraz z pewnością szansa na miejsce jest jeszcze mniejsza czy nawet jej nie ma niż to było przed rokiem”. Dopuszczam 10% pomyłki w treści wypowiedzi.
Tak czy inaczej, by coś podsumować, lepiej na wypowiedź Roberta poczekać.
Po drugie – to jeszcze nie koniec
Oj nie, nie myślcie, że zamierzam tu kreślić jakieś wizje jeszcze jednego powrotu do F1. Ci, którzy potrafią zrozumieć co piszę/mówię wiedzą, że od dawna mówię o szansach Roberta na powrót do roli kierowcy wyścigowego jako co najwyżej baedzo małych. Zaznaczam przy tym zawsze, że jeżeli ktoś chce takie szanse dostrzegać, to nie mam z tym problemu.
Oczywiście, jest sporo grono osób, które nawet nie przeczytają jednego zdania mojego tekstu, nie obejrzą chwili vloga i z góry wiedzą, że „na pewno wsadzam Kubicę do kolejnego zespołu”, a to jest baaardzo dalekie od prawdy.
„To jeszcze nie koniec” ponieważ Robert Kubica nie odchodzi z F1 bez planu na dalsze starty, tak jak choćby Sebastian Vettel. Robert – również z racji swojej przerwanej kariery – ma jeszcze bardzo duży głód motorsportowych osiągnięć, rywalizacji na jak najwyższym poziomie.
Wiem, że przed Kubicą jeszcze bardzo dużo startów, dużo sukcesów i dużo rywalizacji, w której będziemy mu kibicować. Choć wiele osób tego nie przyjmuje, motorsport to nie tylko F1. To setki serii i tysiące kierowców, którzy często poświęcają wszystko by móc rywalizować. A nawet poza F1, Robert będzie ścigał się na jednym z najwyższych poziomów.
Po trzecie – to już było
Pogodzić z odejściem Roberta Kubicy mogliśmy już dwukrotnie. Najpierw przez kilka lat po wypadku w 2011 roku. W 2016 roku praktycznie nikt nie wierzył już w powrót Kubicy w F1, a i kariera rajdowa stanęła w martwym punkcie. Gdybym wtedy dostawał złotówkę za każdy tekst: „pora zmienić nazwę bloga”, stać byłoby mnie na minimum miesięczny pakiet Viaplay. W sumie zbiórkę mogę zacząć teraz bo znów jestem spamowany „porą na zmianę nazwy” (jakby od kilku lat była ona dosłowna).
Później przeżyliśmy piękną, ponad roczną przygodę, gdy Robert w lipcu testował aktualny bolid F1, a w listopadzie kolejnego roku cieszył się z powrotu do F1. A gdy sezon 2019 trwał, dość szybko mogliśmy przygotowywać się na kolejne rozstanie.
Umówmy się, obecność w F1 przez ostatnie 3 sezony nie była taką, na jaką liczyliśmy w przypadku Roberta Kubicy. Przeżywaliśmy więc powolne, „miękkie” pożegnanie Roberta Kubicy z F1 z jednym wzlotem we wrześniu 2021.
Po czwarte – Once in a lifetime?
Dziś nie „czuję” takiego podsumowania również dlatego, że bardzo regularnie – przy okazji znacznej większości wyścigów Formuły 1 czy WEC – przypominam Wam o wyczynach Roberta Kubicy w Formule 1. Wpisy z cyklu „Jak radził sobie Robert Kubica…” czy „Historia występów Roberta Kubicy…” pojawiają się tu często i pozwalają wrócić do emocji przeżywanych kilkanaście i kilka lat temu.
Zarówno na stronie jak i w social mediach regularnie przypominam (zawsze z jakiejś okazji) wydarzenia z kariery Roberta Kubicy. Zawsze mi się za to obrywa, zawsze jest narzekanie, że to „wracanie do historii”, „odgrzewanie kotleta” i „kogo to interesuje”.
Ale ja będę takie teksty wstawiał, będę te przypominajki robił i to się nie zmieni. Od zawsze tłumaczyłem Wam, że czuję się w obowiązku, prowadząc taką, a nie inną stronę, by przypominać o sukcesach Roberta Kubicy. Z nutką dekadencji napiszę, że coraz częściej to nie tylko „przypominanie”, ale też informowanie. Bo – na szczęście – mamy coraz więcej nowych kibiców Formuły 1. Coraz częściej pojawiają się zagorzali kibice F1, którzy, gdy Robert Kubica osiągał swoje największe sukcesy, mieli po kilka lat. I ich trzeba o tych sukcesach informować, mówić, że w czasach świetności takich „Norrisów” czy „Leclerców” Kubica wciągał nosem i cieszył się takim uznaniem, jakim dziś może pochwalić się 2-3 kierowców w stawce.
Z wielkim smutkiem zauważam, że dla wielu tych nowych/młodszych kibiców, Robert Kubica był tylko tym gościem z Williamsa, który dostawał niemiłosiernie od Russella i ciągle narzekał. Dla niektórych Kubica był wyłącznie obiektem memów i żartów. Charakterystyczne hasełka rzucane pod każdym postem z Kubicą były ich znakiem rozpoznawczym.
Niestety, temu gronu wtórowały niektóre osoby z większymi zasięgami, a co gorsza niektórzy młodsi dziennikarze, posiadający swoistą alergię na Kubicę i widzący w krytykowaniu w czambuł wszystkiego co Kubica robi, szansy na zbicie social-mediowego kapitału. W ostatnim roku jeżeli chciało się poczytać coś pozytywnego o Robercie, trzeba było szukać tego u zagranicznych kibiców i ekspertów. ci, którzy nadal mocno kibicują Robertowi – a wiem, że jest ich na blogu nadal bardzo dużo – siedzieli cicho, nie chcąc narazić się na natychmiastową krytykę.
I nie, nie chodzi o to, by przyklaskiwać wszystkiemu, co Robert Kubica robi, pochwalać każdą jego decyzję, uważać go za najszybszego zawsze i wszędzie. Z perspektywy czasu widać, że Robert popełnił w swojej sportowej karierze wiele błędów decyzyjnych, za często stawiał na swoim, być może za bardzo i za wiele chciał. Ale łatwo to oceniać z perspektywy czasu. Łatwo to oceniać nie mając na koncie utraty największej życiowej szansy, prawie 40 operacji, poważnych ograniczeń i odbudowanej po strasznym wstrząsie psychiki. Łatwo krytykować, gdy nie musiałeś podejmować zerojedynkowych wyborów, gdy nie musiałeś całemu światu udowadniać, że „nadal możesz”. A musiałeś to udowadniać w warunkach wybitnie ku temu nie sprzyjających.
Robert za to, czego dokonał, za te dwa „cudy”, za wpływ na polski motorsport, za bycie inspiracją – nie tylko w zakresie osiągnięć sportowych – zasłużył sobie na znacznie większy szacunek i kredyt zaufania u kibiców. Niektórzy dopiero teraz – gdy odchodzi – to zauważają, widząc jednocześnie ogromną pustkę jaką zostawia. Kto wie, czy jeszcze kiedyś zobaczymy za naszego życia polską flagę w sesji F1. Być może to było „once in a lifetime”…
Ale…
Pewnie na te podsumowania, wyliczanie i podkreślanie zasług Roberta, przyjdzie jeszcze czas. Być może coś przygotuje F1, być może pokuszą się o to inni. I wtedy będziemy mieć okazję do wspomnień.
Jeżeli ktoś już teraz chciałby zanurzyć się w przeszłości to mocno polecam cykl „Anatomia powrotu„, znajdujący się w zakładce „Kubica” w menu głównym. Ja nieustannie z niej czerpię i mocno ją rekomenduję.
Mając w pamięci i doceniając to, co było, teraz musimy spoglądać w przyszłość – zarówno Roberta Kubicy, jak i tych, którzy podążają jego marzeniem. Chcemy by Robert został mistrzem świata, chcemy kolejnych Polaków w F1. Wierzę, że obie te rzeczy będą możliwe i wspólnie – jako kibice i dziennikarze – zrobimy wszystko by ich w tym wspierać, a nie żreć się między sobą.