6 lutego od 11 lat kojarzy nam się nieprzyjemnie. Pamięć przywołuje strach, zmartwienie, złość i smutek z 2011 roku. Poczucie straconej szansy towarzyszy nam 6 lutego do dziś. Ale poza tą datą coraz rzadziej pamiętamy o Ronde di Andora i ograniczeniach. A jest to możliwe również dzięki pewnemu czynnikowi.
Mija 11 lat od wypadku Roberta Kubicy w Ronde di Andora. 3 dni po tym, jak uzyskał najlepszy czas testów przedsezonowych F1 w Walencji, Polak wziął udział w małym lokalnym rajdzie Ronde di Andora we Włoszech. Pierwszy raz jechał czymś innym niż przednionapędowym Clio – Skodą Fabią S2000.
Ostatni
„To był ostatni rajd, który miałem przejechać w moim życiu, bo wiedziałem, że zespół, w którym będę jeździł w przyszłym roku, nie pozwoli mi na jazdę w rajdach. To były dziwne okoliczności. Został mi zaoferowany ten rajd, bo zespół, który mnie obsługiwał czuł się winny za wiele usterek, które miałem w ich samochodach w poprzednich rajdach. Podczas testów w Walencji we wtorek gdy się obudziłem pomyślałem, że nie chcę jechać w tym rajdzie. Zadzwoniłem do gościa by mu to powiedzieć, ale on był tak podekscytowany, że wszystko już zorganizował, że nie chciałem mu odmawiać” – wspomina Kubica.
„Szukałem czegoś poza F1, co sprawi, że będę lepszym kierowcą, czego nie robią inni kierowcy. Nadal uważam, że w 2010 roku zdobywałem więcej punktów w określonych sytuacjach niż zdobywałbym bez rajdów. Na przykład dłużej zostając na slickach i zyskiwałem mnóstwo miejsc. Tych rzeczy się jednak nie widzi, to można ocenić tylko samemu” – dodaje Polak.
Około godz. 9 do Polski zaczęły napływać bardzo niepokojące wieści z Włoch. Nikt z nas nie wiedział wtedy, że rzeczywistość jest znacznie gorsza niż przekazy medialne. Po stracie 3 litrów krwi, Kubica był bliski śmierci. Gdy udało się uratować życie, trzeba było ratować rękę.
„6 lutego 2011 roku, jadąc z dużą prędkością na pierwszym OS-ie Ronde di Andora, uderzyłem w bariery przy kościele i spenetrowały one samochód. Dwie godziny czekałem na ratunek. Dzięki wysiłkom ratowników zostałem wyciągnięty z samochodu. Nie ma nic do zapamiętania z tego czasu. Zostałem przetransportowany helikopterem do szpitala. Straciłem dużo krwi, miałem złamania nogi, ramienia i żeber. Pierwsza operacja trwała 10 godzin, a ja obudziłem się następnego dnia. Gdy to się stało, byłem spokojny. Ale kiedy dowiedziałem się o wszystkim, byłem w szoku. Czekały mnie kolejne operacje. Wiele operacji. I rehabilitacja. Długa rehabilitacja. 2011 i 2012 były dla mnie stracone. Oznaczało to, że kontrakt, który podpisałem z Ferrari, nie był już ważny” – mówił Robert.
„Nikt nie wie, ile operacji miałem, ale więcej niż wyścigów w sezonie Formuły 1. Były również nieudane, po których cofałem się o pół roku. Mentalnie nie jest to już męczące. Dziś zaakceptowałem to, bo najtrudniejszą rzeczą jest gdy próbuje się robić rzeczy tak jak kiedyś. Ja dziś muszę robić wiele rzeczy w inny sposób ze względu na moje ograniczenie, ale nie oznacza to, że nie mogę ich robić w inny sposób. Moja prawa ręka jest pasażerem, kiedy ma być tylko pasażerem i działa, kiedy ma działać. To prawda, że zapłaciłem wielką cenę i nadal ją płacę, ale to nie było tylko dla funu. Rządza stania się lepszym kierowcą była ogromna i rajdy zaspokajały ją” – mówił w 2018 roku Kubica.
Rajdy
Kubica miał możliwość powrotu do wyścigów już na sezon 2013. Testy w DTM z Mercedesem wypadły pomyślnie, było jednak jedno „ale”.
„Gdy przyjechałem na testy DTM do Walencji, to sam widok tego padoku, który zapamiętałem z moich ostatnich testów Formuły 1, był bolesny. Podobała mi się jazda, ale gdy wróciłem do hotelu wszystko wróciłem. Dlatego postanowiłem spróbować rajdów. Nikt mnie tam nie znał, ja nikogo nie znalełem. Również w kwestiach towrzyskich straciłem kontakt ze wsystkimi, bo to był mój lek. Potem zaczęło mi tego brakować. Gdy w ubiegłym sezonie wróciłem do padoku w Walencji, byłem już inną osobą, bardziej wyciszoną”.
Robert wystartował w WRC2 ze wsparciem Lotosu i Citroena. Wygrał w cuglach, nikt nie miał podejścia do duetu Kubica – Baran.
Przejście do WRC było naturalnym krokiem, choć niestety nie wyszło z ekipą fabryczną. To był duży minus. Starty w WRC, które z roku na rok stawały się coraz bardziej prywatnym przedsięwzięciem, dawały sporo frustracji, a wygrane OS-y były jak łyżki miodu w beczkach dizegciu. Kubica był bardzo szybki, ale brakowało doświadczenia czy zdjęcia nogi z gazu w odpowiednich momentach.
Rajdowa przygoda, również ze względu na mało przyjazną sytuację w WRC, wygasała i wyścigi zaczęły wracać na tapetę.
Wyścigi
W 2017 roku padł wybór – wracam do ścigania. Najpierw ogłoszony został program LMP1 z byKolles, ale Robert szybko z niego zrezygnował – pojawiły się testy bolidem F3, potem starszym bolidem F1, a następnie aktualnym z Renault.
„Miałem możliwość jazdy samochodem w 2014 roku, ale nie byłem na to gotów” – przyznawał Robert.
„Gdy spotykałem się ze wszystkimi przed pierwszymi testami – Cyrilem, Paddym, Claire, mówiłem, że przede wszystkim oni muszą być tego pewni. Po drugie – ja uważam, że jestem w stanie to robić, ale ze względu na moje ograniczenia muszę to pokazać. I za każdym razem czułem się pewniej, ale jednocześnie były to sytuacje „all in” – albo się uda, albo będę musiał zapomnieć o F1. Nie odniosłem wrażenia, że test z Renault to prezent za dotychczasową współpracę, bo gdybym tak czuł, to bym się go nie podjął. Ale przyspieszenie, jakiego nabrały sprawy po tym teście, nie było planowane. Ubiegły rok był bardzo intensywny dla mnie. Pewna osoba powiedziała mi w 2017 roku, że Renault nie wzięło mnie, bo puszczałem kierownicę w jednym z zakrętów prawą ręką. Odpowiedziałem mu, że jeżeli widzą tylko to, to znaczy, że dobrze ukrywam moje ograniczenia. Muszę być szczery ze sobą i wszystkimi. Na pierwszym spotkaniu z Cyrilem i Alanem powiedziałem, że nie mogę im nic zagwarantować. Oni powiedzieli, że mam tyle i tyle opon i 100 okrążeń i mam spróbować. Odpowiedziałem, że może zdarzyć się tak, że po kilku okrążeniach powiem, że nie czuję się dobrze i skończę test. Nie jestem 20-letnim dzieciakiem, który musi coś robić. Wyszło z tego coś więcej, nadal uważam, że były w Renault osoby, które chciały mnie wsadzić do fotela kierowcy wyścigowego. Na końcu jest jednak rzeczywistość. Byłem pewien, że jeżeli miałbym ścigać się samochodem z 2012 roku, bez problemu i z łatwością dałbym radę. Ale gdy na Węgrzech wskoczyłem do auta z 2017 roku, wszyscy patrzyli na moje ramię. I jeżeli bym wypadł, to nie dlatego, że to się może zdarzyć i zdarza każdemu, ale z powodu ręki” – opisywał Kubica w Beyond the Grid.
Resztę już znamy.
2022
W 2021 roku Kubica wrócił do wygrywania. Został mistrzem European Le Mans Series, był o włos od wygrania 24h Le Mans. To był rok wyjątkowy również pod innym względem, mało zauważalnym. Chyba nigdy nie mówiło się tak mało o ograniczeniach Roberta Kubicy – o tym, że przez rękę to, przez rękę tamto. Kubica był kierowcą o ugruntowanej pozycji i szybkości. Mimo krótkiego epizodu, nie było tematów typu czy pit-stopy nie będą zbyt wolne przez Kubicę, czy nie będzie problemów z kierownicą itp.
Nawet, gdy Kubica jechał dwa wyścigi w F1, temat się nie pojawił. Jasne, ręka nie pomaga, ale widać, że ograniczenia są w naszej głowie, a tym, czego Kubicy przez te wszystkie lata dyskusji o sprawności brakowało, było odpowiednie otoczenie, profesjonalny i pewny sprzęt oraz zaangażowanie ludzi wokół. Dwa sezony po wypadku, przejechane z profesjonalnymi ekipami, zakończyły się mistrzostwami – 2013 i 2021. W pozostałych? Półprywatny M-Sport, prywatny M-Sport, prywatny A-Style, Williams w wielkim kryzysie czy prywatne Orlen Team ART – to były sezony, w których Robert pokazywał szybkość, ale nie miał odpowiednich narzędzi do dyspozycji.
Z tego akapitu płynie konkluzja, a raczej życzenie, na przyszłość – by w 2022 roku Robert również miał do dyspozycji mocny sprzęt i profesjonalistów. I wówczas to będzie dobry rok.