Dość ostro w swoim najnowszym tekście na łamach motorsport-total traktuje Roberta Kubicę Sven Heidinger, krytykując wszystko – od jazdy Polaka, przez zespół, decyzja po nawet sam fakt uczesniczenia w serii przez Polaka na obecnych zasadach. I choć staram się zawsze podchodzić spokojnie do takich tekstów, to w tym kilka rzeczy mi się nie zgadza.
Kubica ponad limit
Autor pisze, że kiedy rzeczy nie idą po ich myśli, byli kierowcy Formuły 1 lubią „przejeżdżać” samochody DTM, a zatem przekraczać ich limity i doprowadzać do zniszczenia opon. „A opony nie lubią, gdy hamujesz i skręcasz w tym samym czasie, gdy oczekujesz od nich zbyt wiele”. Z tym zapewne nie ma co polemizować. To dość jasne i pewnie Robert Kubica też jest tego świadom, choć nie twierdzę, że popełnia ten błąd. To jedna z lekcji, które Kubica musi odebrać – to coś, o czym mówił nam dziesiątki razy przez ostatnie miesiące – musi zdobyć doświadczenie zarządzania tymi oponami, musi zdobyć wiedzę. A na to potrzeba czasu. Czasu. A chyba niektórzy zapominają, że od rozpoczęcia sezonu DTM minęły 3 (trzy) tygodnie. Tygodnie. 21 dni. Dwadzieścia jeden dni. Pomijam, że ten czas jest dzielony na pracę w dwóch seriach. Gdyby sezon zaczął się normalnie w kwietniu, można byłoby się czepiać. Ale nie zaczął się.
Dziwne jest w tym kontekście porównywanie Kubicy do Lucasa Auera, który „po roku soędzonym w Super Formule też musiał się zaadaptować”. No, spoko. Tylko że Auer przejeździł w DTM sezony 2015, 2016, 2017 i 2018. Łącznie 73 wyścigi. Kubica zero. No i oczywiście fakt że jeden ma auto fabryczne, drugi klienckie nie ma znaczenia.
Pełne dane
Haidinger wylicza straty Kubicy w wyścigach na Lausitzring, wypominając, że zespół mimo podwójnego weekendu wyścigowego na prawie identycznym torze, nie był w stanie się poprawić.
„Kubica zrzuca całą winę za swoje tempo na swój samochód. To również dlatego, że skład ART jest nadal w fazie uczenia się po tym jak byli poza DTM i mają zupełnie nowy skład – poza jednym członkiem. Zapewne samotnemu jeźdźcy ART brakuje odniesienia w zespole. Nie można jednak myśleć, że jest kompletnie sam bo koniec końców francuska ekipa dostaje wszystkie dane kierowców fabrycznych BMW aby znaleźć ustawienia” – pisze Haidinger.
To dość ciekawa kwestia, którą zdaje się potwierdzać niedawna wypowiedź Kubicy dla Cezarego Gutowskiego, w której mówi, że kierowcy BMW „na jego ustawieniach by nie ujechali”.
Stwierdzenie jednak, że „Kubicy powinno dać do myślenia, że nie był w stanie się poprawić mimo, że Lausitzring lepiej odpowiadał BMW” jest jednak trochę na wyrost. BMW wygrało wczoraj za sprawą świetnej strategii. Tempem nadal bardzo odstawali od Audi. Jasne, było lepiej niż na Spa, ale mimo wszystko byli daleko za swoimi konkurentami. Wystarczy spojrzeć na wyniki kwalifikacji.
Winna ręka?
Tak, nie mylicie się, ten argument też się w tym tekście pojawia.
„Teraz można spekulować, czy to nie z racji jego prawej ręki, mocno uszkodzonej w wypadku, która dawała o sobie znać w F1 z Williamsem”.
Tylko jakim cudem ta „ręka” pozwala na wykręcanie w kwalifikacjach 11. czasu, pokonywanie w nich kierowcy fabrycznego BMW i „przejeżdżanie” samochodu przez Kubicę – tego nie wiem. Widocznie w kwalifikacjach ręka działa, a w wyścigu już nie – tak jak w ubiegłym roku.
Jedziemy z nim
Czasem odnoszę wrażenie, że krytyka Kubicy stała się modna. I o ile mogę ją zrozumieć u tych mniej zorientowanych w sporcie, którzy oczekują jedynie sukcesu, a każde niepowodzenie traktują jako specjalne zaniedbanie obowiązków wobec kibiców, o tyle w przypadku dziennikarza – w obecnych okolicznościach – niektóre tezy wydają mi się szokujące.
Haidinger kończy swój wywód zdaniem: „Nie zdziwiłbym się, gdyby Kubica leżał w łóżku, wracał do strasznego wypadku, rygorów rehabilitacji, bólu, 7 lat powrotu do F1 do sprzedanego już Williamsa a potem myślał o walce w DTM, zadając sobie pytanie: czy było warto”.
Pomijając bezsens tych słów w aspekcie sportowym w odniesieniu do człowieka, który przez całe swoje życie walczył, który się nie poddawał i który chciał odebrać to, co zabrał los, to… co to są w ogóle za rozważania?
Może i pan Sven lubi zastanawiać się, co ktoś robi w łóżku, ale takie słowa w obecnej sytuacji są niestosowne. W sytuacji, gdy Kubica wraz z ORLENem przyczyniają się do zwiększenia liczebności upadającej serii – niegdyś wielkiej dumy Niemców. W sytuacji, gdy Kubica tę serię zachwala, podobnie jak jej kierowców i producentów, reprezentując barwy jednego z nich. I tylko wspomnę jeszcze małą kwestię jakichś minimum 100 tys. osób z Polski, które dzięki Kubicy lepiej poznają serię DTM.
Chyba widać, że skończyła się już duma z przyjścia kolejnego kierowcy z F1 do DTM. Przed sezonem można było sobie tym łechtać ego. Teraz jest jechanie po Kubicy – przy absolutnym wykluczeniu winy BMW. Bo tak jest teraz modniej. Również w Polsce. Na pochyłe drzewo i Salomon nie naleje. Czy jakoś tak.
Ale
Jest w tym tekście kilka fragmentów, z którymi trzeba się zgodzić. Haidinger zauważa, że Kubica jest w ślepym zaułku. „Nawet jeżeli jakimś cudem odniesie sukces, opanowując jazdę autem, to ono i tak trafi do muzeum pod koniec roku i Kubica nie będzie mógł zebrać plonów swojej pracy”.
Tyle że ponownie – trudno winić za to Kubicę. Raczej nie wiedział, że Audi się wycofa, a BMW będzie jeszcze bardziej z tyłu niż było. Wszak nieoficjalne informacje – również z Audi – mówiły o zmniejszeniu straty Bawarczyków.
Generalnie znów wpadamy w pułapkę ubiegłego roku. Jedni okopują się na stanowisku, że Kubica się skończył i nie umie jeździć, drudzy winą obarczają wyłącznie sprzęt. A świat czarno – biały nie jest. Nikt nie jest takim, jakim był 10 lat temu. Żaden sportowiec z wiekiem nie nabywa lepszej formy. W przypadku Kubicy – z wiadomych względów – nie jest on w stanie wykorzystywać swojego doświadczenia i wiedzy, bo co chwilę stają przed nim nowe wyzwania, którym do tego musi sprostać w nieco inny niż wszyscy sposób. Mówienie jednak, że się skończył i nie potrafi jeździć nie jest fair i raczej przeczy faktom. Bo oto w kwalifikacjach potrafi zdecydowanie najgorszym samochodem być 11 – właśnie wtedy, kiedy wszyscy cisną na maksa, kiedy nikt nie oszczędza opon i auta.
Szkoda Roberta i jego talentu, bo widać, że się męczy. Szkoda też nas, kibiców, bo chcielibyśmy sukcesów, chcielibyśmy wreszcie przestać walczyć z wiatrakami i opiniami, które mogą się nasuwać po zwykłej lekturze tabel z czasami.
I pewnie ten tekst znów wywoła mnóstwo dyskusji, znów spowoduje krytykę – również mnie. Ale im człowiek starszy tym bardziej przekonuje się do jednego – trzeba robić swoje i słuchać przede wszystkim tych, którzy są w stanie przekazać ci swoją opinię prosto w twarz. Jedziemy dalej!