Kwiecień może być decydującym miesiącem dla Formuły 1 i DTM w kontekście terminów startów sezonów obu serii. Im dłużej trwa wzrost liczby zachorowań na świecie, tym mniej prawdopodobne jest rozegranie inauguracji sezonu podstawowej serii Roberta Kubicy na pamiętnym dla niego torze Norisring.
„Wspólnie z ITR ustaliliśmy, że chcielibyśmy coś ogłosić do 1 kwietnia, jednak wiemy, że to nie będzie możliwe i ten termin zostanie przełożony o tydzień lub dwa. Przygotowanie toru zajmuje cztery – pięć tygodni, ale musimy mieć odpowiednią liczbę czasu by móc sprzedać bilety ponieważ wydarzenie nie może zostać sfinansowane bez widzów. Potrzebujemy zatem więcej czasu by zacząć” – mówi w rozmowie z motorsport-total.com Wolfgang Schlosser z Automobil Club Nurnberg.
Może to oznaczać, że opcja rozgrywania wyścigów bez udziału publiczności by jak najszybciej rozpocząć sezon DTM, nie jest realna. W serii tej wpływy z praw telewizyjnych są znacznie niższe i obecności kibiców na torze jest ważniejsza i bardziej dochodowa niż w F1. Dość powiedzieć, że w ubiegłym roku na Norisring było 130 tysięcy widzów. Nawet biorąc pod uwagę najtańsze bilety weekendowe za €50, daje to ogromną kwotę w warunkach DTM. Mówi o tym też szef DTM, Gerhard Berger.
„Naszymi klientami są fani. I jeżeli ich nie będzie, to nie będzie też wyścigów. Teraz chyba wszyscy rozumieją, że nie możemy mieć 50 czy 100 tysięcy osób w jednym miejscu. Generalnie jestem jednak zwolennikiem rozpoczęcia najszybciej jak to możliwe. I mam tu na myśli wydarzenia, które wniosą ekonomiczny wkład w zachowaniu pracy wielu osób. Musimy zadbać, że po kryzysie koronawirusa nie wpadniemy w kolejny kryzys”.
Organizatorzy wyścigu na Norisring chcą mieć jednak odpowiedzi jak najszybciej.
„Wszyscy partnerzy i dostawcy – trybun, toalet i nie tylko chciałyby już mieć zamówienia albo wiedzieć, że ich nie będzie. Powstaje zatem pytanie do ITR, to mamy robić” – mówi Wolfgang Schlosser. Chce on walczyć o rozegranie tego legendarnego dla serii wyścigu. „Byłby to pierwszy raz od 1959 roku, kiedy nie byłoby wyścigu na Norisring. Wówczas zabrakło pieniędzy na wyścig. Jeżeli teraz wirus wymusiłby zamknięcie, to byłaby klęska” – dodaje.
To jednak nie jedyne przeszkody. Ewentualną decyzję o rozegraniu wyścigu w połowie lipca, musiałyby zatwierdzić również władze Norymbergi.
„Mamy taki zapis w naszym kontrakcie, a teraz nikt nie da nam tej zgody, bo nie chcą podejmować ryzyka. Nawet jeżeli władze pozwolą na rozgrywanie eventów, to nie będzie możliwe rozgrywanie wyścigów tej skali” – zaznacza organizator.
Obawia się on, że kolejne przełożenie terminu skutkowałoby kolejnym wyścigiem na Norisring dopiero w 2021 roku, bo w drugiej części sezonu kalendarz będzie bardzo napięty.
„Grała będzie Bundesliga, a my potrzebujemy stadionu na centrum prasowe i wystawiennicze oraz miejsc parkingowych. Będą również targi, które teraz zostały przesunięte oraz koncerty” – mówi. Omawiając pomysły rozgrywania wyścigów tylko dla widzów poniżej 60. roku życia Schlosser odpowiada, że to nierealne by sprawdzić wszystkich.
W grę wchodzi też kwestia ilu kibiców będzie chciało się udać na wyścig.
„Ludzie są teraz wysyłani na urlopy, są im obcinane pensje i nie myślą o rozrywkach. Czy będzie ich stać by wybrać się na tor z rodzinami i wydać 200 czy 300 euro?” – mówi Schlosser, otwarcie przyznając, że boi się bankructwa.
„Teoretycznie może dojść do sytuacji, w której event zostanie odwołany trzy dni przed terminem bo wirus rozprzestrzeniałby się szybciej lub byłaby druga fala zachorowań. To byłaby całkowita porażka i strata 100% środków. Oznaczałoby to bankructwo organizatorów. Jesteśmy w innej sytuacji niż permanentne tory, które mogą otworzyć bramy i budki z kiełbaskami kiedy chcą” – dodaje Niemiec.