„Nigdy żadnej łodzi, na której jeździliśmy, nie sprzedaliśmy i nie sprzedamy. Jest bardzo dużo emocji z nimi związanych. To nie są przedmioty i zasługują na szacunek” – mówi w naszym wywiadzie Bartłomiej Marszałek, kierowca F1 H2O i zawodnik Orlen Teamu. Zapraszamy – wspólnie z Iwoną – do lektury!
Jak to jest być pierwszym i jedynym dotąd Polakiem w F1 H2O? To podobnie jak Robert Kubica – dotąd pierwszy i jedyny Polak w czterokołowej F1.
Bartłomiej Marszałek: To bardzo miłe uczucie i nigdy się do niego nie przyzwyczaję. Włożyłem w to dużo pracy, tak jak Robert. Jego historię śledzę z publikacji i opowieści, bo nie znamy się jeszcze tak dobrze, aby wspólnie wspominać stare czasy. Jesteśmy teraz obaj w Orlen Team, więc na pewno będzie okazja, aby porozmawiać i powymieniać się doświadczeniami. W przypadku F1 zarówno wodnej, jak i kołowej, duże znaczenie ma zaangażowanie od młodych lat. W moim przypadku to historia rodzinna, bo jeździłem z tatą na zawody odkąd byłem dzieckiem. Podobnie jak Robert, który jeździł z tatą do Włoch.
Żeby dostać się do takich sportów, trzeba najpierw zdobyć pewną pozycję – to jest ważniejsze od pieniędzy. Pieniądze wcześniej czy później się pojawiają, natomiast znalezienie odpowiednich ludzi, którzy będą za Tobą stać, promotorów, którzy pomogą Ci piąć się w górę – to największa trudność.
Ja jeździłem sam. Na początku byłem odbierany jako tzw. pay-driver. Wszyscy zawodnicy myśleli, że ja mam za sobą mocne zaplecze – do momentu, kiedy okazało się, że to mój upór, pasja i moja prywatna walka za wszelką cenę. Odbywałem podróże do Włoch, w tę i z powrotem w jeden dzień. Jeździłem tam tylko po to, żeby coś załatwić, czy odebrać. Do dzisiaj zdarza mi się tak robić.
Ile miałeś lat, kiedy zaczęły się te pierwsze samotne podróże? Jaka to historia?
Zaczęło się wtedy, kiedy wyrosłem z klas wyścigowych taty i zamarzyłem o ściganiu się w F2. Pamiętam moją pierwszą łódź, którą miałem dzięki sponsorom. Była to łódź używana. Cały ten zestaw kosztował mniej, niż teraz samo wspomaganie kierownicy do bolidu F1 H2O. Jeździłem w stronę Litwy, Łotwy, Rosji, bo tam znałem ludzi, którzy mogli mi pomóc, wtajemniczyć mnie. Wsiadłem w samochód, włożyłem łódź na lawetę i ruszyłem. Oczywiście nawigacja wtedy nie pomagała. Modliłem się po drodze, żeby mi się auto nie popsuło, bo mijałem czasami podejrzanych ludzi… Sama łódka wyglądała dziwnie i budziła zainteresowanie. To są dla mnie fajne wspomnienia, kiedy teraz o tym mówię… Może to kiedyś nawet opiszę? Teraz jednak trzeba korzystać z tego, co się wypracowało i tutaj nadal idę do przodu. Najważniejsze dla mnie jest to, że przez te wszystkie lata, nauczyłem się zaradności. Dzięki temu teraz nie muszę się nikim wyręczać i prosić o technologiczną pomoc w tym sporcie. Potrafię sam nad tym wszystkim panować, także organizacyjnie.
W porównaniu do „tradycyjnej” F1, jakie są koszty utrzymania zespołu? Twój tata powiedział kiedyś żebyś nie marzył o wodnej F1, bo to „ogromny rozmach finansowy”.
Tata tak mówił, również z uwagi na ojcowską troskę. Zdawał sobie sprawę, że F1 H2O to inny świat pod względem kosztów. Pieniądze są oczywiście potrzebne i te zespoły, które są na czele – jak Team Abu Dhabi, czy Team China – są wspierane przez rządy tych państw.
F1 H20 to sport egzotyczny w Polsce, ale jest bardzo znany w innych zakątkach świata i ma tam globalną dystrybucję telewizyjną. Takie ekipy jak na przykład Team Abu Dhabi, przeznaczają na utrzymanie zespołu dziesiątki milionów euro rocznie. Nie są to oczywiście tak duże kwoty, jak w samochodowej F1, ale wciąż robią wrażenie. W wodnej formule team nie liczy kilkaset osób, ale w tych największych zespołach może być zatrudnionych nawet 50 ludzi. Są to specjaliści z różnych dziedzin, którzy przez cały rok pracują nad szybkością bolidu. Te zespoły mają dużo testów, warsztaty w różnych częściach świata, więc jeśli klimat w Europie nie dopisuje, uciekają na Florydę lub do Emiratów i produkują kolejne generacje łodzi. To nie jest tak, że dasz mi worek złota, a jak kupię wszystko, co najlepsze. Bo tak jak w technologii – z roku na rok wszystko się zmienia, a w motorsporcie to jest jeszcze bardziej dynamiczne.
Wierząc, że mogę dostać się do tego sportu, w F2 rozpocząłem starty na starej łódce, a potem zamarzyła mi się nowsza łódź. Chciałem mieć szansę sprawdzić na niej swoje możliwości. Żeby to zrealizować, musiałem wiele poświęcić – na przykład sprzedać wymarzone mieszkanie, które dostałem od rodziców. Kiedy byłem jeszcze w liceum, jak ten blok budowali, patrzyłem na niego z zaparkowanego samochodu i wyobrażałem sobie, że będę tutaj mieszkał, miał pracę… Te plany, z dnia na dzień się zmieniły, z uwagi na to, że brakowało do nowego bolidu połowę kwoty – a ta połowa pokrywała się z wartością tego mieszkania.
Wspomnianą łódkę straciłem potem w F1. Podczas trzeciego GP F1 H2O, to wszystko na co pracowałem przez wiele lat, odebrał mi obecny Mistrz Świata Shaun Torrente. Wpadł na mnie na pierwszej prostej, jadąc nieprzepisowo i na 2 lata wykluczył mnie ze startów. Potem pod znakiem zapytania stało, czy wrócę do ścigania. Później, kiedy czułem jeszcze skutki tego wypadku, tata powiedział mi: słuchaj, jeśli chcesz wrócić, musisz natychmiast wracać. W związku z tym, kupiliśmy używaną łódź od Szwedów. Pracowałem przy tej łodzi dwa lata.
Stałem już na podium, a do tej pory dysponowałem takimi pieniędzmi, jakimi oni (zawodnicy z innych krajów, np. z Emiratów – przyp. I.H.) dysponowali na same swoje ubrania, buty, czy ładne walizki. Teraz mam na szczęście wsparcie Orlen.
Czy przez 2 lata przymusowej pauzy, nauczyłeś się dużo technicznie?
Od samego początku, wszystko robiłem sam. Pierwsze zaproszenie, które dostałem do F1, miało miejsce w 2011 roku, gdzie dwa sezony jeździłem w F2 – na tej łodzi kupionej za mieszkanie. Tam zająłem 2. miejsce w 2010 roku w GP Włoch i byłem za ówczesnym Mistrzem Świata. Wtedy zwróciło na mnie uwagę parę osób z Teamu Nautica. Nie było mnie stać na to, aby być pay-driverem, ale powiedziałem im: Chcę z wami być. Wybierzcie sobie drugiego kierowcę, pay-drivera, a ja tę łódź F2 przerobię, aby homologacja spełniała F1 i dołączę do was „na trzeciego”. I tak się stało – przerobiłem im tę łódkę i zabrałem rodziców na start do Abu Dhabi. Chciałem głównie tacie pokazać, że sobie poradziłem.
Tam miałeś poważny wypadek.
No tak… Miała być to dla nich przyjemność, a była wątpliwa, bo na pierwszej prostej zdarzył się wypadek. Ratownicy wyciągając moją łódkę powiedzieli, że dawno nie wdzieli tak zniszczonego bolidu. Ona była przecież z F2, więc była słabsza i mocno odczuła to uderzenie. Dopiero zasmakowałem w F1 i od razu dostałem „z liścia” od życia.
Rodzice byli świadkami tego przez cały czas? To musiał być dla nich ciężki moment.
Tak, dokładnie. Na początku nie mieli informacji, czy mi się coś stało, a zobaczyli tylko mocno rozwaloną łódkę…
To podobna sytuacja, jak w przypadku Roberta Kubicy, kiedy miał groźnie wyglądający wypadek w Kanadzie.
Tak, znowu wszystko rozbija się o technologię. Kiedy kończyłem AWF, napisałem pracę na podstawie mojej F1. Pisałem o tym, że maszyny jeżdżą teraz szybciej niż kiedyś, a jednocześnie urazowość w wyniku wypadków się zmniejszyła – głównie przez rewolucje kompozytowe.
Skończyłeś AWF – dlaczego akurat ten kierunek?
To była uczelnia, która pozwalała mi łączyć sport z nauką. Całe studia odbyłem w trybie indywidualnego toku nauczania. Potem za namową rodziców, dostałem się na studia doktoranckie, ale moje plany sportowe zaczęły się rozwijać i na studia zabrakło już czasu. Jednak obozów, wyjazdów i integracji nie pamiętam. Pewnego razu, aby się wyrobić w czasie, na salę wykładową wszedłem oknem (śmiech).
Mówiłeś o tym, że silniki składasz w domu. Skąd masz niezbędne części?
Środki którymi dysponuję, przeznaczam na materiały – bo wszystkie modyfikacje robimy sami. Za pieniądze, które tak ciężko mi pozyskać, kupuję części i sami je tutaj modyfikujemy i montujemy. Oczywiście, korzystam też z hamowni pod Montrealem w Kanadzie. Tam mam całe zaplecze i możliwość korzystania z obrabiarek. W Kanadzie możemy zobaczyć na wykresach, co dają tę modyfikacje. Trzeba się na tym znać, bo te silniki są bardzo czułe i kapryśne. Jak w jednym miejscu dodasz, to w innym stracisz. Silnik, który szybko przyśpieszy, pojedzie wolniej na końcu. Modyfikacje, które robię, są dokalibrowaniem tego. U nas w F1, silniki są modyfikowane pod konkretną specyfikację toru.
Jaka jest żywotność silnika?
Po jednym GP się żegnamy. Wszystkie części są wymieniane na nowe.
Do tej pory nie trenowałeś pomiędzy zawodami. Mimo wszystko zajmowałeś coraz wyższe lokaty.
Nie, nie trenowałem. Teraz spełni się moje marzenie i będę testować w Polsce. Treningi dadzą mi dużo nowych możliwości, pozwolą pozyskać nowe umiejętności i zdobywać doświadczenie. Dopiero w 2016 roku poczułem pełną frajdę z jazdy – zero obaw i pełne oddanie się temu uczuciu. Potrafię kontrolować bolid i jechać na granicy latania, bo łódka bardzo łatwo odrywa się od wody. Z tego lotu, jak dochodzimy do zakrętu, płozy łódki wbijają się w wodę i woda daje super przyczepność. Zakręty w F1 H2O są niesamowite. Normalny samochód na asfalcie wpadnie w poślizg, a ja na wodzie mogę złapać ten „asfalt”. Zakręt, to jest największa magia w tym sporcie.
Powiedziałeś kiedyś, że jazda bolidem F1 bez przyczepności do tafli, to czysta magia. Co wtedy czujesz?
Pamiętam, jak pierwszy raz w życiu uprosiłem rodziców, żeby pozwolili mi spróbować na leżących łódkach. Pojechaliśmy do Chodzieży, czyli do miejsca, gdzie tata wielokrotnie wygrywał zawody. Miałem problemy z wystartowaniem. Tata powiedział mi wtedy: Bartula, dajmy sobie spokój, jeszcze może kiedyś spróbujemy. Ja jednak poprosiłem o jeszcze jedną próbę. W końcu udało mi się wejść w ślizg. Ten moment, kiedy przestajesz słyszeć szmery wody odbijającej się od łódki, a zaczynasz czuć, że wzbijasz się w powietrze… Pamiętam, że zacząłem drzeć się sam do siebie i poryczałem się… Będąc na środku jeziora, krzyczałem ze szczęścia w niebo.
To musiało być cudowne przeżycie. Wracając jeszcze do możliwości testów – masz tę opcję dzięki Orlen?
Tak. W tych trudnych czasach, dzięki decyzjom PKN Orlen, umowy są kontynuowane i dzięki temu możemy nadal się przygotowywać. To jest wielka sprawa. Mam kolegów i słyszę od nich, że tracą wsparcie, a my nie. Duże podziękowania dla Prezesa Obajtka i całej ekipy z PKN Orlen. Dzięki nim możemy robić swoje. Wierzę w to, cytując Prezesa Obajtka, że wrócimy jeszcze mocniejsi.
Jakie są przeciążenia w F1 H2O?
8G, a nawet 9G.
Zdecydowanie większe niż w samochodowej F1.
Tak. U nas jest trochę inaczej, bo w samochodowej F1 przeciążenia są największe przy dohamowaniu, a w F1 H2O nie ma hamulców. Pędzisz bez hamulców, nie wytracasz prędkości, a uderzenie, to uderzenie boczne, wygenerowane przyczepnością z wodą.
A jakie macie przyśpieszenie?
Do 100 km/h, poniżej 2 sekund. Startujemy jednak z wyłączonymi silnikami. Kiedy jest line-up, stajemy po kolei. Ten, który rusza pierwszy, ma najkrótszą drogę do pierwszego zakrętu. 20 bolidów staje w jednej linii, równolegle do pomostu startowego. Do pierwszego zakrętu zawodnik na P1 ma najkrócej, a ostatni ma najdalej. Nie można też krzyżować torów jazdy. W związku z tym, nawet jeśli jesteś 5. i wystartujesz lepiej, musisz zostawić miejsce dla pierwszej czwórki. Nie wolno Ci ściąć zakrętu. W praktyce jednak, bywa inaczej. Wspomniany już Torrente, który mnie staranował, zrobił to właśnie na pierwszej prostej. Nic nie widać w pióropuszach wody. W wodnej F1 nie możesz jechać za kimś, bo możesz wzbić się na wodzie do góry i masz także utrudnioną widoczność.
W samochodowej F1, kiedy wyścigi odbywają się w deszczu, kierowcy także mają przed sobą pióropusze wody i widoczność jest ograniczona.
My to mamy tutaj cały czas (śmiech).
Jakie są jeszcze podobieństwa i różnice miedzy F1 kołową, a wodną?
Cały wyścig masz w zasięgu wzroku, a nie tylko jeden fragment toru. Ciągle widzisz, co się dzieje. Nie ma też zjazdów do pit stopów w czasie wyścigu. Kwalifikacje odbywają się tak samo – jest Q1, Q2, Q3. Przed nimi odbywa się godzinny trening. W niedzielę podobnie – godzina treningu i potem GP, które trwa między 45 min a 60 min. Weekend wyścigowy trwa 2 dni.
W F1 H20 są nawet sezony, podczas których każdy wyścig wygrywa inny zawodnik i jest różnorodność pod tym względem. To wynika z trudności jazdy po wodzie – jeśli woda jest gładka, to każdy pojedzie, nawet młodzi zawodnicy. Trudności zaczynają się wtedy, kiedy jest na przykład fala.
Doświadczenie ma znaczenie.
Doświadczenie ma duże znaczenie i Ci najlepsi, są najdłużej w stawce. Obecny Mistrz Świata, Shaun Torrente, ma około 40 lat. Trzykrotny Mistrz Świata, Philippe Chiappe ma świetną formę, 7 córek, 54 lata i biega maratony. Najbardziej doświadczeni zawodnicy potrafią świetnie jechać na limicie.
Co jeszcze Was różni od królowej sportów motorowych? Słyszałam, że sami robicie sobie nawet szyby.
Tak! Za kilka dni, zaczynamy montaż pierwszego z silników w nowej specyfikacji. Codziennie przychodzą do nas części z zagranicy. Robimy tutaj wszystko kompleksowo. To oczywiście nie jest tak, że ja sam zrobię wszystko, siedząc w piwnicy. Korzystam ze wsparcia wielu ludzi, głównie z Polski. Robimy rzeczy od podstaw – fotele, kierownicę, deskę rozdzielczą, okablowanie, czy szyby.
Ile osób liczy Twój zespół?
Normalnie w teamie jest 15-20 osób, a w moim zespole 4-5 osób. Potrzebuję ludzi, którzy pomogą mi wszystko rozpakować, rozłożyć namiot, zwodować bolid. Moja narzeczona jest radiomenką. Zarządza komunikatami technicznymi, inżynierskimi, przekazuje mi informacje o temperaturach i ciśnieniach. Pomaga mi przez radio i motywuje. Ostatnio zrobiliśmy kolejny raz fast lap trophy. Czwarty raz w ciągu dwóch lat, miałem najszybszy czas okrążenia w wyścigu. To jest dobra prognoza na przyszłość.
Tak, zdecydowanie! Zwłaszcza, że nie miałeś do tej pory testów pomiędzy GP!
Tak. Ostatni start dał mi dużo refleksji. Ludzie pytali mnie, dlaczego się nie cieszę – a ja się cieszyłem, ale po swojemu. Im lepiej mi idzie, tym grono przyjaciół w padoku mi się zmienia. Moich konkurentów najbardziej boli to, że nie mogą odebrać mi czegoś, dzięki czemu nie będę mógł się lepiej przygotować do startów. Gdybym miał inżyniera, który by wszystko za mnie robił, to on już by dawno pracował gdzie indziej, zostałby podkupiony. Najbogatsze teamy wykupują najlepszych specjalistów i przez cały rok nic od nich nie chcą. Robią to tylko po to, by Ci specjaliści nie pracowali na sukces rywali. Na takie ruchy trzeba mieć pieniądze. Dobry inżynier w F1 H2O za dzień pracy bierze kilka tysięcy euro. Mnie na takie dniówki nie stać. Nawet, gdyby było mnie stać, wolałbym sam się tym zajmować.
Kiedyś Twój tata powiedział, że w padoku F1 H2O nie ma zbyt wielu przyjaciół i ja od razu widzę analogię do padoku kołowej F1.
Znam kilka miłych osób i są to zazwyczaj osoby starsze z tego środowiska, które już nie jeżdżą. Media mnie bardzo lubią, bo nie gwiazdorzę i nie zadzieram nosa – w przeciwieństwie do wielu innych zawodników.
Tylko łódki, czy do samochodów też Cię ciągnie?
Bardzo lubię motoryzację. Jeździłem nawet kiedyś dakarową ciężarówką i NASCARem. Kiedyś chciałbym spróbować może DTM? Rallycross też jest fajny. F1 raczej nie, bo za trudna (śmiech).
Wolę wyścigi niż rajdy. Rajdy są dla mnie jak nasze kwalifikacje – z całym szacunkiem do wszystkich rajdowych zawodników, bo to bardzo trudny sport. W wyścigach, oprócz tego że walczysz ze sobą w sobotę, to w niedzielę walczysz też z innymi, łokieć w łokieć – i to jest to, co mnie pociąga. W mojej F1 jest dużo doświadczonych zawodników i wiem, czego mogę się po nich spodziewać. Arabscy zawodnicy są wyjątkiem (śmiech). Czasami potrafią specjalnie w Ciebie wjechać i się rozbić, żeby przekazać Ci wiadomość: następnym razem masz mi ustąpić.
Czym jeździsz?
Głównie busem, Renault Traffic. To jest pojazd, którym byłem w wielu miejscach w Europie. Passatem Kombi zrobiłem 400 000 km w 3 lata.
Jak sobie radzisz z presją? Korzystasz ze wsparcia psychologa sportowego?
W grudniu, podczas mojego ostatniego startu, było bardzo dużo ludzi. Ciążyła na mnie duża presja i oczekiwania co do mojego wyniku. Miałem już wszystkich dosyć. Dodatkowo, mój tata był wtedy w szpitalu. Wsiadłem do bolidu, zamknąłem daszek i pomyślałem: Wreszcie chwila ciszy i spokoju… Kiedyś przed startem, myślałem: Co to będzie, jak się wywrócę albo jak się wypnę z pasów? Byłem bardzo napięty. Teraz jednak, nadszedł już taki moment w moim życiu, że po prostu siadam, koncentruję się i ruszam. Nic innego się nie liczy.
Moim psychologiem jest tata. On jest, jak sam to określa, surowym recenzentem dla mnie. Również przez to, co przeżył w życiu. Tata jest zero jedynkowy, jak jest dobrze to jest dobrze, jak jest źle, to mówi wprost. Nie neguję roli psychologów, bo są bardzo potrzebni, natomiast dla mnie jest nim mój tata.
W F1 H2O nie ma hamulców. Hamulców nie ma także w żużlu, gdzie jeździ Bartek Zmarzlik. Mieliście okazję o tym porozmawiać?
Z Bartkiem od razu złapaliśmy wspólny język. Rozmawialiśmy już nawet o tzw. rybkach i grzybkach, bo obaj mamy ciągoty do bycia na łonie natury. Analogią do żużla są klasy, w których startowałem z moim tatą oraz z moim śp. bratem, który też był Mistrzem Świata – to jest taki nasz hat trick marszałkowy. Tam leżeliśmy się na brzuchu, jechaliśmy pełnym gazem. Zakręcaliśmy tylko w lewo, ale bardzo szerokim driftem. Format wyścigu również jest podobny do żużla, bo to krótki wyścig.
Potem wystartowałem w wyścigach endurance 8h, nastepnie 24h w Rouen. To mnie jednak nie pociągało. Wolę 24h emocji skumulować w 45 min. i mam to w F1.
Do klas leżących nadal masz jednak wielki sentyment.
Tak. W Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie jest łódka, na której startował mój tata, brat i ja. Na tej łódce, ścigałem się kiedyś z Sebastianem Vettelem w Krakowie. Nigdy żadnej łodzi, na której jeździliśmy, nie sprzedaliśmy i nie sprzedamy. Jest bardzo dużo emocji z nimi związanych. To nie są przedmioty i zasługują na szacunek. Dlatego muzeum to dobre miejsce dla niej.
Poznałeś Sebastiana Vettela, rozmawialiście. Jaki on jest?
Mieliśmy dużo okazji do rozmów, kiedy siedzieliśmy razem 4 godziny w ciężarówce. Sebastian miał wtedy 20 lat, a ja byłem świeżo po stracie mojego brata, który zmarł. To on miał wtedy ścigać się z Vettelem, nie ja. Ja go tylko zastąpiłem. Był to dla mnie trudny emocjonalne czas. Wierzyłem jednak, że moja obecność tam jest anielskim gestem od brata. Po jego stracie wiele rzeczy się w moim życiu wydarzyło, które doprowadziły mnie do F1.
Jechaliśmy razem z Sebastianem taksówką na imprezę. To bardzo skromny chłopak. Widać, że jest uczony od podstaw. To pokazuje prestiż F1. Miał cały czas za sobą człowieka, który poprawiał mu kołnierzyk, pokazywał zza kamery, żeby bardziej się uśmiechał, prostował plecy. Pełen profesjonalizm. Wydawał się osobą spokojną, znającą swoją wartość i kolejne lata jego życia pokazały, że moja ocena jest trafna. Nie zadzierał nosa, był miły.
Mówisz, że Sebastian jest skromny i nie zadziera nosa. Miałam okazję poznać jego tatę i porozmawiać z nim. Cudowny człowiek. Kim jest dla Ciebie Twój tata?
Tata jest dla mnie autorytetem i wzorem, nie tylko w sporcie, ale w życiu w ogóle. Jest człowiekiem bardzo sumiennym, uczciwym i bardzo dużo przeżył. Zdaje sobie sprawę, że wszystko w życiu ma swoją cenę i tego nauczył również mnie. Jego więź z mamą jest cudowna. Moja mama jest naszą orlicą i spina całą rodzinę. Jest bardzo dzielną kobietą. Potrafi być damą w sukni na balu, a za chwilę trzymać wał korbowy, żeby nam pomóc. To jest piękne. Wspiera mnie bardzo i nie ma z nami łatwo. A tata, nie owija w bawełnę i opowiada mi piękne historie. Mistrz jest najlepszy! Szkoda, że nie mogę go zabierać na zawody, bo jest świetny, także technicznie. Tata jest dla mnie przyjacielem i trenerem, dlatego psychologa już nie potrzebuję. Ciosem dla nas była strata mojego brata. Brat cierpiał na astmę. Był Mistrzem Świata w tym sporcie i był kamikadze! Nie nadążaliśmy z tatą naprawiać po nim łódek, bo u niego było albo podium, albo „bum” (śmiech).
Blogowy kwestionariusz:
– O czym w życiu chciałbyś zapomnieć?
O niczym, bo nawet jeśli popełniam błędy, wyciągam z nich wnioski.
– Najlepsze wspomnienie z dzieciństwa, związane z łódkami?
To, jak tatę podziwiali ludzie, kiedy zdobywał Mistrzostwa Świata.
– Czego mógłbyś nauczyć innych?
Postawy do życia, pokory, konsekwencji, szacunku i miłości do rodziny oraz sportowego zacięcia.
– Jakie są twoje cele?
Chciałbym zostać Mistrzem Świata. Teraz wiem, że to jest realne. Muszę jeszcze tylko wszystko zoptymalizować i chcę jak najszybciej wrócić na podium F1.
– Ile spisz godzin na dobę?
Teraz, po 30-ce, trochę więcej niż jak byłem młodszy (śmiech).
– Najdziwniejsze miejsce na którym spałeś?
Wszystkie parkingi, na których często jestem, jeżdżąc po świecie.
– Jak najłatwiej sprawić Ci przyjemność?
Szczerością i pomocą innym osobom. Teraz coraz trudniej spotkać ludzi, którzy są prawdziwi.
– Co Cię irytuje?
Jak bardzo długo robię jakieś rzeczy, próbuję coś naprawiać i wychodzą jakieś usterki. Czasami kilkadziesiąt godzin pracy jest niwelowanych w sekundę. Sztuczność ludzi oraz komercja i chęć pieniądza.
– Najpiękniejszy kraj w którym byleś?
Polska i Portugalia.
– Ulubiona dyscyplina na olimpiadzie?
Pięściarstwo i lekkoatletyka. Piłkę nożną też lubię. Powinnyśmy zrobić motorsportowe igrzyska!
– Jak pachnie zwycięstwo?
Zależy, jak przychodzi. Możesz je dostać i nie szanować tego, a możesz je wypracować i zasłużyć na nie. W zależności od tego, pachnie różnie.
– Czego nie umiesz, a chciałbyś się nauczyć?
Grafiki komputerowej.
– Ulubiony zespół muzyczny?
Bardzo lubię Eda Sheerana. Lubię spokojną muzykę, dzięki której mogę złapać chwilę refleksji. Wygrałem nawet w styczniu „Jaka to melodia”! Stare kawałki są jak stare dobre samochody retro.
– A słuchasz kawałków przed startem?
Kiedyś słuchałem, ale źle to się skończyło. W Katarze przed treningiem tak się nakręcałem muzyką, że się wywróciłem na zakręcie!
– Jest jakiś samochód, którego nie masz, a chciałbyś mieć w przyszłości?
Najbardziej kręcą mnie auta eleganckie i męskie, typu Rolls Royce, czy Bentley – ale to na emeryturę. Teraz liczy się praktyczność – żeby jak najwięcej się zmieściło.
– Oglądasz seriale? HBO, Netlix?
Miedzy mną a Netflixem nie ma chemii.
– Rozpoznają Cię już ludzie na ulicy?
Czasami tak, ale ja wolałbym pozostać anonimowy. Chcę tak jak tata, być oceniany za to, co zrobię w sporcie.
– Masz ulubionego kierowcę F1/rajdowego?
Robert Kubica – kibicowałem mu jak jeździł i kibicowałbym, gdyby znowu jeździł. Lubię też Moto GP. Znam Maxa Biaggi, podziwiam Valentino Rossi. Z obecnych w stawce Sebastian Vettel. Z rajdów, Sebastien Ogier i Loeb – to wirtuozi.
– Komu zawdzięczasz to, gdzie jesteś teraz?
Rodzinie.
Iwona Hołod
fot. Arek Rejs