W ubiegłym roku nieco łatwiej było nam przypominać sobie bardzo przykre wydarzenie z 6 lutego 2011 roku. W 2019 Robert Kubica odzyskał w wymiarze sportowym to, co stracił podczas Ronde di Andora, choć w zupełnie innej, niestety znacznie gorszej formie. Dziś rozpoczyna nowy etap kariery, ale nadal związany z Formułą 1. Czy w nowej dekadzie, warto jeszcze przypominać wydarzenie sprzed 9 lat?
„Szukałem czegoś poza F1, co sprawi, że będę lepszym kierowcą, czego nie robią inni kierowcy. Nadal uważam, że w 2010 roku zdobywałem więcej punktów w określonych sytuacjach niż zdobywałbym bez rajdów. Na przykład dłużej zostając na slickach i zyskiwałem mnóstwo miejsc. Tych rzeczy się jednak nie widzi, to można ocenić tylko samemu. To prawda, że zapłaciłem wielką cenę i nadal ją płacę, ale to nie było tylko dla funu. Żądza stania się lepszym kierowcą była ogromna i rajdy zaspokajały ją. To był ostatni rajd, który miałem przejechać w moim życiu, bo wiedziałem, że zespół, w którym będę jeździł w przyszłym roku, nie pozwoli mi na jazdę w rajdach. To były dziwne okoliczności. Został mi zaoferowany ten rajd, bo zespół, który mnie obsługiwał czuł się winny za wiele usterek, które miałem w ich samochodach w poprzednich rajdach. Podczas testów w Walencji we wtorek gdy się obudziłem pomyślałem, że nie chcę jechać w tym rajdzie. Zadzwoniłem do gościa by mu to powiedzieć, ale on był tak podekscytowany, że wszystko już zorganizował, że nie chciałem mu odmawiać…” – mówił w Beyond the Grid Robert Kubica o tym, jak doszło do jego startu w Ronde di Andora 2011.
Co było potem – wiemy. Wypadek jeden na milion, kara za mały błąd na trasie rajdu zupełnie niewspółmierna do winy. Coś, czego nie da się podciągnąć pod „typowe ryzyko rajdowe”. Wszystko za sprawą rozkręconej bariery, która wbiła się w samochód Roberta Kubicy i Jakuba Gerbera. Jak mówił potem Robert – gdyby przeszła 5 cm w prawo, nic by mu nie było. Gdyby przeszła 5 cm w lewo, Kubicy by nie było.
W przypadku każdej innej osoby, byłby to początek niezwykle heroicznego boju o powrót do zdrowia. Kubica jednak miał jednak z tyłu głowy również powrót do sportu. Łatwo jednak nie było bo startował z bardzo trudnej pozycji.
„Prawda jest taka, że był długi moment, że walczyłem o życie. Ludzie skupiają się na moim ramieniu ponieważ to moje największe ograniczenie. Tak naprawdę jednak miałem złamania od mojej stopy do ramienia po mojej prawej stronie. Miałem wiele złamań, dlatego moja rehabilitacja była tak skomplikowana i długa. Miałem szczęście, że byłem sportowcem i jeździłem w F1 i pewnie tylko dlatego nadal mam rękę. Pierwsze dwa miesiące były bardzo ciężkie. Miałem miesiące, a nawet cały rok miałem duże bóle całego ciała w zależności od warunków. Prawdopodobnie dwa lata zajęło mi dojście do rozsądnego poziomu. Ludzie koncentrowali się na tym, by wsadzić mnie z powrotem do samochodu najszybciej jak to możliwe. Najpierw trzeba jednak czuć się dobrze z samym sobą, by myśleć o czymś więcej. Zdecydowałem, że najpierw muszę się obudzić rano szczęśliwy i wtedy mogę zacząć być kierowcą wyścigowym. Teraz, na szczęście, to uczucie minęło. To prawda, że czas jest czasem najlepszym lekiem. Myślę, że pokazuje to, że bycie cierpliwym może pomóc. Oczywiście, wiem, że straciłem trochę włosów i tych straconych lat nic mi nie odda, ale to również część mojego życia” – powiedział Robert.
Rok temu Robert wrócił do F1 jako kierowca wyścigowy. Williams sprawił jednak, że to wielkie wydarzenie stało się bardziej symbolicznym niż sportowym faktem. Robert nie miał możliwości walki, nie miał też wsparcia, jakiego potrzebował. Generalnie, trudno mówić o „wsparciu”.
Na szczęście w ciągu ponad 25 lat swojej kariery pokazał, że nie polega jedynie na wsparciu, że wiele rzeczy potrafi wywalczyć sam. Może jednak liczyć na swoich kibiców i partnerów – obecnie PKN Orlen, który daje Robertowi możliwość dalszego podążania za marzeniem powrotu do ścigania w F1, a nie tylko jazdy tam.
Wiele razy już przy okazji tej rocznicy zastanawiałem się, czy warto poświęcać jej osobny wpis. Wszak media i eksperci, a nawet inni kierowcy nader często przypominają w swoich wypowiedziach o ograniczeniach Kubicy. Ale według mnie warto mówić o 6 lutego 2011 roku. Nie w kontekście teraźniejszości i wpływu, jaki tamto wydarzenie ma lub nie ma na obecne osiągnięcia Kubicy. Chodzi raczej pokazywanie i przypominanie drogi, jaką człowiek potrafi przejść po tragicznym wydarzeniu, które zabiera mu prawie wszystko, zostawiając jedynie talent i wolę walki. Nie da się odzyskać wszystkiego, co zabrał los, ale póki można, trzeba próbować odebrać mu jak najwięcej.
Jeżeli ktoś chciałby przypomnieć sobie bliżej tamte wydarzenia, polecam lekturę Anatomii Powrotu 2011 tutaj.