„Lewis Hamilton przestał obserwować profil Formuły 1 na Instagramie” – to najnowszy „news dnia”, szczególnie dla tych, którzy wierzą, że Lew… Sir Lewis Hamilton może odejść z Formuły 1 po tym, co spotkało go tydzień temu. Rozgoryczenie jest sprawą całkowicie naturalną, ale czy takiemu mistrzowi, z tytułem szlacheckim, takie obrażanie przystoi? I jak jego zachowania licują z tym co mówi?
Żeby nie było
Lewis Hamilton jest jednym z najwybitniejszych kierowców Formuły 1 w historii. Pokazywał, że jest wielkim talentem w kartingu i seriach juniorskich, choć bywali od niego lepsi, m.in. Robert Kubica.
Lewis szybko trafił pod skrzydła programu juniorskiego i miał wsparcie Mercedesa, a potem McLarena. To bardzo pomogło mu w karierze, ale swoje musiał w niej wywalczyć. Sezonem, w którym zaimponował mi najbardziej, był 2007 – stawił czoła wielkiemu mistrzowi w postaci Fernando Alonso i był bardzo bliski zdobycia tytułu. Trzeba jednak powiedzieć, że dostał od McLarena to, czego od Mercedesa nie dostanie np. George Russell – możliwość równej walki z teoretycznie głównym kierowcą ekipy. A jednocześnie tytuł przegrał również po swoich błędach.
Hamilton jest genialny w zarządzaniu oponami, jest znakomity na jednym kółku. Jest kierowcą kompletnym, który wykorzystał prawie wszystkie – bardzo liczne – szanse od wyścigowego losu. Za to wielkie brawa dla niego. Jasne, od 2014 roku bolid jakim jeździ, gwarantuje mu mistrzostwa i również w 2016 roku sięgnąłby po tytuł, gdyby nie awaria w Malezji.
W sezonie 2021 pierwszy raz od dawna, widziałem u Lewisa spadek formy. Szczególnie na początku sezonu. I tak był jednak w stanie stworzyć fenomenalny spektakl, wspólnie z Maxem Verstappenem. Nie można zaprzeczać temu, że jest zawodnikiem wybitnym.
Mistrzostwo
Trzeba powiedzieć, że jeżeli chodzi o straty punktowe w sezonie 2021, to w przypadku Verstappena większość z nich nie wynikała z błędów kierowcy. W przypadku Hamiltona już samo Baku wygenerowało tyle straconych punktów, które dałyby mu mistrzostwo. Tam popełnił błąd (choć Toto Wolff nazywa to „finger issue”), który go wiele kosztował.
Lewis po tym sezonie nie może skupiać się tylko na tym, co inni zrobili źle, ale musi też być świadom swoich błędów. A w tym sezonie – szczególnie na jego początku, błędów Lewisa nie brakowało.
Decyzje sędziów z pewnością nie pomogły kierowcom – raz były na korzyść Maxa, raz Lewisa. Z natury agresywniejszy Verstappen potrafił to jednak lepiej wykorzystać – jeżeli nie na torze to medialnie.
Bojkot
W Abu Zabi Lewis bardzo dobrze zachował się w stosunku do Maxa Verstappena, gratulując mu zwycięstwa. Podobnie zrobił jego ojciec. Nie wiem, czy tak samo zachowałby się Max Verstappen, choć w trakcie wyścigu, gdy tracił już kilkanaście sekund do Lewisa Hamiltona, zdołał się już oswoić z myślą, że nie zdobędzie tytułu. Z pewnością Max miałby wielkie pretencje do sędziów. Wszak tydzień wcześniej praktycznie uciekł z podium.
Na tym jednak „politycznie poprawne” zachowanie Lewisa się skończyło. Nie przyszedł na obowiązkową konferencję prasową po GP Abu Zabi, a potem zbojkotował galę wręczenia nagród FIA. Nie odezwał się też do kibiców, których zawsze tak chwali.
Z jednej strony mówimy często, że w obecnej F1 brakuje prawdziwych emocji i wyrazistych wypowiedzi, a przecież takie emocje „pokazuje” teraz Lewis – złość, rozgoryczenie i smutek po porażce. Narzekamy, że za dużo jest owej poprawności politycznej. Z drugiej jednak można zapytać, czemu o „best fansach” pamięta się jedynie po zwycięstwie. Gdy Verstappen był w szpitalu po zderzeniu na Silverstone, Hamilton biegał po torze z flagą „bo widział tylu cieszących się ludzi”, teraz – gdy fani, broniący go ze wszystkich stron, czekają tydzień na komentarz, nie ma go.
Gala FIA jaka była taka była, ale honorowani byli na niej najlepsi kierowcy świata w wielu dyscyplinach. Obecni są na niej przedstawiciele najważniejszych instytucji motorsportowych, władze serii. Dla FIA to być może najważniejsze wydarzenie w roku. Co więcej – Lewis Hamilton ma na niej odebrać nagrodę dla Osobowości Roku oraz wicemistrza świata. Nie zjawia się. Pomijając to, czy Lewis złamał jakieś przepisy czy nie, bojkot gali mocno odbił się na wizerunku FIA. A przecież Hamilton jest „tylko” jednym z kierowców i nie może być tak, że to on dyktuje warunki.
Jeszcze większym afrontem według mnie była nieobecność Toto Wolffa. Otóż szef Mercedesa – mistrzowskiej ekipy, która odbierała nagrodę za niesamowite osiągnięcie – ósmy z rzędu tytuł mistrzowski – nie zjawia się na gali, solidaryzując się z jednym z kierowców. A co z kilkuset pracownikami zespołu?
Odlajkowanie profilu F1 dla mnie to zupełnie nieistotna kwestia. Być może Lewis miał dość pojawiających się na jego tablicy filmów od F1, pokazujących wydarzenia z ubiegłego tygodnia. Jeżeli był to jednak jakiś manifest, to wyjątkowo słaby i nie przystający komuś takiemu.
Problem
Gdy jesteś na świeczniku i – tak jak Lewis – bardzo mocno włączasz się w aktywizm na rzecz jakiejś sprawy, bardzo trudno jest uniknąć oskarżeń o hipokryzję. Walczysz o prawa zwierząt – pojawiasz się w skórzanych butach. Walczysz o równość i sprawiedliwość, a potem, gdy coś dzieje się przeciwko tobie, mówisz, że to manipulacja i obrażasz się. Mówisz, że fani są najważniejsi – potem nie odzywasz się do nich.
To jest właśnie problem sportowców angażujących się w akcje społeczne. Żeby być dobrym, wygrywać, musisz być nieustępliwy, arogancki, walczyć na granicy, szukać każdego sposobu na zwycięstwo. I tak Lewis zaczął grać w drugiej części sezonu – za co mu chwała. Ale nie licuje to często z tym, co mówi.
Hamilton poza F1 walczy o niesamowicie ważne kwestie i dobrze, że się angażuje, choć być może dla nas – kibiców F1 – dobrze byłoby, aby to wsparcie przybrało bardziej materialnego, a mniej mentorskiego wymiaru. Przy czym piszę to z bardzo nieobiektywnej pozycji kibica F1, który chce oglądać twarde starcia gladiatorów Formuły 1, którzy myślą wyłącznie o F1 i których pochłania ona 100% uwagi.
Inną sprawą jest, że cała F1 ostatnio często ociera się o hipokryzję, walcząc w dobrych sprawach, proekologicznych, a jednocześnie nie krzywiąc się na wizyty w krajach, które są oskarżane o łamanie praw człowieka czy chętnie czerpiąc ze źródeł gigantów naftowych. I to jest właśnie ten zgrzyt, którego nie da się uniknąć.
A zatem
Według mnie, wyżej podawane przykłady pokazują, że Lewis Hamilton to nadal racer z krwi i kości. Lata dominacji Mercedesa pozwoliły mu zająć się też czymś innym. Dopiero Red Bull i Max Verstappen – dosć brutalnie – przypomniały Lewisowi, że aby wygrywać w F1, trzeba się jej absolutnie poświęcić i nie wolno odpuszczać. Śmiem zaryzykować tezę, że gdyby Lewis przestał odpuszczać Maxowi wcześniej niż na Silverstone, ten tytuł mógłby jednak trafić do niego. Dotychczas Hamilton puszczał Verstappena w sytuacjach stykowych, wiedząc, że i tak ma szybszy bolid. „Spoko, niech Max wygra sobie ten wyścig, ja i tam na przestrzeni sezonu mam szybsze auto” – to tym razem nie zadziałało.
Podobnie uśpiony został Mercedes. Z pewnością plują sobie w brodę, że nie wykorzystali tokenów rozwojowych. Gdyby się na to zdecydowali, być może Lewis miałby tytuł.
Zarówno zatem Lewis jak i Mercedes w pewnym sensie pokpili sprawę, czując się zbyt pewnie. Teraz – gdy przegrali jeden z tytułów – próbują wyprzeć myśl, że sami popełnili błędy i przerzucić winę na sędziów, dyrekcję wyścigu, FIA i rywali.
Lewis Hamilton Formuły 1 nie rzuci. Widać, jak bardzo zależało mu na tym tytule. Dzięki tej historii wróci z nową motywacją, bardziej skupiony na wyścigach. Podobnie będzie z Mercedesem. I to jest ogromna wartość tego sezonu i za to jestem bardzo wdzięczny Red Bullowi i Maxowi Verstappenowi.
Czeka nas niesamowity sezon 2022. A to tylko jeden z aspektów jego wyjątkowości.