Na wstępie tekstu zaznaczę, że nie pałam sympatią do Nicka Heidfelda. Jeżeli ktoś nie życzy sobie czytać moich wywodów nt. Heidfelda, to proszę aby od razu przeszedł do czterech ostatnich akapitów.
Jak już kilkakrotnie pisałem, Nick Heidfeld podczas występów w seriach juniorskich był uważany za wielki talent. Wróżono mu ogromne sukcesy w Formule 1. Niestety dla niego, one nie przyszły. Można mówić, że miał pecha, bo gdy wszyscy przymierzali go do występów w McLarenie w 2002 roku, to jego partner z Saubera, Kimi Raikkonen, trafił do zespołu z Woking, co było dla Fina ważnym krokiem do tytułu mistrzowskiego. Niemiec tułał się po słabszych zespołach licząc na angaż w jednym z lepszych. Nigdy nie szły za nim jednak wysokie kontrakty sponsorskie, nie był bardzo medialną osobą, a tych braków nie umiał nadrobić na torze.
Najlepszym okresem w jego karierze były lata 2005-2008. Rok startów w Williamsie, wywalczenie 3 miejsc na podium, a potem 3 obfite lata w BMW Sauber. To właśnie tam Nick otrzymał bolid, w którym miał szanse walczyć o miejsca na podiach. No ale… zjawił się ten Kubica. I znowu Heidfeld był gorszy. Sprawiał wrażenie zawodnika, który gdy przegrywa to nie idzie potrenować, czy popracować z mechanikami i inżynierami, tylko idzie do kierownictwa zespołu, mówi, że to on powinien być liderem, a potem idzie do dziennikarzy i mówi, że jest wspaniałym kierowcą.
Ale przejdę już do sedna. Decyzja ekipy z Enstone o zatrudnieniu Heidfelda była jak najbardziej słuszna, bo nie było zwyczajnie lepszego wyboru. Niemiec zdawał się gwarantować wniesienie doświadczenia i stabilnej formy. Stało się jednak nieco inaczej. U polskich kibiców Nick nagrabił sobie tuż po zastąpieniu Roberta Kubicy w Lotus Renault GP. Niemiec wypowiadał się tak, jakby było oczywistym, że zastąpi Polaka, nawet gdyby ten nie miał wypadku. Od razu zaczął się twierdzić, że pokaże swoją wartość, że powalczy o miejsce w LRGP na przyszły sezon, że nie ma zamiaru nikomu oddawać swojego miejsca. Ale im dalej w las tym więcej drzew, a raczej więcej słabych wyników niemieckiego kierowcy. Po słynnej wypowiedzi Boulliera, który stwierdził, że gdy tylko Kubica odzyska sprawność to wróci do zespołu i Nick doskonale zdaje sobie z tego sprawę, Niemiec zaczął mięknąć. Wygłosił piękne słowa, że to zaszczyt jechać na Hungaroringu w bolidzie Kubicy itp. No ale na to było już za późno.
Decyzja o zastąpieniu Nicka przez Burno Sennę przyszła dość niespodziewanie. Może i Heidfeld spisywał się nieco słabiej w ostatnich rundach, ale na dobrą sprawę to tylko w Grand Prix Niemiec poważnie dał plamę i przez własną brawurę nie ukończył wyścigu. A co do formy kwalifikacyjnej… proszę spojrzeć na wyniki Heidfelda w czasówkach podczas całej jego kariery. Tylko 25 razy na 184 starty zdarzyło się, że w wyścigu spisał się gorzej niż w kwalifikacjach. Ogółem Heidfeld radził sobie średnio, ale nie należy spodziewać się, że Bruno Senna poradzi sobie lepiej. Wskazywał już na to zresztą Pan Mikołaj Sokół.
Powstaje pytanie dlaczego zdecydowano się na zmianę. Wariantów jest kilka. Po pierwsze – Lotus Renault GP przędzie bardzo cienko pod względem finansowym i potrzebują uwolnić się od kosztów związanych z Heidfeldem i pozyskać środki od sponsorów Bruno Senny. Po drugie – z finansami nie jest tak źle, ale Lopez i spółka chcą nazbierać jak najwięcej kasiory i… zacząć przygotowywać wspólnie z Robertem Kubicą bolid na 2012 rok, aby znów mieć szanse na wygrywanie, być może w ostatnim ich sezonie w F1. Trzeci wariant jest taki, że za kulisami doszło do pewnych wydarzeń między zespołem a Heidfeldem, które doprowadziły do poróżnienia się tych stron tak mocnego, że dalsza współpraca nie była możliwa.
Na taki wariant wskazuje forma w jakiej doszło do rozstania, a raczej brak tej formy. Niemca zwyczajnie wywalono bez słowa podziękowań, zupełnie zapominając, że kiedykolwiek jeździł dla zespołu. Zwróćmy uwagę w jakim kształcie pojawia się informacja o zastąpieniu Heidfelda Brazylijczykiem: „Partnerem Witalija Pietrowa będzie Bruno Senna” – byle tylko nie wspomnieć zakazanego nazwiska na H… Co więcej – Heidfelda oficjalnie usunięto z listy kierowców Lotus Renault GP na stronie internetowej zespołu, na której próżno też szukać jakichś w miarę aktualnych wpisów związanych z Niemcem. Niezbyt to uprzejme, wydaje mi się, że jakaś kurtuazja powinna być tu zachowana. Choćby po to aby garstka niemieckich kibiców Nicka nie pogniewała się na amen na zespół z Enstone. Być może Heidfeld nieco sobie zapracował na takie zakończenie współpracy – sam też nie był aniołem gdy wylewał żale do Eddiego Jordana z wyraźną intencją aby jego były szef przekazał to dalej.
A co taka roszada znaczy dla prawowitego właściciela kokpitu, o który toczyła się gra, czyli Roberta Kubicy? Według mnie może być ona odbierana tylko za pozytywny znak. W czerwcu Daniele Morelli powiedział w Polsce, że Robert może nie wrócić do bolidu w tym sezonie, bo zwyczajnie nie znajdzie się dla niego miejsce, a nie dlatego, że nie odzyska pełnej sprawności. Jak dla mnie ten „argument” (bo niektórzy uważają to za wymówkę) został obalony. Widać, że dla Lotus Renault GP zmiana kierowców nie jest rzeczą niemożliwą do spełnienia. Skoro teraz pozbyli się Heidfelda, zastępując go Senną, to znaczy, że na Grand Prix Brazylii będzie możliwa zmiana go na Kubicę. Zapytacie: jak to? Na Brazylię?! Przecież Senna to Brazylijczyk! A ja odpowiem: tak, ale zainteresowanie Senną w Brazylii będzie się miało nijak do zainteresowania (i profitów marketingowych) jakie przyniesie zespołowi powrót Kubicy w tym sezonie. Zwróćmy uwagę, że jazda Kubicy na Interlagos będzie znakiem dla kibiców, a przede wszystkim dla sponsorów. Lotus Renault GP powie: patrzcie, mamy naszego asa, nasza przyszłość w sezonie 2012 jest zabezpieczona, jak dacie pieniądze to ten gość na pewno ich nie zmarnuje. Wzrośnie zainteresowanie medialne, a gdy losy mistrzostwa będą już dawno przesądzone, bolid Renault z Kubicą w środku będzie pokazywany częściej niż dotąd. A to przekłada się na konkretne sumy.
Z tych względów uważam, że dla Roberta lepiej się stało, że w Lotus Renault GP nie ma już Heidfelda. Pozostaje jednak niesmak, bo wobec Niemca nie zachowano się uprzejmie, a wszystko wskazuje na to, że on dalej będzie chciał ten „smrodek” podsycać, gdyż ma w planach pozew sądowy, którego odpis trafi do Enstone. Kto wie, może jednak podczas Grand Prix Belgii doczekamy się jakiegoś kurtuazyjnego gestu. Ale Nicka już tam raczej nie będzie, nawet w padoku. Może trafią mu się jakieś testy w DTM…
Więcej informacji o całej Formule 1 znajdziesz na www.f1ultra.pl
Reklama
————————————————————————————————————
Strona powrotroberta.blogspot.com jest już na facebooku! Dołącz do osób go lubiących!
www.techpro.pl – maszyny i narzędzia budowlane – sprzedaż i wynajem, niskie ceny, fachowa obsługa!