Ekipa Haasa przyznaje, że wciąż ma problemy z tempem, a wypadek Olivera Bearmana nie pomógł w ich rozwiązaniu.
Jednym z największych antybohaterów piątkowych treningów w Australii był Oliver Bearman, który poważnie uszkodził swojego Haasa w połowie pierwszego treningu i nie pojechał w drugiej sesji, pozbawiając siebie i zespół cennego czasu za kółkiem.
“Trochę mi smutno, że straciłem tyle jazdy dziś. Chłopaki w garażu wykonali znakomitą pracę, próbując złożyć samochód, ale zwyczajnie brakło nam czasu. To był mały błąd w zakręcie numer 10, który wyrzucił mnie na zewnętrzną, gdzie było bardzo, bardzo wyboiście i niestety straciłem samochód” – wyjaśnia Oliver Bearman.
Anglik dodaje jednocześnie, że czuł się naprawdę pewnie w aucie: “Być może nawet za bardzo. Czułem się tam jednak jak w domu i stopniowo budowałem tempo” – mówi. “Trzeci trening to długa sesja, potem czekają nas kwalifikacje. Wyścig na ten moment zapowiada się na loterię”.
Ale nie tylko wypadek Bearmana stanowi po piątku ból głowy dla Haasa. W obu sesjach ekipa zajmowała ostatnie miejsca z dużą stratą do rywali.
“To był trudny dzień. Nie mieliśmy osiągów, jakich oczekiwaliśmy. Mieliśmy jedno podejrzenie, które chcieliśmy sprawdzić, ale Ollie rozbił się w pierwszym treningu więc nie mogliśmy w pełni zbadać przyczyn tego, że nie byliśmy konkurencyjni. Musimy dziś wieczorem zrobić krok naprzód i jutro dać z siebie wszystko” – mówi Ayao Komatsu, szef Haasa.
Zadowolony oczywiście nie był również Esteban Ocon.
“To nie był gładki dzień. Oczywiście to pierwszy dzień w sezonie i to normalne, że nic nie jest proste, ale nadal musimy poskładać kilka rzeczy i spróbować wycisnąć maksimum z samochodu. Nie byłem zadowolony z balansu, choć zrobiliśmy postęp między pierwszym a drugim treningiem. Potrzebujemy jednak więcej” – mówi Francuz.
Jak myślicie, Haas wyjdzie z ostatnich miejsc w tabeli?
Harmonogram GP Australii znajdziecie tutaj.