W 2006 roku Adrian Newey zamienił McLaren na zespół Red Bull Racing. Negocjacje ze słynnym inżynierem były prowadzone przez Helmuta Marko potajemnie. Gdy o odejściu z zespołu przed wypełnieniem kontraktu dowiedział się szef McLarena, Ron Dennis, Newey otrzymał polecenie natychmiastowego spakowania się. Jak wspomina w książce „Jak zbudować samochód”, jego przełożony nie szczędził mu również gorzkich słów na gali magazynu „Autosport”. Premiera długo wyczekiwanych w Polsce wspomnień słynnego projektanta samochodów już 26 lutego.
Zamów książkę Adriana Neweya „Jak zbudować samochód. Kulisy projektowania mistrzowskich bolidów F1” w przedsprzedaży na LaBotiga.pl: https://bit.ly/powrot-samochod
– dostajesz jako pierwszy – czytasz jeszcze przed premierą!
– atrakcyjne pakiety z kubkiem inspirowanym książką lub innymi gadżetami i publikacjami o F1
– z kodem 3ZA2WYPRZ przy zakupie trzech produktów najtańszy otrzymasz GRATIS!
Fragment książki:
Czekał mnie niesamowity weekend. Wszystko miało się odbyć w tajemnicy, ponieważ nadal byłem pracownikiem McLarena i nie chciałem, by mój dotychczasowy zespół wiedział, że kontaktują się ze mną inni. Razem z Marigold, DC, Christianem i Beverley wsiedliśmy na pokład prywatnego odrzutowca na lotnisku Luton i polecieliśmy do Salzburga, żeby zobaczyć słynny „Hangar 7” Dietricha – muzeum i jednocześnie punkt podejmowania gości. Składa się on z dwóch części: głównego hangaru, w którym Dietrich trzyma i serwisuje część swoich samolotów, oraz z ciekawej architektonicznie kopuły, w której również stoi spektakularna kolekcja maszyn lotniczych. Pośród kilku innych maszyn wojskowych Dietrich ma tam jeden z nielicznych – jeśli nie jedyny – znajdujących się w prywatnych rękach helikopterów Apache AH-64.
Jako elementu maskującego użyłem czapki z daszkiem. Gdy tylko zaproszono nas do środka, natknęliśmy się na grupę japońskich turystów. Najwyraźniej byli fanami wyścigów, bo od razu zaczęli robić mi zdjęcia i prosić o autograf. To tyle, jeśli chodzi o tajemnicę. Dzięki Bogu było to jeszcze przed upowszechnieniem się mediów społecznościowych.
Spotkaliśmy się z Dietrichem, wymieniliśmy uścisk dłoni. Potem czekał nas przyprawiający o zawrót głowy przelot odrzutowcem akrobacyjnym, a następnie zostaliśmy zabrani do centrum Salzburga, by w niedzielę rano były niemiecki wodnosamolot wojskowy zabrał nas nad położone jakieś 30 kilometrów dalej jezioro. Tam zjedliśmy przemiły lunch, a potem ruszyliśmy na kolejną wycieczkę, tym razem śmigłowcem, na jeszcze jedno spotkanie z Dietrichem.
Nadal nie padło ani jedno słowo na temat mojego wynagrodzenia. Rozpoczynanie rozmowy na ten temat zawsze jest dla mnie krępujące, a poza tym pieniądze nie stanowią dla mnie głównej motywacji. Jak już jednak wspominałem, są wymiernym wyznacznikiem tego, jak wysoko cenią mnie inni, a to akurat jest dla mnie ważne. Wspólnie z Marigold ustaliliśmy, że to ona zajmie się negocjacjami oraz że powinienem poprosić o takie same zarobki jak w McLarenie, czyli równe tym, które zaoferowano mi w Jaguarze. Nie było mnie przy rozmowie, podczas której pojawiła się ta kwota, ale rzekomo nie została dobrze przyjęta. Padły nawet słowa „odeślij go do domu”, choć nie wiem, czy wypowiedział je Dietrich, czy doktor Helmut Marko.
Ujmę to tak: obu Austriaków trzeba było przekonać, że jestem tych pieniędzy wart. Dietrich kontaktował się nawet w mojej sprawie z Gerhardem Bergerem. Gerhard tak oto wspomina tamtą rozmowę:
– Gerhard, mamy tu w Salzburgu Adriana Neweya, który bardzo wysoko się ceni. Co powinniśmy zrobić?
– Cóż, wszystko zależy od tego, ile jest dla was warta sekunda na okrążeniu.
Mam wobec Gerharda wielki dług wdzięczności.
Trzeba przyznać, że z Dietrichem rozmowa zawsze jest konkretna. Skoro Gerhard Berger powiedział, że jestem wart tych pieniędzy, to najwyraźniej jestem.
Jako że się dogadaliśmy, zaraz po powrocie z Grand Prix Chin poszedłem zakomunikować ten fakt Ronowi.
Tym razem wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Ron wiedział, że klamka zapadła i zdania nie zmienię, mimo to sprawa nie mogła być prosta. Chciał, żebym wstrzymał się z ogłaszaniem mojego odejścia (potem dowiedziałem się, że próbował pozyskać i zatrzymać kilku kluczowych pracowników, kusząc ich moim nazwiskiem), z kolei Christian chciał ogłosić naszą współpracę jak najszybciej, zresztą z dokładnie tych samych powodów.
Miałem już jednak tak serdecznie dosyć gierek Rona, że poszedłem do niego i powiedziałem: „Ron, przykro mi, sprawa zostanie ogłoszona i chyba nie mogę nic zrobić, żeby temu zapobiec. W Red Bullu chcą to ogłosić i już”.
Nie spodziewałem się natomiast, że w odpowiedzi usłyszę polecenie opróżnienia biurka i opuszczenia budynku. Bezzwłocznie. Pozwolono mi spakować moje rzeczy, a potem zostałem odprowadzony do wyjścia. Tak wyglądał raczej smutny koniec mojej pracy w McLarenie.
Warto dodać, że nasz samochód, MP4-20, otrzymał nagrodę Samochód Roku magazynu „Autosport” na corocznej wielkiej gali kończącej sezon, organizowanej w Grosvenor House Hotel w Londynie. Marigold i ja udaliśmy się tam jako goście Red Bulla i siedząc przy stoliku tego zespołu, patrzyliśmy, jak Ron odbiera nagrodę. Zastanawiałem się, czy wspomni o mnie w swoim wystąpieniu.
Wspomniał, jeszcze jak. Powiedział wszystkim zebranym, że odszedłem z McLarena do Red Bulla, ponieważ zależy mi na spokojnej pracy bez presji, na pracy w zespole, który nigdy nie będzie odnosił sukcesów. No i jeszcze dodał, że kieruję się wyłącznie pieniędzmi.
Siedzący obok mnie Christian był wkurzony tym, jak zostałem potraktowany, ja natomiast podszedłem do tego nieco bardziej filozoficznie. Cóż, przynajmniej wiem, że podjąłem słuszną decyzję, pomyślałem sobie. Co zabawne, przypomniało mi się wtedy, jak kiedyś spóźniłem się na ślub Robina Herda. Dodam, że inni spóźnili się jeszcze bardziej, na przykład panna młoda. Kiedy jednak wszedłem, Max Mosley obrócił się, zobaczył mnie i powiedział: „Aha, Leyton House, jak zwykle wolni i spóźnieni”. Wtedy i teraz pomyślałem sobie to samo: Adrian, weź się w garść i im pokaż.
Wpis partnera