Kiedyś był to duży wyczyn, dziś ukończenie wyścigu Formuły 1 przed wszystkich kierowców staje się normą. Czy to dobrze dla kibiców?
Bez samochodu bezpieczeństwa
Od 7 wyścigów w Formule 1 nie oglądaliśmy samochodu bezpieczeństwa. Tak długiej serii bez pełnej neutralizacji nie mieliśmy od sezonów 2004 – 2005, kiedy to standardy wyjazdów samochodu bezpieczeństwa nie były tak restrykcyjne – podczas wyciągania aut ze żwiru, często safety car nie wyjeżdżał.
Jasne, nie było też wtedy wirtualnej neutralizacji, ale i tak trzeba przyznać, że ten sezon jest niesamowicie czysty.
Wszyscy na mecie
Do niedawna liczba wyścigów Formuły 1, w których wszycy kierowcy dojechali do mety była jednocyfrowa. W ciągu kilku ostatnich lat niemal podwoiła się ona, a w tym sezonie procent kierowców namecie jest rekordowy.
Jak wylicza portal racefans.net, w tym sezonie jest to 91,3%. Dotychczasowy rekord wyniósł 89,7 w sezonie 89,7%.
Od sezonu 2018 proces kierowców na mecie wynosi ponad 80%. Oznacza to, że średnio każdy wyścig kończy minimum 16 kierowców w stawce 20 aut.
Przed sezonem 2003 ta średnia nie przekraczała 70% stawki, a w latach 90-tych standardem było około 50%.
Rok | % kierowców na mecie |
---|---|
1992 | 44.89 |
1993 | 52.91 |
1994 | 46.17 |
1995 | 50.24 |
1996 | 50.29 |
1997 | 56.88 |
1998 | 57.95 |
1999 | 52.56 |
2000 | 58.56 |
2001 | 60.70 |
2002 | 57.97 |
2003 | 66.88 |
2004 | 72.50 |
2005 | 74.20 |
2006 | 69.19 |
2007 | 75.13 |
2008 | 77.72 |
2009 | 82.06 |
2010 | 76.97 |
2011 | 81.36 |
2012 | 83.54 |
2013 | 87.56 |
2014 | 80.34 |
2015 | 80.00 |
2016 | 82.90 |
2017 | 78.50 |
2018 | 82.10 |
2019 | 88.50 |
2020 | 84.90 |
2021 | 89.70 |
2022 | 85.80 |
2023 | 88.50 |
2024* | 91.30 |
W historii Formuły 1 mieliśmy 13 sezonów, w których do mety dojeżdżała mniejszość startujących kierowców.
Dlaczego?
Na te dane ma przede wszystkim wpływ znacznie mniejsza awaryjność aut – zwłaszcza silników. Niegdyś jednostki były znacznie bardziej wyżyłowane, dziś każda jest zaplanowana na przeżycie 8 weekendów wyścigowych. Mniej jest też usterek technicznych.
Dodatkowo mamy obecnie znacznie mniej wypadków. Z racji limitów budżetowych i kar za silniki, kierowcy muszą uważać na auta. Dodatkowo w wyścigach jeżdżą kilka sekund wolniej niż w kwalifikacjach. Kiedyś te różnice były znacznie mniejsze, a zawodnicy więcej ryzykowali podczas wyścigów.
Dodatkowo obecnie mamy – i dziwnie się to pisze – lepszych kierowców i znacznie mniej paydriverów, którym częściej zdarzają się wpadki.
Kolejny czynnik to mniejsza liczba aut w stawce, co sprawia, że łatwiej przetrwać na starcie.
Nie bez znaczenia są też nowe standardy bezpieczeństwa, brak pułapek żwirowych czy strefy wyjazdowe. Dzięki nim nie ma aż tylu niebezpieczeństw czekających na kierowców.
Czy to dobrze?
Brutalnie pisząc, więcej wypadków czy awarii (powodujących samochody bezpieczeństwa) to większa zmienność wyników i większe szanse na niespodziewane rezultaty i wygrywanie przez tych, którzy nie mają najszybszego auta.
Ale jeżeli obecnie zdarza się sezon dominacji jednego zespołu (patrz Red Bull 2023), a średni procent aut na mecie to 88,5 to jesteśmy świadkami nudnych wyścigów.
Wniosek jest prosty – o ile mamy tak zaciętą rywalizację jak w sezonie 2024, to dobrze, że nie mamy wielu neutralizacji czy wypadków. Ale jeżeli będzie nudniej… Nie wolno pisać, że czasem czekamy na wypadki, ale nie da się też ściemniać, że błędy Nicholasa Latifi, Micka Schumachera czy Logana Sargeanta uatrakcyjniły „kilka” wyścigów w ostatnich latach.
Czekam na Wasz głos w dyskusji!
fot. Red Bull Content Pool