Ponad $20 mln strat narobili w pierwszych 14 wyścigach sezonu kierowcy Formuły 1. Jeden kierowca jest „na zero”.
Po pierwszej części sezonu czas przyjrzeć się klasyfikacji „Destructors Championship”. Jest to tworzona przez użytkownika Reddita, „basspro24chevy”, klasyfikacja kosztów napraw części bolidów, uszkodzonych w trakcie sezonu przez kierowców.
Tworzona jest na podstawie następującego „cennika”:
– Monokok: $675 tys.
– Skrzynia biegów: $500 tys.
– Dodatkowe chassis: $275 tys.
– Przednie skrzydło: $170 tys.
– Przednie zawieszenie: $125 tys.
– Tylne zawieszenie: $100 tys.
– Deflektory: $93 tys.
– Tylne skrzydło: 82 tys.
– Sidepody: $80 tys.
– Podłoga: $75 tys.
– Elektronika: $50 tys.
– Hamulce: $10 tys.
– Koło: $2 tys.
Pod uwagę nie są brane koszty silników.
Po 14 z 24
Niechlubnym liderem zestawienia jest Sergio Perez, który narobił szkód na aż $3,636 mln. Największy w tym udział jego wypadku w Monako, któremu nie był winien. Sporo kosztowały też jego przygody w Kanadzie oraz Chinach.
Dwie poważne przygody miał Alex Albon, który jest drugi w zestawieniu. Jego szkody to prawie $2,4 mln.
Na kolejnych miejscach kwoty już znacznie mniejsze, choć nadal ponad $1 mln. Guanyu Zhou narobił szkód ponad $1,4 mln.
Z Nico Hulkenberga, Carlosa Sainza, Lewisa Hamiltona i Valtteriego Bottasa dumne są ich zespoły. Ich szkody nie przekraczają bowiem $350 tys. Największe powody do zadowolenia ma jednak Pierre Gasly, który nie zaliczył żadnej przygody i nic nie kosztował swój zespół.
Nieco mniejsza rozpiętość występuje w klasyfikacji zespołów. Tu Red Bull ma $4,546 mln strat. Najlepiej wygląda to w McLarenie, gdzie Lando Norris i Oscar Piastri nie przekroczyli $1 mln strat.