Nie było w ubiegłym roku w Formule 1 wyścigu, który generowałby większe koszty i zyski niż Grand Prix Las Vegas.
*Dziś, 1 kwietnia (Prima Aprillis), na blogu oraz w blogowych social mediach nie będzie żadnych żartów, zmyślonych newsów itp.
Formuła 1 wróciła z impetem do amerykańskiej stolicy rozrywki w listopadzie ubiegłego roku. Seria wydała na przygotowanie tego wyścigu nawet pół miliarda dolarów, a runda generowała sporo dyskusji wokół fanów, szefów zespołów i kierowców.
Hrabstwo Clark w stanie Nevada przygotowało 113-stronicowy raport, w którym przedstawiło plusy i minusy organizacji Grand Prix Las Vegas. Urzędnicy wyliczyli, że ekonomiczny wpływ na miasto to łącznie 884 mln dolarów.
Na kwotę tę składa się telewizyjna obecność Las Vegas, która zawsze jest dość mało wymiernym wskaźnikiem, ale również 77 mln dolarów z lokalnych podatków. To najwyższa kwota w historii zainkasowana przez miasto w jednego eventu.
W raporcie czytamy, że kasyna w Las Vegas miały mieszane wnioski dotyczące wpływu wyścigu na ich obroty. Niektórzy byli zadowoleni z napływu zamożnych graczy, inni narzekali na to, że utrudnienia związane z wyścigiem odstraszyły regularnych klientów.
Nie skończyło się jednak tylko na zyskach. W trakcie przygotowania i rozgrywania wyścigu pojawiło się wiele trudności i zastrzeżeń, płynących ze straży pożarnej czy transportu publicznego. Urzędnicy poświęcili 17 tys. godzin roboczych w związku z pojawieniem się F1 w mieście.
Mieszkańcy i pracownicy napotkali spore utrudnienia związane z budową i przygotowaniem toru. Utrudnienia dotknęły 25 tys. osób, a opóźnienia wynosiły nawet 60 minut.
W raporcie znalazła się również ciekawa wzmianka – władze narzekały na brak przejrzystości w sprawie podziału obowiązków pomiędzy Formula One Management, FIA i Las Vegas Grand Prix. Pojawiły się też problemy z pozwoleniami, nagłe zmiany planów organizacji wyścigu czy braki zezwoleń na działanie niektórych elementów infrastruktury.
Na doprowadzenie do porządku czeka nadal 12 studzienek, które zostały zaspawane po wypadku Carlosa Sainza.
Dodatkowo zaznaczono kwestie, które wyszły na jaw już wcześniej – na przykład pretensje właścicieli biznesów niedaleko toru, których obroty spadły wskutek niedostępności ulic.
Źródło: planetf1.com