Nie jestem dobry w pisaniu recenzji filmów. Zawsze bardzo się w nie wczuwam i emocje biorą górę. Spróbuję jednak ocenić ten film z nadzieją, że skonfrontujecie moje wrażenia ze swoimi.
Historia
Na “Ferrari” szedłem nie oczekując, że głównym motywem będą wyścigi i w tym aspekcie miałem rację. Nie oznacza to jednak, że wyścigów tam brakuje. Przeciwnie, ale nie o nie w tej historii chodzi.
Nie jest to też romansidło. Jest to dobrze zbalansowana historia człowieka znanego z zupełnie innych wydarzeń, kojarzonego z czymś innym. Dowiadujemy się o najmniej znanych faktach z życia Enzo, które pozwolą spojrzeć na niego z innej perspektywy.
Momentami miałem wrażenie, że Enzo jest przedstawiany w bardziej korzystnym świetle niż wynika to z książek czy filmów dokumentalnych.
Aktorzy
Byłem bardzo ciekaw, jak w roli Enzo wypadnie Adam Driver. I muszę powiedzieć, że sprawdził się w 100%. Charakterystyczny chód i postawa Ferrariego zostały odwzorowane idealnie, podobnie jak gesty Włocha.
Rewelacyjnie zagrała też Penelope Cruz, nawet lepiej niż Driver.
Niezwykle podobało mi się włączenie do tego filmu Patricka Dempseya, który gra jedną z głównych ról drugoplanowych. Świadomość jego wyścigowej kariery robi fajny klimat.
Nie chcąc zdradzać za dużo, napiszę jeszcze, że w filmie epizod gra były kierowca Formuły 1, mocno związany z Ferrari i zobaczenie go na ekranie również wywołuje znaną reakcję.
Łyżka dziegciu
Nie wszędzie jest jednak różowo. Wczoraj (przed kolejnym seansem kinowym) oglądałem z dziećmi Akademię Pana Kleksa z 1983 roku. I niestety efekty specjalne w obu filmach są na podobnym poziomie. To oczywiście hiperbola, ale dwie sceny wypadków z filmu Ferrari są nie tyle słabe, co groteskowe, a w obu giną ludzie.
Druga sprawa to fakt, że ludziom mniej zaangażowanym w Formułę 1 ten film może się dłużyć. Prawie 135 minut sprawiło, że gdy zapytałem Żony o wrażenia, jako jeden z punktów wymieniła łaśnie “dłużenie się”.
Film nie wygląda na “drogi” (nie wiem na co poszło $110 mln), ale bardzo mi to nie przeszkadza, poza tymi dwoma scenami wypadków.
Ogólnie
Polecam Wam obejrzenie tego filmu, poznanie historii Enzo jeszcze bardziej, z innej niż typowa perspektywy. Tak mało mamy w kinach i kulturze motorsportu, że warto się nimi cieszyć. My byliśmy w sobotę w południe i na sali było maksymalnie 15 osób. Szkoda. Dlatego liczę na Was.