Najpierw płacili krocie za najtańsze bilety, potem obejrzeli 8 minut jazdy w pierwszym treningu, czekali 6 godzin na drugi i ostatecznie zostali wyproszeni z trybun.
Kibice F1 w Las Vegas nie mają łatwo. Średnia cena biletów wynosiła blisko $1700, a na najtańsze 3-dniowe wejściówki trzeba było wydać około $800.
Po szybkim zakończeniu pierwszego treningu, najbardziej wytrwali fani czekali na rozpoczęcie drugiego – a było już grubo po północy. Wówczas pojawiła się informacja, że o godz. 1:30 – godzinę przed ostatecznym startem 2. sesji treningowej – trybuny zostaną zamknięte.
„Nie ma dla nas wyższego priorytetu podczas wyścigów Formuły 1 niż bezpieczeństwo i ochrona kierowców, fanów i obsługi. Po incydencie z pokrywą kanalizacyjną, Grand Prix Las Vegas, F1 i FIA zdecydowały powziąć dodatkowe względy bezpieczeństwa by zapewnić zgodność toru przed wznowieniem ścigania. Te dodatkowe zabiegi wymagały wielu godzin by zostać ukończone, co doprowadziło do znaczącego opóźnienia harmonogramu” – można było przeczytać w oświadczeniu.
„Biorąc pod uwagę późne godziny i obawy logistyczne dotyczące bezpiecznego przemieszczania się fanów i pracowników toru, Las Vegas Grand Prix podjęło trudną decyzję o zamknięciu stref dla fanów przed rozpoczęciem drugiego treningu” – głosił komunikat.
Przede wszystkim chodziło o brak ochrony na torze. Pracownicy przekroczyliby maksymalny czas pracy, gdyby mieli czekać aż do końca 2. treningu. Bez ochrony nie można było rozgrywać wydarzenia z udziałem publiczności. Drugim powodem była konieczność otwarcia toru dla ruchu ulicznego o godz. 5:00 rano.
„Dobrze było wreszcie wyjechać na tor. Oczywiście szkoda mi fanów. Mam nadzieję, że nadrobią wszystko i damy im dobry show jutro bo dziś nie widzieli samochodów na torze i to oczywiście nieakceptowalne” – mówił Esteban Ocon, którego auto mocno ucierpiało przez studzienkę w 1. treningu.
Źródło: racefans.net
fot. Alfa Romeo F1 Team