Według byłego kierowcy Formuły 1 oraz współwłaściciela serii DTM, Formuła 1 robi ogromny postęp w poprawie swojej popularności w USA, ale musi uważać by nie zatracić swojego dziedzictwa.
Przedwyścigowe show, sprinty, zmiany formatów, produkcje filmowe i serialowe oraz nowości mające uatrakcyjnić show – to zmiany w Formule 1, które zaszły w ostatnich latach w serii. Są one również wynikiem ogromnego wzrostu popularności na amerykańskim rynku.
Nie wszystkie te zmiany podobają się kibicom. Według Gerharda Bergera, wieloletniego szefa serii DTM, nie wolno z nimi przesadzać.
Austriak mówi, że sport nie może zbyt oddalić się od europejskiej kultury, która zawiera w sobie nieco wyrafinowania i elegancji, które są głęboko zakorzenione w DNA Formuły 1.
„Teraz z Liberty Media za sterami, wreszcie udało nam się skusić Amerykę do Formuły 1. Cieszę się z tego. Ale Formuła 1 ma europejską kulturę i nie możemy jej naginać” – mówi były szef DTM w rozmowie z ServusTV.
„Ten poprawiony komponent show pod Amerykaniów, który czasem zaburza całość trochę, jest czymś, czego osobiście nie lubię – łącznie z dokumentem Netflixa” – dodaje.
Austriak docenia wysiłki serii by zwiększyć zainteresowanie Formułą 1 za oceanem i uważa, że są one skuteczne.
„Ścigaliśmy się w Ameryce już wcześniej, ale trudno było wtedy mówić o entuzjazmie tam. Byli hardcorowi fani, a na wyścigach było 30 tys. fanów. Dziś mamy 300 tys. osób w Miami i 400 tys. fanów w Austin.” – mówi Berger.
W tym roku odbędą się jeszcze 2 wyścigi Formuły 1 w Stanach Zjednoczonych – w Austin oraz w Lax Vegas. Do tej drugiej lokalizacji Formuła 1 wraca po 41 latach przerwy i ma to być powrót „z pompą”. Właśnie tam można spodziewać się największej ilości amerykańskich akcentów.
Źródło: planetf1.com