Max Verstappen zdecydowanie sprzeciwił się jakimkolwiek zmianom w tradycyjnym formacie weekendu wyścigowego Formuły 1. Ostrzegł nawet, że jeśli najważniejsza seria wyścigowa świata będzie dalej brnęła w eksperymenty na tym polu, to w końcu straci z grona kierowców swojego obecnego mistrza świata.
F1 ciągle pracuje nad byciem atrakcyjnym produktem dla fanów, zwłaszcza tych z nowego pokolenia. Żeby było ciekawiej, ryzykuje z wprowadzaniem nowinek, także rewolucyjnych. W poprzedniej dekadzie kontrowersje wywoływało wyposażenie bolidów w sztuczny „wspomagacz” wyprzedzania, czyli DRS. Później wiele mówiło się o osłonie na kokpit (to rozwiązanie jest podyktowane akurat względami bezpieczeństwa). Jej konstrukcja poważnie zmieniła wygląd wyścigówek, co raziło wielu purystów. Dziś większość jest już przyzwyczajona do „aureoli”.
Kolejną zmianą przez duże „Z” był debiut dwa lata temu sobotnich wyścigów-sprintów. Na razie nie są rozgrywane podczas każdego Grand Prix, a tylko raz na jakiś czas. Chociaż ich liczba rośnie. W poprzednim sezonie zorganizowano trzy takie zawody, w tym ma się ich odbyć sześć. Co więcej, mówi się już o kolejnym przemeblowaniu w schemacie weekendu F1. Konkretnie o przeprowadzaniu w piątki osobnych kwalifikacji do sprintu. Zamiast treningu. Pomysł ten ponoć jest analizowany i może być wypróbowany od razu przy okazji pierwszego tegorocznego sprintu, a więc w kwietniu w Baku.
Dla Verstappena to za wiele.
Zobacz także: F1 potwierdza tory, na których odbędą się sprinty w 2023 roku
Urzędujący czempion już w zeszłym roku wyraził dezaprobatę dla poprzedzania niedzielnego wyścigu dodatkowymi zawodami dzień wcześniej.
„Nie jestem fanem sprintu. Jest jak jest. Jedni go lubią, inni nie”. – mówił.
Teraz, w rozmowie z portugalską telewizją Sport TV, powiedział więcej.
„Wystarczy mi tylko główny wyścig. Uważam, że taki format jest dużo ciekawszy. Naturalnie mam nadzieję, że nie będzie wielu zmian. Inaczej nie zostanę tutaj długo”. – oznajmił.
Russell i spółka chcą sprintów
Pośród kierowców Formuły 1 nie ma jednak jednomyślności. Verstappen wydaje się wręcz być w mniejszości ze swoimi przekonaniami, bo na konferencji prasowej przed GP Australii zawodnicy wypowiadali się przychylnie o redukcji treningów i rozgrywaniu więcej sesji, w których się rywalizuje. W kontrze do gwiazdy Red Bulla jest między innymi George Russell. Czyli dyrektor Stowarzyszenia Kierowców Grand Prix (swoistego związku zawodowego kierowców F1).
Wspomniany wcześniej portugalski kanał Sport TV w zeszłym tygodniu opublikował zaskakującą wypowiedź szefa F1 – Stefano Domenicalego, który określił się jako zwolennik całkowitej rezygnacji z treningów. Później rzecznik prasowy mistrzostw prostował ten komentarz tłumacząc, że został źle zrozumiany.
Zdaniem Russella zupełne odejście od wolnych sesji byłoby krokiem za daleko, ale ograniczanie ich ilości jest zasadne. Gdy podczas danego weekendu wyścigowego nie ma sprintu, odbywają się trzy treningi (dwa w piątek i jeden w sobotę). Kiedy sprint jest, treningi są dwa.
Russellowi wystarczyłby jeden. Tak, jak jest to w Formule 2 i Formule 3.
„Myślę, że jedna sesja byłaby wystarczająca dla nas wszystkich, by spróbować różnych rzeczy, które musimy pomagać rozwijać”. – komentował kierowca Mercedesa. „Brak jakiegokolwiek treningu to byłoby zbytnie ograniczenie. Nie chciałbyś zostać z nowym bolidem, który opracowałeś na początku roku, bez możliwości sprawdzania nowych rozwiązań”.
„(…) F1 to wciąż szczyt motorsportu. Ale nie wydaje mi się właściwe, że mamy trzy razy więcej treningu niż w F3 i F2. To oni powinni móc jeździć więcej treningowo, ponieważ rozgrywają mniej wyścigów, nie testują tak często”.
„(…) Początkowo nie byłem za wyścigami-sprintami. Ale uczestnicząc w nich przez dwa lata, naprawdę mi się spodobały. Myślę, że akcja w piątek jest konieczna dla nas wszystkich, a także dla widowiska”.
Podobnie myślą Pierre Gasly, Nico Hulkenberg, czy tegorocznyy debiutant Logan Sargeant.
„Zgadzam się z George’em. Zdecydowanie nie potrzebujemy trzech treningów. Z punktu widzenia samej jazdy to zawsze fajna sprawa: możesz dopieszczać detale bolidu i próbować naprawdę trafić w idealny balans. Ale generalnie uważam, że jeden trening albo maksymalnie dwa w zupełności by wystarczyły”. – mówił Gasly.
„Wracając do tego, co powiedział George o juniorskich seriach, w moich czasach nawet mi się to podobało – miałeś 30 minut na swobodną jazdę, tak jak jest to w F2, a potem od razu lądowałeś w kwalifikacjach”. – komentował Hulkenberg.
„Będąc debiutantem, nie narzekam, że mam dwa czy trzy treningi. Ale patrząc w przyszłość, nie sądzę, aby trzy takie sesje były konieczne”. – stwierdził Sargeant.
Cóż, przy komentarzach kolegów po fachu Verstappen wychodzi na dinozaura w F1. A Wy co wolicie? Tradycyjny format weekendu, czy nowoczesność w postaci zwiększania liczby wyścigów (i być może kwalifikacji)?
Autor: Grzegorz Filiks
Źródła: Racefans.net, F1i.com