Pod koniec rywalizacji na torze Albert Park doszło do bardzo niebezpiecznej sytuacji, która może dużo kosztować organizatorów wyścigu w Australii.
Sędziowie mieli sporo pracy po GP Australii. Po pierwsze zajmowali się incydentem kierowców Alpine, a po drugie protestem Haasa na wyniki wyścigu. Wśród tych, którzy musieli odwiedzić pokój sędziowski po tym wyścigu byli też przedstawiciele organizatora GP Australii.
Chodziło o wtargnięcie na tor kibiców przed zakończeniem wyścigu i zabezpieczeniem toru.
„Są ludzie na torze chłopie. Jacyś fani się przedostali” – mówił Lewis Hamilton swojemu inżynierowi, Peterowi Boningtonowi. Widać to na niektórych nagraniach nadsyłanych przez fanów.
Max Verstappen był już na mecie, ale i tak od razu po zobaczeniu kibiców na torze, pojawiła się czerwona flaga – czwarta w tym wyścigu.
Sytuacja była o tyle niebezpieczna, że na torze stał nadal bolid Nico Hulkenberga, który nie dojechał do alei serwisowej. Światełko ERS na jego aucie było czerwone, a zatem dotknięcie go przez fana mogło spowodować porażenie.
Jak stwierdzili sędziowie, duża grupa kibiców była w stanie przedrzeć się przez ochronę i wejść na tor. Organizator wyścigu został wysłuchany. Sędziowie zdecydowali, że sprawą musi zająć się Światowa Rada Sportów Motorowych.
Jeżeli uznana zostanie wina organizatora, może on otrzymać ogromną karę finansową.