Formuła 1 prowadzi za kulisami rozmowy na temat kluczowej zmiany w limicie budżetowym dla zespołów, donosi portal Motorsport.com. Przepisy mogą zostać złagodzone. Paradoksalnie po to, aby pomóc słabszym ekipom. Chodzi o inwestycje w fabrykach.
Po licznych nieudanych próbach, pomysł objęcia teamów ścisłym ograniczeniem wydatków w końcu wszedł w życie dwa lata temu. Pracując nad bolidem, każda stajnia nie może przekroczyć konkretnej kwoty – która na dodatek z sezonu na sezon jest coraz niższa. Cel to wyrównanie szans zespołów. Kiedyś najbogatsi wydawali horrendalne pieniądze, co prowadziło do niezdrowego „wyścigu zbrojeń” i dużych różnic między czołówką, a resztą stawki. Latami na podium oglądano zwykle tych samych kierowców. Przebić się jakiemuś zawodnikowi z mniej zamożnego garażu było ciężko.
Zobacz także – Horner: Kara za limity budżetowe już ogranicza Red Bulla
Limit budżetowy chyba przynosi efekty, bo dziś sytuacja zaczyna wyglądać inaczej. Czołówka się poszerza, a środek stawki też już nie jest aż tak mocno w tyle. Widowisko robi się ciekawsze.
Do pełni szczęścia potrzebne inwestycje w fabrykach
Jednak zawsze może być jeszcze lepiej. Popularność zyskuje przekonanie, że przepisy o ograniczeniu wydatków trzeba poprawić, by najsłabsi mogli nadgonić fundamentalne zapóźnienia względem topowych ekip. Zapóźnienia technologiczne w swoich siedzibach.
Jaka dokładnie propozycja została poddana dyskusji? Jak to często bywa, diabeł tkwi w szczegółach. Obecnie do limitu budżetowego zalicza się również wydatki inwestycyjne, na modernizację sprzętu służącego pracom nad konstruowaniem i późniejszym rozwojem samochodów. Z dwoma wyjątkami. Wciąż można wydawać ile się chce, jeśli ktoś buduje fabrykę od nowa (patrz Aston Martin), albo buduje tunel aerodynamiczny (patrz McLaren). Dla mniejszych zespołów to za mało. Chcą móc nabywać/unowocześniać także inne narzędzia, bez wliczania im tego do ogólnej, rocznej kwoty, której nie wolno przekroczyć.
Najgłośniejszy orędownik zmiany to podobno James Vowles – niegdyś człowiek Mercedesa, czyli zespołu, który przez wiele sezonów z rzędu dominował nad innymi, a dziś szef Williamsa, stajni o wielkiej renomie, która jednak aktualnie jest „kopciuszkiem” F1.
„Osobiście uważam, że jeśli chcemy mieć merytokrację, mój zespół musi dostać szansę na dogonienie wielkich teamów, posiadanie takich samych zasobów, co one”. – mówi brytyjski inżynier. „Są rzeczy, które uważam za podstawy i które inne zespoły mają prawie od 15 lat. Przykładowo, systemy oprogramowania dające dokładną wiedzę o położeniu wszystkich twoich części. W mojej ekipie zwyczajnie ich nie ma”.
„W rezultacie imponuje mi, że zanim tutaj przyszedłem, zbudowali bolid, 15 tysięcy elementów pasuje do siebie, funkcjonuje i zdaje się wspólnie poruszać po torze całkiem szybko. To niewiarygodne osiągnięcie. Ale bez wątpienia w ten sposób nie da się pójść naprzód. Potrzebujemy systemów i struktur”.
Zmian domaga się też szef Alpine – Otmar Szafnauer.
„Limit budżetowy umacnia pewne immanentne nierówności”. – stwierdza. „Będąc małym zespołem, nie mając przykładowo wielkiego tunelu aero i nie mogąc go zbudować, byłbyś załatwiony na zawsze. Dlatego jest dyspensa dla nowych tuneli. Uważam, że powinno być tak samo z inną infrastrukturą oraz narzędziami. Takie rzeczy jak hamownie hamulcowe, hamownie dla całego pojazdu – duże teamy je posiadają, a małe nie”.
„Jeśli nie zezwolisz na te wydatki, wówczas nierówności pozostaną na zawsze. Jesteś wtedy przegrany na wieczność i według mnie tak nie powinno być”.
Cała sprawa była omawiana na formalnym szczeblu, podczas ostatniego zebrania Komisji F1. Co ważne, inicjatywa złagodzenia przepisów ma wielu zwolenników. Duże zespoły też są otwarte na ideę – podobnie jak właściciele Formuły 1 oraz Międzynarodowa Federacja Samochodowa (FIA).
Motorsport.com dodaje, że przygotowywana jest bardziej szczegółowa analiza pomysłu, na potrzeby dalszych dyskusji w kolejnych tygodniach.
Co o tym myślicie? Czekamy na komentarze pod newsem.
Autor: Grzegorz Filiks
Źródło: Motorsport.com
fot. Red Bull Content Pool