Szef Red Bull Racing, Christian Horner ma widoczny żal do rywali w związku z ich zagrywkami i komentarzami, choć jednocześnie wie, że jest to „część gry”.
W ostatnim roku światem F1 wstrząsnęła afera związana z przekroczeniem przez Red Bulla limitów budżetowych. Ekipa z Milton Keynes w sezonie 2021 przekroczyła budżet o $2,2 mln, a zatem 1,6%. Za to wykroczenie Red Bull otrzyma karę grzywny w wysokości $7 mln oraz ograniczeniem czasu pracy w tunelu aerodynamicznym oraz czasu na CFD (komputerową analizę dynamiki płynów) o 10% pomiędzy listopadem 2022 i październikiem 2023.
Ucierpiał również wizerunek ekipy, co próbowały wykorzystać inne ekipy.
„Zbyt często postrzega się nas jako tych złych. Gdybyśmy tylko mieli brytyjskiego kierowcę, jak pewien zespół z Brackley…” – ironizuje Horner.
„Sprawa złamania limitów budżetowych zostawiła na nas piętno. A takie rzeczy są wykorzystywane przez naszych rywali. Jeden z nich kontaktował się z naszymi sponsorami, czyniąc sugestię, że niszczymy ich reputację. To było podstępne” – mówi Horner.
Zdaje on sobie sprawę, że od pochwał do nagany w Formule 1 droga jest krótka.
„Moja żona zawsze mówi mi, że od poklepania po plecach do kopa w du*ę jest tylko sześć cali. To jak Karashianowie na kółkach. Ważne żeby czuć się komfortowo z decyzjami, które podejmujesz. I tak postępuję w życiu” – zaznacza szef Red Bulla.
„Podgłaszamy muzykę i pracujemy z uśmiechami na twarzy. Tak trzeba robić w tej branży. Firma produkująca energetyk jest przed Mercedesem, Ferrari, Audi czy kimkolwiek innym. A dlaczego nie? Jeżeli mamy odpowiednich ludzi i zaplecze, to dlaczego miałoby tak nie być” – dodaje.
Horner wie, że z każdym kolejnym sukcesem cel na plecach Red Bulla robi się jeszcze większy.
„Wszyscy będą się zastanawiać, jak nas spowolnić, choćby regulacjami. To część gry” – mówi szef Red Bulla.
Źródło: f1i.com