„Był jednym z największych talentów” – mówi Trevor Carlin, były szef Kubicy w Formule 1. Według niego, to właśnie wyścig w GP Makau, przejechany w jego ekipie, dał Polakowi angaż w F1.
Z Carlinem rozmawiał motorsport-total.com, pisząc, że nie jest jeszcze wiadome czy trening przed GP Abu Dhabi był ostatnim w karierze Polaka.
Pytany o Roberta Kubicę, założyciel bardzo utytułowanej w seriach juniorskich ekipy mówi: „Cóż za tragedia. Był w swoim najlepszym czasie i gotów do pójścia dalej. Interesowały się nim czołowe ekipy, miał pójść do jednego z wygrywających zespołów. I potem przydarzył się ten głupi wypadek. Ale to dobrze podsumowuje Roberta – nie może powstrzymać się od jazdy, ciągle chce się ścigać. I kiedy miał wolny czas, wsiadał do rajdówki. Wielka szkoda”.
„Ale jestem pewien, że gdybyście zapytali o to dziś, nie chciałby zmieniać w swoim życiu” – dodaje.
Były szef Kubicy wspomina wyścig Polaka w Makau w 2005 roku.
„Wiedzieliśmy, że Robert był jednym z największych talentów jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Wcześniej walczyliśmy z nim, nie jeździł nigdy z nami. Uważaliśmy, że mamy lepszy samochód od jego auta w World Series by Renault, a mimo to pokonał nas w walce o tytuł. Byliśmy pod wrażeniem” – mówi Travor Carlin.
Kubica zdecydowanie wygrał WSbR z Epsilon Euskadi, 11-krotnie stając na podiach. Po zakończeniu sezonu Kubica rozważał starty w Super Formule, ale interesowały się nim ekipy F1 – m.in. Minardi. Pod koniec roku krakowianin wystartował w GP Makau, na swoim ulubionym torze.
„W tamtym roku Mercedes wszedł do Formuły 3. Wydali miliony euro na nowy silnik, nowy pakiet. Honda za nimi nie nadążała i to było frustrujące. Ale nasz najlepszy wyścig zaliczyliśmy w Makau. Chcieliśmy udowodnić, że Carlin i Honda są wystarczające mocne by wygrywać. Aby tego dokonać, musieliśmy znaleźć najlepszego kierowcę – i był nim Kubica” – wspomina Carlin.
Prawie się udało.
„Byliśmy na drugim miejscu i objęliśmy prowadzenie na trzy okrążenia przed końcem. Potem wyjechał samochód bezpieczeństwa. Niestety, na początku ostatniego okrążenia staliśmy się ofiarami slipstreamu i nie byliśmy w stanie odpowiedzieć” – mówi.
„Robert był więc drugi. Wygrałby, ale samochód bezpieczeństwa mu to uniemożliwił. Jechał jednak znakomicie” – dodaje.
Gościem ekipy był wówczas szef ekipy, w której kilka miesięcy później Robert zadebiutował w Formule 1.
„Nadal pamiętam jak Mario Theissen stał z nami w alei serwisowej. Był wtedy szefem BMW. Oglądał to wszystko i w ciągu miesiąca Robert podpisał umowę z BMW W Formule 1. Zapracowało to więc bardzo dobrze dla wszystkich” – kończy Carlin.
Źródło: motorsport-total.com