W Monako przepołowił swojego Haasa, zaliczając kolejny poważny wypadek w tym sezonie. Bilans kosztów rośnie, a licznik punktów stoi. Przyszłość Micka wygląda bardzo niepewnie i uratować może go tylko… słaba akademia Ferrari lub wizerunek Lance Strolla.
$3,3 mln strat
W ubiegłym roku Mick Schumacher został „zwycięzcą” nieoficjalnej klasyfikacji „desctructors championship”, prowadzonej przez kibiców. Według niej w ubiegłym roku Niemiec spowodował szkody na $5 mln.
Po zaledwie 7 rundach tego sezonu według tej samej klasyfikacji Mick ma już straty szacowane na $3,27 mln. W takim tempie do końca sezonu może on „kosztować” Haasa $10 mln. A przecież w sezonie 2022 obowiązuje o $5 mln niższy limit wydatków w Formule 1.
Tak przedstawia się to zestawienie za obecny sezon:
Dodatkowo Schumacher w ubiegłym sezonie dwukrotnie nie wziął udziału w kwalifikacjach z powodu uszkodzeń auta w 3. treningu, teraz ma na koncie opuszczony wyścig po swoim wypadku.
Nie wypada nie wspomnieć o wynikach sportowych. Mick Schumacher jest jednym z dwóch regularnych kierowców, którzy w sezonie 2022 nie zdobyli punktów. Jego partner, Kevin Magnussen ma już 15 oczek i zajmuje 10. miejsce w klasyfikacji generalnej. Duńczyk w tym sezonie nie spowodował nadprogramowych szkód w Haasie.
Wszystko to tworzy dość marny obraz występów syna 7-krotnego mistrza świata, który w ubiegłym roku był zakłócony przez słabego partnera zespołowego, Nikitę Mazepina.
10 cm
Mick skomentował w Monako swój wypadek, mówiąc, że był o skutkiem drobnego błędu.
„Czuję się dobrze, ale oczywiście to bardzo irytująca sytuacja. Myślę, że jeżeli chodzi o tempo to zdecydowanie je mieliśmy. To była kwestia utrzymania samochodu na torze i niestety nie byłem w stanie tego zrobić. Tempo było mocne i czułem, że możemy walczyć i cisnąć” – mówił Mick.
„Pojechałem jednak trochę za szeroko – to była kwestia 10 cm i to wystarczyło by stracić całą przyczepność, którą miałem. Niestety rezultatem tego było to, co widzieliśmy” – dodaje Niemiec.
Zadowolony z takiego obrotu spraw nie był oczywiście szef Haasa, Gunther Steiner.
„Wszyscy oczywiście widzieliśmy, co się stało. Nie jest to satysfakcjonujące znów zaliczyć duży wypadek. Musimy zobaczyć, co zrobimy dalej z tej sytuacji. Kierowcy myślą przede wszystkim o swoich karierach, ale jeżeli ktoś będzie miał cały czas wypadki to nie będzie miał kariery” – mówił Steiner w niedzielę.
Atak i obrona
Swojego rodaka i przyjaciela bronił Sebastian Vettel.
„Najważniejsze, że nic mu nie jest. Nie mam wątpliwości, że potrafi więcej niż obecnie pokazuje. Myślę, że wy, dziennikarze, powinniście dać mu teraz trochę spokoju” – mówił kierowca Astona Martina.
Takiej cierpliwości do Micka nie ma za to jego wujek, Ralf Schumacher, który również ma za sobą dość udaną karierę w F1.
„Inni kierowcy przejeżdżali przez ten fragment bez problemów, ale nie on. Początkowo myślałem, że wcześniej uderzył w bandę i miał przebitą oponę, ale on po prostu zjechał z suchej linii. To błąd, na który nie może sobie pozwolić. Nie tylko zrujnował sobie cały wyścig, ale również poważnie uszkodził samochód co będzie miało konsekwencje budżetowe dla zespołu” – mówił w niemieckim Sky Sports Ralf Schumacher.
„Mick musi się nauczyć, że takie błędy nie mogą mu się przydarzać – nie ma co do tego wątpliwości” – dodaje wujek Micka.
Co dalej?
Mick Schumacher miał już blisko 30 wyścigów by przekonać nas do siebie i myślę, że niewielu wierzy, że jest to kierowca, który powinien być w F1. Nie oznacza to jednak że Niemiec z serią się pożegna.
Haas ma bardzo mocne związki z Ferrari – z roku na rok coraz mocniejsze – i ekipa z Maranello chciałaby mieć tam swojego juniora. Problemem jest to, że nie ma nikogo na odpowiednim poziomie. Jedynym mógłby być Robert Shwartzman, który pojedzie w Ferrari dwa pierwsze treningi. Rosjanin pojedzie pod izraelską flagą, jednak ze względów politycznych jego transfer do F1 może być problematyczny.
Jeżeli Mick i tak nie zostanie w Haasie, to podobno zainteresowany jest nim Aston Martin. Lawrence Stroll potrzebuje kogoś, kto nie będzie wyraźnie lepszy od jego syna, a narodowość i mocne nazwisko grają tu na korzyść Micka, który zajmując miejsce Sebastiana Vettela zostanie jedynym Niemcem w Formule 1.