Po Grand Prix Australii fani Ferrari mogli zacierać ręce. Wiele wskazywało na to, że to będzie sezon dominacji Scuderii. I choć nadal nie można jej wykluczyć, to jednak Red Bull na Imoli pokazał, że nadal będzie bardzo groźny i nie odda łatwo tytułu.
Na czele
Trochę się bałem, że po genialnym ubiegłorocznym pojedynku między Verstappenem a Hamiltonem, w tym roku będzie nas czekał nieco nudniejszy pojedynek o triumf w generalce kierowców. Wygląda jednak na to, że na czele będzie będziemy mieli równie zacięty pojedynek, który póki co jest toczony w rewelacyjnej atmosferze.
Red Bull pojechał znakomite zawody, wycisnęli maksimum, choć też nie ustrzegli się błędów czy ryzykownych decyzji. Sprawę bardziej zepsuło jednak Ferrari i kierowcy tej ekipy. Obaj w ten weekend lądowali w bandzie (Sainz w kwalifikacjach, Leclerc w wyścigu). Sainza nie można winić za zderzenie z Ricciardo, ale z drugiej strony startował 2 pozycje wyżej – powinien być dalej od Daniela.
O tym już mówiłem i pisałem – w tym sezonie nie mam jeszcze zaufania do Ferrari jako zespołu i jego kierowców. Charles znów „był głupi”, a Ferraro podjęło dziwną decyzję strategiczną. Czyżby uśpił ich słaby start sezonu Red Bulla?
Gdyby wziąć pod uwagę pozycje, na których Max Verstappen jechał w dwóch wyścigach gdy przydarzyły mu się awarie to z prostego wyliczenia wychodzi, że miałby dziś 96 punktów – 10 więcej niż Charles Leclerc. I właśnie dlatego mimo nawet mimo genialnej formy Ferrari, nikt nie może lekceważyć Red Bulla.
Po raz kolejny zaskakuje Perez. Popełnił co prawda błąd w wyścigu, kwalifikacje też nie były idealne, ale widać, że czuje się lepiej. Czy to zasługa Abu Zabi 2021 czy nowego auta, ale przyjemnie się patrzy na takiego Checo. Carlos Sainz natomiast zbliża się do statusu pomagiera, a szkoda byłoby gdyby skończył jak np. Massa.
Nieco dalej
Valtteri Bottas irytował się na wyniki kwalifikacji i twierdził, że Alfa ma trzeci bolid w stawce i w sumie po Imoli nie wiem czy nie jest to zaskakująco bliskie prawdy. Gdyby nie wolny pit-stop, Valtteri miałby wczoraj 4. miejsce, a Alfa nie działa jeszcze idealnie. Błędy są maskowane dobrym tempem auta i lepszym zestawem kierowców, ale jednak powinni byli zdobyć nieco więcej punktów w pierwszych rundach. Nie można ich jednak krytykować – wspaniale widzieć tę ekipę w czołówce, a Bottas będący po 4 rundach zaledwie 4 punkty za Hamiltonem to idealny przykład przysłowia, że życie bywa przewrotne. Po 3 niezłych weekendach teraz fatalny zaliczył Guanyu Zhou. Zabrakło doświadczenia i tempa, a gdy utkniesz z tyłu, bardzo trudno się z tego wygrzebać.
Miło widzieć Lando Norrisa na trzecim miejscu. W McLarenie mieliśmy niemal powtórkę wielu rund z ubiegłego sezonu – świetny Norris, wykorzystujący błędy czołówki i pechowy/wolniejszy Ricciardo. Brawa dla Lando bo zrobił kosmiczny wynik, biorąc pod uwagę to, co działo się w Bahrajnie. Nie sądzę, by McLaren był tak mocny jak wskazuje na to wynik z Imoli, ale i tak zaimponowali powrotem na wysokie miejsca. Powstaje pytanie, czy nie pojawi się zaraz presja na Danielu by się poprawił. W przeciwnym wypadku, mogą się pojawić pytania o jego przyszłość.
Za daleko
Te pytania już się zaczęły w przypadku Lewisa Hamiltona. Po raz kolejny został pokonany przez Russella i ma już 21 punktów straty do Anglika. Do tego to 7-krotny mistrz świata znów nie trafił z ustawieniami. Lewis robi dobrą minę do złej gry, żartuje, mówi o motywacji, ale jestem pewien, że w środku dzieje się dużo. Media oceniaja go na 4-ki i 5-tki, Nico Rosberg mówi, że miał spory udział w słabym starcie. Mercedes będzie oczywiście Lewisa bronił i przepraszał, że być może George Russell udowodni, że nie warto i trzeba postawić na niego? Toto Wolff przepraszał Lewisa po wyścigu przez radio. Przypomijcie sobie, ile razy przepraszany był Valtteri Bottas, gdy dojechał do mety 10 miejsc za Hamiltonem… Zdublowanie przez Verstappena było bardzo symboliczne.
Zaskoczył Yuki Tsunoda. I cieszę się z tego, bo wolę jego wysokie wyniki zamiast kolejnych przekleństw. Pierre Gasly również pojechał nieźle, ale to już nie jest ta dominacja Francuza, którą pamiętamy z ubiegłego roku.
Prawdziwym zaskoczeniem tego wyścigu Astony. Po zaledwie 4 rundach sezonu wszystkie zespoły mają już jakieś punkty. W sezonach 2021 i 2020 mieliśmy ekipy przez cały rok pozostające bez zdobyczy. Nie wiem czy Aston rzeczywiście zrobił postęp czy może wreszcie kierowcy przyzwoicie pojechali, ale tym występem pokazali, że jednak mogą walczyć i z pewnością doda im on pewności siebie – bardzo potrzebnej po fatalnym starcie.
Niespodzianką również pozycja Albona. Rozochocił się po Australii, a Williams był nieco szybszy. I tylko Nicholas tam, gdzie zawsze.
Magnussen zdobywa kolejne punkty. Z Haasem zaczyna być ten problem, że nie wiadomo jak ich oceniać – jeżeli przez pryzmat ubiegłego roku, to występ genialny, ale jeżeli z perspektywy początku obecnego sezonu to chyba mogło być lepiej. Najważniejszą informacją jest jednak ta, że Haas jest w środku stawki i może regularnie walczyć o punkty. I znów się powtórzę – gdyby zamiast Magnussena był Mazepin to pewnie dojechałby pół okrążenia za Schumacherem i nie mielibyśmy pojęcia, na co stać Haasa. Mick kolejny weekend do zapomnienia.
Taki sam weekend w Alpine. Wydaje mi się, że mają himeryczne auto, które jest wrażliwe na warunki. Podobnie było w ubiegłym roku i myślę to może być trudny sezon.