Nowy kierowca Mercedesa, George Russell kończy dziś 24 lata. Właśnie rozpoczyna on rozdział swojej kariery, który zdefiniuje całą jego motorsportową przyszłość. Aby odnieść sukces, musi przeciwko Lewisowi Hamiltonowi rywalizować tak, jak robił to przeciwko Robertowi Kubicy.
Zacząć trzeba od życzeń – wszystkiego najlepszego George! Dużo zdrowia, siły i wsparcia ze strony zespołu!
Talent
Trochę się o tym dyskutuje, opinie są różne, jednak ja jestem jednym z tych, którzy uważają George Russella za jeden z największych talentów, jakie w ostatnich kilku latach pojawiły się w Formule 1. A może nawet w ostatnim 10-leciu. A już na pewno, jeżeli chodzi i kwalifikacje.
Wielokrotnie w Williamsie potrafił dokonywać cudów w czasówkach, wykraczając poza pozorne możliwości samochodów, którymi dysponował.
Z drugiej strony w wyścigach było gorzej – szczególnie, gdy pojawiała się presja. George spadał na starcie, tracił punkty za samochodem bezpieczeństwa czy w deszczu. Widać było wyraźną różnicę pomiędzy sobotnim Russellem, a niedzielnym.
I raczej nie chodziło o niemożność analizowania sytuacji wyścigowych. Zazwyczaj – w mojej opinii – zawodziła psychika. W soboty, gdy nie było żadnej presji na wynik – wszak nie może jej być w bolidzie Williamsa – Russell fruwał. Gdy w efekcie tej szybkiej jazdy startował z niezłej pozycji, do gry wchodził stres, a wraz z nim błędy.
Russell potrafi jednak walczyć w czołówce – pokazywał to w kartingu (10 zdobytych tytułów), F4, GP3 czy Formule 2. Pokazał to także w Grand Prix Sakhir, jadąc znacznie lepszy wyścig niż Valtteri Bottas.
Nie zrobić Bottasa
No właśnie… I przechodzimy do Mercedesa, czyli pana i władcy kariery Russella. George zawdzięcza Toto Wolffowi bardzo dużo, choć raczej nie tak wiele, jak on sam sądzi. Jednocześnie ekipa mistrzów świata z ostatnich 8 sezonów owinęła sobie Russella wokół palca, aż trzy lata przetrzymując go w Williamsie.
Jeżdżąc najgorszym lub prawie najgorszym bolidem w stawce, Russell czekał na szansę regularnej jazdy Mercedesem jak na zbawienie. Na początku sezonu 2021 być może nawet tracił już na to nadzieję. Wobec rosnących notowań takich kierowców jak Gasly czy Norris, Russellowi zaczynał się palić grunt pod nogami.
Wówczas, jak rycerz na białym koniu, zjawił się Toto Wolff i dał George`owi angaż – upragnioną szansę wal… no właśnie, czy na pewno walki? Niebawem po ogłoszeniu umowy na 2022, Wolff mówił, że George wie, jaka będzie jego rola i że pierwszy rok będzie dla niego rokiem nauki i pomocy Hamiltonowi. A to bardzo niepokojące słowa dla młodego kierowcy. Bo często kończą one wędrówkę po najwyższe laury. Tak samo przecież mówiono o Bottasie, który dominował nad Massą w Williamsie, który miał mnóstwo tytułów juniorskich i w którym wszyscy widzieli wielką gwiazdę.
George przez cały ten czas był prymusem w szkółce Mercedesa – pięknie odrabiał prace domowe i wciąż chwalił nauczyciela oraz innych kolegów. Niektórzy mogą powiedzieć, że był lizusem i nie będzie to mocno chybiona opinia biorąc pod uwagę posty w social mediach Anglika, w których bronił Lewisa Hamiltona, pisząc po Abu Zabi, że to „nieakceptowalne”.
Jasne, kierowca zazwyczaj staje po stronie ekipy, ale Russell przesadzał – zupełnie niepotrzebnie. To nie dlatego dostał angaż w Mercedesie, że broni jak lew Hamiltona. Jest tam, bo w seriach juniorskich i F1 pokazywał ogromną szybkość.
Jeżeli George zajmie się „paziowaniem” to straci najlepszy okres kariery i renomę, jaką sobie wyrobił w Williamsie.
Po Hamiltonie
Czas zatem uwolnić się ze smyczy i walczyć z Hamiltonem tak, jak walczył z Kubicą czy Latifim. Nie sztuką było pokonać wracającego po 9 latach kierowcy, który nie mógł się doprosić odpowiedniej kierownicy i części. Nie sztuką było miażdżyć gościa, który przez 6 lat w F2 próbował zdobyć superlicencję. Sztuką będzie podjąć walkę z 7-krotnym mistrzem świata, nawet zaawansowanym wiekowo i osłabionym po 2021 roku. Sztuką będzie wystawić środkowy palec Toto Wolffowi i przestać być pokornym Jerzykiem. Wóz albo przewóz. Jeżeli młodszy z Anglików będzie tak samo szybki jak starszy, to o miejsce nie będzie musiał się martwić. To decydujące chwile. Albo Russell wyśle Lewisa na emeryturę albo siebie z powrotem do Williamsa.
Wariant: „póki co będę grzecznym teamejtem, a jak Lewis odejdzie, będę seryjnie zdobywał tytuły” raczej się nie uda. Nie wiadomo, ile lat jeszcze Mercedes będzie w F1, ile będzie dominował i czy nie pojawi się inny zawodnik, którego media wykreują na mistrza świata i który zastąpi Hamiltona.
Czas pokazać pazur panie Russell – taki jak podczas wyprzedzań Kubicy przy niebieskich flagach, taki jak w Bahrajnie. I wierz mi, bardzo wiele osób – w tym ja – ci w tym kibicuje.
No i jeszcze raz: wszystkiego najlepszego!