Zakończyła się 44. edycja Rajdu Dakar. Ostatni etap był krótki. Odcinek specjalny liczył 164 kilometry. Zawodnicy dojechali do Dżuddy, gdzie przed dwoma tygodniami zaczynali zmagania. Historyczny sukces odniósł Kamil Wiśniewski. Quadowiec dojechał do mety dzisiejszego etapu na drugim miejscu i ukończył rajd na 3. pozycji. Niestety, straciliśmy podium w SSV.
Orlen Team podsumowuje
Kamil Wiśniewski na piątkowym etapie zaliczył kolejne podium. Znów był drugi. Na mecie nie krył radości. – Przed rajdem zakładałem sobie jasny cel – podium. Ten cel zrealizowałem. Poprawiłem wynik z poprzedniego roku i jestem bardzo zadowolony. Cieszę się tym bardziej, że jestem pierwszym zawodnikiem ORLEN Teamu, któremu udało się to osiągnąć i nie było to moje ostatnie słowo – deklarował Wiśniewski. W klasyfikacji generalnej quadowców triumfował Francuz Alexandre Giroud. Na drugiej lokacie zmagania zakończył pochodzący z Argentyny Francisco Moreno.
Swój dwunasty Dakar Kuba Przygoński ukończył na 6. miejscu. W piątek, razem z Timo Gottschalkiem, dojechali do mety w Dżuddzie na 21. pozycji. Na początkowych etapach Przygoński narzekał w tym roku na szybkość samochodu. Na dobre przełamał się dopiero na czwartym odcinku.
– Cieszymy się z tej szóstej pozycji. Walczyliśmy do końca. W tym roku musieliśmy dać z siebie wszystko także pod względem technologicznym. Przez cały rajd brakowało nam prędkości w aucie, ale z tym nic nie mogliśmy zrobić. Mieliśmy razem z Timo kilka sytuacji podbramkowych, ale ze wszystkich wyszliśmy obronną ręką. Nawet na tym ostatnim etapie, 30 kilometrów przed metą, awaria turbosprężarki sprawiła, że nasz samochód przestał przyspieszać i do końca jechaliśmy z prędkością 90 km/h. Liczę na to, że kolejne edycje będą trochę wolniejsze i bardziej techniczne. Ukończyłem Dakar już po raz dwunasty. Znów pokazałem, także samemu sobie, że nigdy się nie poddaję – mówił na mecie Przygoński.
Martin Prokop i Viktor Chytka znakomicie rozpoczęli tegoroczną rywalizację. Na pierwszym etapie stanęli na podium i przez długi czas utrzymywali miejsce w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej. Szansę na dobry wynik zaprzepaścili na 10. etapie, kiedy przez problemy techniczne stracili do czołówki ponad cztery godziny. W piątek zajęli trzynastą lokatę, a cały rajd ukończyli na 25. pozycji.
Swój czwarty dakarowy triumf przypieczętował Katarczyk Nasser Al-Attiyah. Na drugim miejscu Dakar ukończył Francuz Sebastien Loeb, a na trzecim Saudyjczyk Yazeed Al-Rajhi.
Powody do zadowolenia może mieć w tym roku Maciej Giemza. Motocyklista ORLEN Teamu nie najlepiej rozpoczął tegoroczne zmagania. Na pierwszym etapie, razem z kilkunastoma zawodnikami, zgubił trasę i ze stratą kilkudziesięciu minut dojechał do mety dopiero na 43. pozycji. Później systematycznie piął się w górę, a na 10. odcinku do mety zlokalizowanej w Biszy dojechał na ósmym miejscu – najlepszym w jego dotychczasowej karierze. Na ostatnim odcinku zależało mu już przede wszystkim na bezpiecznym ukończeniu rajdu. W piątek był 29., a w klasyfikacji generalnej zajął 18. lokatę.
– Może jeszcze tego po mnie do końca nie widać, bo zmęczenie naprawdę daje się we znaki, ale jestem szczęśliwy. Na ostatnim etapie walka o wynik była drugorzędna, chciałem przede wszystkim dojechać do mety. Wziąłem rewanż za poprzedni rok i to jest dla mnie najważniejsze – wskazywał Giemza.
Konrad Dąbrowski dojechał dziś na 38. pozycji, a cały rajd ukończył na 27. miejscu.
Najlepszym motocyklistą 44. edycji Dakaru został Brytyjczyk Sam Sunderland. Drugie miejsce zajął Pablo Quintanilla z Chile, który zwyciężył na ostatnim etapie, a trzecie – Austriak Matthias Walkner.
Ten moment zawsze smakuje wyjątkowo. Zawodnicy ORLEN Teamu na podium 44. edycji @dakar 🔥 👏#Dakar2022 pic.twitter.com/gTrW9HFEv2
— ORLEN Team (@TeamORLEN) January 14, 2022
SSV
To był znakomity Rajd Dakar w wykonaniu załóg Cobant Energylandia Rally Team. Patrząc na czysto sportowe aspekty i tempo na poszczególnych odcinkach specjalnych, bracia Goczałowie zasłużyli na to, aby podwójnie wygrać tę imprezę. Pamiętamy natomiast, że Dakar to najtrudniejszy rajd świata. Dwutygodniowe piekło pustyni, podczas którego błędy i problemy techniczne przytrafiają się każdemu. Jak mówił przed startem Marek Goczał, za to wszystko na końcu pustynnej przeprawy dostaje się „rachunek”. Dakar wygrywa ten, kto ma ten rachunek najniższy.
Wystarczy spojrzeć w statystyki. Marek Goczał z Łukaszem Łaskawcem wygrali sześć etapów, a na ośmiu znaleźli się w najlepszej trójce. Michał Goczał i Szymon Gospodarczyk wygrali z kolei dwa etapy, ale aż na sześciu byli na podium. Aż trzy razy bracia z Polski zgarniali na dakarowych trasach dublet. Wszystko to nam sugeruje, że zawodnicy Cobant Energylandia Rally Team byli na trasach Rajdu Dakar najszybszymi w klasie SSV. Razem zwyciężyli w ośmiu z trzynastu rozegranych odcinków specjalnych.
Niestety, motorsport bywa bolesny oraz niesprawiedliwy i nie zawsze wygrywa ten, kto na to zasłużył. Podczas ostatniego odcinka specjalnego na etapie z miejscowości Bisha do Dżuddy Marek Goczał z Łukaszem Łaskawcem zajęli miejsce czwarte, zaś Michał Goczał i Szymon Gospodarczyk byli piąci. Niestety, miało to swoje konsekwencje również dla klasyfikacji generalnej imprezy.
Ostatecznie załoga Goczał / Łaskawiec straciła trzecie miejsce i zakończyła rajd na czwartej pozycji. To dla sportowca najgorsze miejsce, tuż za podium, że stracą zaledwie minuty po ośmiu tysiącach przejechanych kilometrów. Piąte miejsce w klasyfikacji generalnej klasy SSV zajęła załoga Goczał / Gospodarczyk. Musimy zaznaczyć, że są to wyniki nieoficjalne, które podlegają ewentualnym protestom i decyzjom sędziowskim.
– Jesteśmy na mecie, to na pewno jest dla nas bardzo duża radość. Zrobiliśmy w tym rajdzie wiele dobrego, wygraliśmy mnóstwo etapów. Po drugim dniu mieliśmy ogromną stratę, ale bardzo dużą jej część udało nam się odrobić, to na pewno wlewa w nasze serca mnóstwo optymizmu na przyszłość. Ale koniec końców szkoda, bo mieliśmy to podium w zasięgu ręki – zaznaczył Marek Goczał.
– Dzisiaj straciliśmy to podium, to naprawdę wielka szkoda. Ale takie są rajdy. Najważniejsze jest to, że jesteśmy na mecie i jestem tu z moją rodziną. Rodzina jest dla mnie najważniejsza – gdyby ich wszystkich tu nie było, ja też bym nie jeździł. Oni są moim paliwem, dla nich się ścigam. A czy pojawimy się na Dakarze w przyszłym roku? Ja już powiedziałem – przestaniemy się ścigać dopiero wtedy, kiedy trzech Goczałów zajmie całe podium rajdu – zakończył kierowca Cobant Energylandia Rally Team.
– Uważam, że to był dobry rajd w naszym wykonaniu. Udało się nam wygrać parę etapów, kilka razy być na podium. Na pewno mamy wiele wniosków do wyciągnięcia przed przyszłoroczną edycją – to już wiemy na pewno. Ważne jest to, że wiemy co poprawić, aby walczyć o te naprawdę najwyższe cele w Rajdzie Dakar – mówił na mecie Michał Goczał.
– Cały czas się uczymy. Rajd na dobrą sprawę jeszcze się nie kończy. Sędziowie muszą jeszcze wykonać swoją pracę i być może mój brat wskoczy jeszcze na podium. Bardzo bym tego chciał i z całego serca mu tego życzę. Tak czy inaczej, jestem szczęśliwy, bo jesteśmy na mecie. Przejechaliśmy najtrudniejszy rajd świata. Mogło zakończyć się inaczej…, ale taki właśnie jest Dakar – podsumował młodszy z braci Goczałów.
– To były niesamowite dwa tygodnie pełne walki na pustyni. Mieliśmy dziś etap z ogromną mgłą piaskową, nic nie było widać, przebiliśmy przez to oponę. Dodatkowo nawigacyjnie to był bardzo trudny etap. Na szczęście udało nam się go przejechać. Jesteśmy na mecie i to jest najważniejsze. Cieszę się, że już wracamy do kraju, do naszych rodzin i do polskiej kuchni – zaznaczył Szymon Gospodarczyk, pilot Michała Goczała.
Ósme miejsce zajęli dziś Aron Domżała i Maciej Marton, którzy w klasyfikacji generalnej rajdu zajęli 12. miejsce.
W kategorii ciężarówek na 5. miejscu dojechał Petronas Team de Rooy Iveco z Darkiem Rodewaldem w składzie. Na ostatnim etapie wycofała się załoga Fesh Fesh Team z Bartłomiejem Bobą.