W rozmowie z Przeglądem Sportowym Robert Kubica podsumował sezon 2021, w którym został mistrzem European Le Mans Series, prawie wygrał 24h Le Mans i wystartował w dwóch wyścigach Formuły 1.
Kubica opowiedział o wyzwaniach swoich startów w ELMS, przyznając, że WRT nie dysponowało najlepszym pakietem jeżeli chodzi o samochód, ale siłą belgijskiego było coś innego.
„Nigdy nie byliśmy najszybszym autem na suchej nawierzchni. Ale byliśmy najrówniejszym składem i takim, który popełniał najmniej błędów. To był klucz. I coś, co dawało sporo pewności, nie tylko nam, ale i inżynierom, jeśli chodzi o strategię i spokój, że nie trzeba myśleć o szczęściu, żeby w danym momencie jechał konkretny kierowca. Oczywiście na przykład gdy patrzyliśmy na prognozę w Austrii, decydowaliśmy tak, żeby jazda na mokrym była moim zadaniem. Albo na Le Mans, gdzie wszyscy chcą pojechać, ale nigdy nikt nie chce startować. Dlatego wystartowałem ja. Ale to wewnętrzne, można powiedzieć małżeńskie sprawy, które zostawiam nam” – mówi Robert.
Najważniejszym startem sezonu było oczywiście Le Mans, które skończyło się dramatycznie dla ekipy WRT z numerem 41.
„Można powiedzieć, że emocjonalnie miało to na mnie spory wpływ. Z jednej strony jadąc na Le Mans i będąc tam, poczułem fajne emocje, takie, których dawno już nie czułem. To było fajne i sprawiło, że chcę pojechać tam jeszcze raz. […] Poczuć te emocje, które znałem w kartingu albo gdy jeździłem po raz pierwszy na wyścigi różnych kategorii, gdy byłem młodszy – to było fajne! Aż zaskoczyło mnie, jak bardzo byłem nawet nie wkurzony, ale zdołowany tym, co się wydarzyło” – przyznaje Kubica.
W 2021 roku Robert miał po raz kolejny możliwość wrócić do F1, zastępując podczas dwóch weekendów Kimiego Raikkonena. Tu również zabrakło nieco szczęścia. Co poczuł Robert, gdy dowiedział się, że za kilka godzin jedzie swoje 98. kwalifikacje w F1?
„Pierwsza myśl była taka, że gorzej chyba nie mogłem trafić, jeśli chodzi o tor, o czas w roku, bo dawno nie jeździłem bolidem F1. Nigdy nie przejechałem więcej niż 2–3 okrążeń z rzędu tym autem. Trochę samolubnie do tego podszedłem, bo bardzo żałowałem, że – jeśli już miałoby się coś takiego wydarzyć – nie stało się to 12 miesięcy wcześniej. Wtedy miałem dużo lepsze wyczucie w aucie. Teraz wiedziałem, że moje zadanie nie będzie łatwe. Z drugiej strony kiedyś nawet sobie pomyślałem, że tak sentymentalnie chciałbym w piątek pojechać na Monzy. Ale potem usłyszałem, bo nie pamiętałem o tym w tym całym zawirowaniu emocji i pracy, że na Monzy jest inny format weekendowy, to pomyślałem… Za przeproszeniem… (śmiech) Umówmy się – nie pomagało” – wyjawił Robert.
„Gdyby Monza była normalnym formatem, byłoby dużo lepiej. Do tego chcieliśmy spróbować rozwiązania, które mogło mi pomóc z wyczuciem auta, którego w tegorocznym bolidzie od początku sezonu mi brakowało. Ale mając tylko jeden trening przed kwalifikacjami, nie możesz go poświęcić. Chociaż jakbym mógł się teraz cofnąć, tobym go poświęcił… Szkoda, bo Monza potencjalnie była miejscem, gdzie mogło być fajnie. Z drugiej strony myślę, że w tych trudnych warunkach wykonałem dobrą robotę” – dodaje Polak o starcie na Monzy.
Cały wywiad przeczytacie tutaj.
Źródło: Przegląd Sportowy