Przed wyścigiem o Grand Prix USA rozgorzała dyskusja dotycząca serialu Netflixa „Drive to Survive”, którego 4. sezon obecnie powstaje. Wywołały ją słowa Maxa Verstappena.
Holender zawsze był dość wycofany w odniesieniu do serialu, który zadebiutował na platformie streamingowej w 2019 roku. Po poprzednim sezonie mówił, że nie jest pod wrażeniem przedstawionej wizji Formuły 1 i pojawiał się w serialu dość rzadko mimo że był jednym z głównych aktorów sezonu 2020.
Przed rywalizacją w Austin Verstappen potwierdził w rozmowie z dziennikarzami Associated Press, że odmówił udziału w 4. sezonie produkcji.
„Rozumiem, że to musi być robione by podnieść oglądalność w USA, ale z mojego punktu widzenia jako kierowcy, nie chcę być częścią tego. Zmyślili kilka rywalizacji, których w rzeczywistości nie ma. Zdecydowałem się więc nie brać w tym udziału i nie udzielać im wywiadów ponieważ wówczas nie mają czego pokazywać” – mówi lider klasyfikacji generalnej mistrzostw świata.
„Nie jestem miłośnikiem dramatyzowania, chcę faktów i pokazywania prawdziwych zdarzeń” – dodał.
Ode mnie
Trudno nie przyznać w pewnych aspektach racji Verstappenowi. Już w recenzjach DtS zwracałem uwagę, że wiele wątków jest sztucznie podkreślanych i to widać nawet w samej realizacji. To on decyduje – skoro ma taką swobodę od zespołu – czy brać w tym udział czy nie. Verstappen jest kierowcą starej szkoły, który za takimi tematami nie przepada i można to zrozumieć.
Nie da się ukryć, że na braku Verstappena serial ucierpi, szczególnie że trwa fenomenalny sezon, w którym na żyletki walczy on z Lewisem Hamiltonem. Tej rywalizacji nie trzeba byłoby podkręcać.
Z drugiej strony trzeba docenić, co Drive to Survive zrobiło dla Formuły 1, szczególnie jeżeli chodzi o popularność w USA i w młodym pokoleniu. Dla zagorzałego kibica w krótkiej perspektywie może znaczyć to niewiele, ale ma długofalowe skutki.
Źródło: Associated Press, the-race.com