Ten sukces wymaga osobnego wpisu, bo poza Robertem Kubicą sukcesów w single seaterach u nas jak na lekarstwo. Jednocześnie można zastanowić się, na ile możliwe jest doczekanie się za naszego życia polskiego kierowcy choćby w F2.
Wygrana na Spa
W ubiegłym roku Roman Biliński notował niezłe rezultaty w brytyjskiej Formule 4. Zmienił zespół, na testach brylował. Ale początek sezonu był słaby – raczej miejsca w drugiej 10-tce.
Co zrobił „Romski” i jego management? Robi skok na wielką wodę – przenoszą się do brytyjskiej F3 – serii nadal regionalnej, ale ważniejszej, trudniejszej. Mocno upraszczając, można nazwać ją trzecią ligą serii juniorskich – po F3 i F2. W pierwszej rundzie były wysokie miejsca, a dziś na Spa… w pierwszym wyścigu 3. miejsce, a drugi wyścig to wygrana! W Belgii zabrzmiał zatem polski hymn, a my mogliśmy się cieszyć z takich obrazków:
🇵🇱Póki co to najlepszy moment w mojej sportowej karierze…🏆
Chciałbym wszystkim bardzo serdecznie podziękować za wsparcie – jutro kolejny wyścig! #RomanBilinski @ArdenMotorsport @BRDCBritishF3 pic.twitter.com/WGwJuBYS0L
— Roman Bilinski (@romanbilinski) July 24, 2021
Mimo że opuścił dwie pierwsze rundy serii, po dwóch kolejnych zajmuje już 11. miejsce w klasyfikacji generalnej serii.
Sukces
Serie juniorskie przechodziły w ostatnich latach sporo zmian, trudno zatem wprowadzać ich ścisłą gradację, jednak myślę, że wiele się nie pomylę, jeżeli nazwę ten sukces największym w ostatnich latach w wykonaniu Polaka właśnie w niższych szczeblach od F1 (cały czas mowa wyłącznie o single seaterach).
Niektórzy wspomną wygraną Antoniego Ptaka w 2016 roku w Euroformule Open czy wcześniej wicemistrzostwo tej serii Artura Janowsza w 2014 roku. Jeszcze inni będą wracać do wyników Kuby Giermaziaka w Europejskiej Formule Renault 2000. Znajdą się też tacy, którzy powiedzą, że przecież Natalia Kowalska punktowała w Formule 2 w 2010 roku. No ale to była zupełnie inna F2.
Tak czy inaczej takie sukcesy jak sobotni Bilińskiego nie zdarzają się dla Polski często. Jego wyścig obejrzycie poniżej:
Roman Biliński
Roman urodził się 4 kwietnia 2004 w Kostrzynie nad Odrą, ale szybko wraz z rodzicami przeniósł się do Wielkiej Brytanii. To tam startował w kartingu, rzadko wychodząc poza szczebel krajowy. W 2017 roku wygrał Rissington Honda Cadet Championship, otrzymał też trofeum Nigela Mansell dla ‘Most Promising Award’.
W 2018 i 2019 roku Biliński pojechał w Ginetta Junior Winter Champioship oraz Micheli Ginetta Junior Championship. W 2020 roku przeniósł się do brytyjskiej Formuły 4. Tam zaliczył 3 podia i 1 najszybsze okrążenie.
Roman jeździ z brytyjską licencją, ale pod polską flagą. Mieszkając tak długo w Wielkiej Brytanii, Roman długo np. umieszczał posty w social mediach tylko po angielsku. Od niedawna pojawiają się również w języku polskim, co jest bardzo ważne, bo zdecydowanie łatwiej jednemu z najlepszych polskich kierowców single seaterów zdobyć rozgłos i popularność w kraju, który zawodników wyścigowych na tym szczeblu ma kilku a nie kilkuset.
Tegorczny sezon nie zaczął się po myśli Polaka, ale jak widać przenosiny do brytyjskiej F3 opłaciły się. Roman ma już 17 lat i jeżeli chce odnosić sukcesy w motorsporcie, to jest to ostatni dzwonek. Niestety, ale motorsportowa rzeczywistość jest dziś brutalna i o tym w dalszej części tego wywodu.
Paydriver to nie grzesznik
Przykro o tym pisać, ale niestety trzeba. To, jak w przyszłości rozwinie się kariera „Romskiego” zależy w dużym stopniu od pieniędzy. I nie, nie chodzi wcale o kupowanie sobie miejsca w wyższej serii.
Który z kierowców zrobił na Was największe wrażenie w ostatnich dwóch sezonach w F1? Myślę, że bardzo wiele osób odpowie, że Lando Norris. Jego transfer do McLarena w 2019 wzbudził jednak nieco kontrowersji. Byli tacy, którzy mimo świetnych wyników w seriach juniorskich zarzucali mu bycie paydriverem. Wszystko dlatego, że majątek jego ojca szacuje się na 200-300 mln dolarów.
Ale w przypadku Norrisa fortuna rodzinna po prostu była jednym ze środków pomocniczych, które pozwoliły na awans do F1. W przeciwieństwie do np. karier Latifiego czy Mazepina (ja dorzuciłym tu jeszcze Strolla, choć mogę zrozumieć sprzeciw niektórych). Są zatem paydriverzy i Paydriverzy czyli tacy, którym pieniądze pomagają w pokazaniu i rozwoju talentu oraz tacy, którym pieniądze pozwalają ukryć brak talentu.
Trudno się oszukiwać, dziś – nawet z gigantycznym talentem – trudno się przebić. Finansowe bariery wejścia są najtrudniejsze do przeskoczenia na samym początku. Od regionalnych serii juniorskich, a może nawet nieco dalej, szanse na awans na motorspotowe wyżyny bez pieniędzy są minimalnie większe. Działają bowiem serie juniorskie, szefowie ekip wspomagają kariery podopiecznych (wiele ekip ma swoje satelickie zespoły w F2, F3 czy nawet niej – Trident, Prema, ART, Hitech itp.). Jest też większa szansa na pozyskanie sponsora.
Dlatego sukcesy Bilińskiego są tak ważne. Bez nich nie ma szans na zauważenie przez ekipy, sponsorów i media.
To kosztuje
Dlaczego zatem trzeba mieć pieniądze, by marzyć o startach wyżej? Bo motorsport kosztuje i to bardzo dużo. Już na pierwsze sezony krajowego kartingu na wysokim poziomie trzeba szykować kwotę sześciocyfrową (zakładając normalny kalendarz). A warto mieć dostęp do topowego sprzętu i narzędzi – a to kosztuje.
Cały sezon startów w Europie? Zmieniamy walutę z PLN na EUR.
Starty w regionalnej F4 (włoska, francuska, niemiecka itd)? Mnożymy kwotę przez minimum 2 (dla tych, którzy się zgubili – 200 tys. euro). Jasne, można zrobić taniej, można drożej, ale raczej ten drugi wariant jest w jakimkolwiek stopniu perspektywiczny.
W F3 robi się oczywiście jeszcze drożej – bez udziału w programie juniorskim i sponsorów jakieś 400 tys. euro za rok. Formuła 2? Szykuj milion euro na start. A i tak nie wiem czy to cennik pełny i aktualny.
I nie, to nie chodzi o to, że każdy z taką kwotą jest przyjmowany. Wybierani są ci najbardziej perspektywiczni, bo na Zachodzie (a jeszcze bardziej Bliskim Wschodzie) takie sumy nie robią aż takiego wrażenia jak w Polsce. No chyba, że przelicznik talent vs pieniądze jest na korzyść tego drugiego.
Trzeba mieć zatem talent, umiejętności i pieniądze. Te ostatnie można spróbować sobie załatwić – przez sponsorów czy program juniorski. Ale nie jest o to łatwo. Dziś nie wystarczy niestety zaryzykować dorobku całego życia widząc talent dziecka, pomóc mu w kraju i potem przenieść go jako nastolatka do innego kraju, licząc na jego zaradność, szczęście i to, że talent się obroni (vide Robert Kubica i jego Rodzice).
Do listy poświęceń dodajmy jeszcze częste nieobecności w szkole, zaburzenie relacji społecznych w mocno toksycznym świecie motorsportu, ciągłą presję i mimo wszystko ryzyko.
Ach. Zapomniałbym o najważniejszym. O tym, bez czego ogromny talent i wielkie pieniądze nie zagwarantują motorsportowych wyżyn. To pasja i bezgraniczna miłość do tego sportu. W przypadku jednego zawodnika z Polski chyba tego zabrakło w ostatnich latach.
F1
Zapytacie zatem, czy jest ktoś na polskim horyzoncie, kto ma szanse na F1?
Kierowców będących na drodze do F1, a zatem rywalizujących w juniorskich seriach single seatrów nie mamy wielu: Roman Biliński (17 lat – brytyjska F3), Filip Kaminiarz (20 lat – Euroformula Open), Kacper Sztuka (15 lat – włoska F4), Piotr Wiśnicki (16 lat – włoska F4), Adam Szydłowski (17 lat – francuska F4). Niestety, szans żadnego z nich nie oceniam bardzo wysoko i wcale nie dlatego, że nie mają talentu.
Nieco lepiej – również za sprawą Roberta Kubicy i Orlenu – zaczęło być w kartingu. To, że są zawodnicy sponsorowani przez firmę, która była w stanie wprowadzić kierowcę do F1, sprawia że inni mają motywację do treningu, chcąc również trafić pod skrzydła kogoś takiego jak Orlen. Do tego inne firmy widzą, że opłaca się wspierać motorsport.
W trwających właśnie Kartingowych Mistrzostwach Europy jedzie obecnie 8 polskich kierowców, m.in. Tymek Kucharczyk, Karol Pasiewicz, Jan Przyrowski, Gustaw Wiśniewski czy Maciej Gładysz. Kilku z nich jest wspieranych przez Orlen, dwóch jest w Sauber Karting Academy, jeden jest współprowadzony przez Roberta Kubicę i dla jednego szykowany jest już ciekawy program wyścigowy. I z takiego podejścia, może być chleb. Ale będzie on wymagał dużej ilości mąki, ugniatania, zakwasu i czasu. A i tak może wyjść zakalec.
Ważne jednak, żeby budować kulturę ścigania, kulturę motorsportu, kulturę wspierania młodych talentów. Bez tego za 15 lat to nawet Robert Kubica będzie najbliżej jazdy w F1 z Polaków.
Póki co wielkie brawa dla Romana Bilińskiego. Lutuj chłopie i pnij się w górę! Dziś przed nim kolejny wyścig, który obejrzycie poniżej:
Aktualizacja
W trzecim wyścigu Roman Biliński startował z 12. pozycji (odwrócona kolejność kwalifikacji) i po bardzo dobrej jeździe zajął 5. miejsce. Tym samym podczas weekendu wyścigowego na Spa zajmował zatem 3, 1 i 5. miejsce. Dzięki temu, mając na koncie zaledwie 2 rundy z 4, awansował na 10. miejsce w klasyfikacji generalnej serii. Kolejna runda cyklu odbędzie się 7 i 8 sierpnia na torze Snetterton.
fot. Roman Biliński – Twitter