„Okrążenie zjazdowe na pewno zapamiętam do końca mojego życia. Nigdy nie myślałem, że będę dziękować zespołowi za to, że dojechałem do mety, ale to był dla mnie szczególny dzień” – mówił Robert Kubica po Grand Prix Australii 2019. To było dokładnie 2 lata temu – 17 marca.
Williams
Gdy 22 listopada 2018 roku ogłoszono, że Robert wraca do F1, mieliśmy nadzieję, że ekipa z Grove się poprawi, że pozwoli Kubicy na udany powrót. Stało się zupełnie inaczej.
Wszyscy pamiętamy ten sezon i jego trudności. Z jego skutkami borykamy się do dziś, walcząc z krzywdzącymi dla Roberta opiniami. Zła sława sezonu w Williamsie będzie ciągnęła się jeszcze długo i dobre występy podczas testów czy pierwszych treningów i podium w DTM jej nie zatrą.
Widać to było w ubiegłym roku, widać będzie jeszcze bardziej w obecnym, jak sezon 2019 był fatalny dla Williamsa i jak dużego tym samym pecha miał Robert Kubica. Jestem przekonany, że w każdej innej konstrukcji, przy innych warunkach pracy ekipy, byłby w stanie bardziej pokazać swój potencjał – tak jak pokazał go w ubiegłym roku w Alfie. Nie, nie twierdzę, że wygrałby z Russellem w kwalifikacjach, ale zapewne byłby częściej przed Anglikiem w wyścigach, a jego strata nie byłaby tak duża. Kubica nie dostał od ekipy takiego wsparcia i takich narzędzi, jakich potrzebował wracając do F1 po 8 latach.
To wszystko jednak historia oraz po części gdybanie. Parafrazując Kubicę – było jak było.
Ale to też nie jest tak, że wszystko w 2019 roku i przygodzie z Williamsem było złe. Przede wszystkim był to rok, w którym powrót do F1 po tak dramatycznych przeżyciach się dokonał. Były też dobre występy, w tym w Monako czy Singapurze, był punkt i kolejne dwa rekordy F1. Było sporo kibicowskich emocji. Wiele osób – i ja widzę to dobrze wśród Was – wróciło do F1, zaczęło się nią mocniej interesować. Kubica wielu z nas 15 lat temu przedstawił Formułę 1, a dwa lata temu pomógł odnowić tę znajomość. I nawet mimo rezultatów – pozytywnie odnowić.
A co dalej?
Obecnie „jest jak jest”. Trzymamy się hasła wypowiedzianego przez Roberta: „dopóki ja nie powiem, że to koniec, to nie będzie koniec”. Nie jest powiedziane, że w wyścigu F1 już Kubicy nie zobaczymy. Jest kierowcą rezerwowym, a to zawsze szansa (jeżeli już na siłę musimy się takiej dopatrywać).
Wiem, że niektórzy mogą uznawać obecność w F1 i obowiązki wiążące się z nimi za „kulę u nogi” w przypadku kariery Roberta Kubicy, jednak ja widzę to trochę inaczej. Piątkowe treningi i jazdy w testach dają unikalną i wyjątkową szansę styczności z F1 – z najszybszymi prototypami świata. Są też pewnym przedłużeniem nadziei na to, że kiedyś jeszcze może udać się powalczyć o angaż w F1, choć pewnie wszyscy zdajemy sobie sprawę, że będzie o to niezwykle trudno.
Z pewnością jednak przydałoby się ograniczenie pozasportowych aspektów roli Kubicy tak, by mógł skupić się na jak najwyższych celach sportowych. A tych może mieć jeszcze wiele. Chyba wielu zapomina, że Robert Kubica w wielu tabelach rekordów F1, zaczynających się od słów „Najmłodszy…” wciąż jest w czołówkach. Robert trafił do F1 bardzo młodo, dość młodo również odnosił sukcesy rajdowe. I nadal jest młody. Skończone 36 lat to 5 lat mniej niż Kimi Raikkonen, 3 lata mniej niż Fernando Alonso i tylko miesiąc więcej niż Lewis Hamilton. Te nazwiska – talenty, w gronie których jeszcze 10 lat temu wszyscy Kubicę wymieniali – pokazują, że mając takiego „skilla” wiek schodzi na dalszy plan.
Jeżeli sytuacja pandemiczna się unormuje, nadal widziałbym Kubicę w jakiejś sportowej roli w F1, ale chciałbym też zobaczyć walczącego o mistrzostwo świata. A najkrótszą drogą do tego są starty w WEC i 24h Le Mans w Hypercarach. I według mnie decyzja o startach w WEC wcale nie musi oznaczać porzucenia F1. Fernando Alonso w trakcie sezonu Formuły 1 w 2018 roku pojechał w 5 rundach WEC, w tym Le Mans (wygrał), 24h Daytona i Indy500. Da się, ale warunki muszą być normalniejsze niż te pandemiczne.
Dziś wspominam początek powrotu, nowego otwarcia, które miało nastąpić w karierze Kubicy. A tymczasem mam wrażenie, że niektórzy patrzą na Kubicę jako sportowca „skończonego”. A według mnie „Jeszcze w zielone gramy” i grać będziemy długo. Wierzę, że sporo pozytywnych emocji jeszcze przed nami i to może już niebawem. Obecny czas traktuję jako okres przejściowy, po którym nastąpi jeszcze wiele dobrego.