Jak się okazuje, kolekcjonerów przedmiotów związanych z motorsportem w Polsce nie brakuje. Pawłowi Rozwadowskiemu, z którym rozmawiała Iwona Hołod, udało się stworzyć kolekcję blisko 1000 przedmiów związanych z wyścigami, w tym Formułą 1 i Robertem Kubicą. Przeczytajcie nasz wywiad z nim!
Pytanie: Skąd u Pana zainteresowanie Formułą 1 i motorsportem?
Paweł Rozwadowski: Mam starszego brata, który chodził do technikum samochodowego.To on zainteresował mnie tym tematem. W okolicach 1985 roku w Polsce dostępne były książki o Formule 1, które napisała Nina Lengyel. Brat kupił sobie te książki, a potem wpadły w moje ręce – i tak to się zaczęło. Pierwszy wyścig, który obejrzałem, to GP Monako z 1987 roku. Pamiętam dokładnie Sennę w żółtym Lotusie – pięknie to wyglądało! Wtedy transmitowali go w telewizji tylko w częściach – najpierw kilka pierwszych okrążeń, potem najlepsze fragmenty ze środka wyścigu i kilka ostatnich kółek.
P: Jak to się stało, że pasja do F1 przełożyła się na kolekcjonowanie? Co było impulsem do tego?
PR: W 2000 roku dostałem od kolegi w prezencie swój pierwszy model. Był to McLaren MP4/14 z Miką Hakkinenem z 1999 roku, w którym wygrał swój drugi tytuł mistrzowski. Piękny samochód. I to było impulsem. Potem sam kupiłem kolejny model, Ferrari F399 z 1999 roku – ponieważ od zawsze byłem fanem ekipy z Maranello. W 1999 roku Ferrari zdobyło tytuł mistrza konstruktorów po raz pierwszy od sezonu w 1983 roku. Od tamtego czasu wciąż poszerzam swoją kolekcję.
P: To już 20 lat. Kolekcja musi być imponująca! Co dokładnie zawiera Pana zbiór?
PR: Większość to modele w skali 1:18. Na chwilę obecną mam 362 sztuki. Jeśli chodzi o specjalistyczne zbiory, to oprócz mojego, w Europie jest jeszcze jeden większy zbiór. Ta druga kolekcja liczy 380 pozycji.
Mam także 34 modele z Robertem Kubicą, w skali 1:43. Wiele z nich to limitowane edycje, na przykład z kilku testów w których brał udział. Są wśród nich pozycje nie tylko z Formuły 1, ale też z rajdów i F3.
Posiadam wszystkie albumy Autocourse od 1979 roku oraz komplet polskich numerów F1 Racing. Mam też całą kolekcję książek o Formule 1, jakie zostały wydane w Polsce. W moich zbiorach znajdują się także programy z różnych wyścigów F1, czapeczki, autografy.
P: Sporo tego! Robi wrażenie. Liczył Pan kiedyś, ile to razem sztuk?
PR: Myślę, że na pewno ponad 1000. Około 400 modeli, a także 600 książek oraz albumów.
P: A najcenniejsze eksponaty z Pana punktu widzenia?
PR: Jedyny wydany model Super Aguri w skali 1:18. Jest to wersja showcar z 2006 roku. Ich edycja wynosiła tylko 500 sztuk. Szukając go w rozsądnej cenie, musiałem czekać ponad 10 lat. W tym przypadku, moja cierpliwość została nagrodzona.
Kolejną szczególną pozycją jest program GP Francji z 2008 roku. Jest to jedyny program F1, w którym Robert Kubica po zwycięstwie w GP Kanady jest na pierwszym miejscu w klasyfikacji generalnej kierowców.
Cenny jest dla mnie również autograf Nikiego Laudy, który zdobyłem osobiście.
P: Być może czyta nas ktoś, kto zastanawia się nad tym, czy rozpocząć przygodę z kolekcjonowaniem. Co by mu Pan doradził, jakie dał wskazówki?
PR: Ostatnio mamy ciężkie czasy dla kolekcjonerów, bo ceny modeli wzrosły i oscylują w okolicach 100-200 euro za sztukę, a to sporo.
Większość rzeczy znajduję na eBayu. Trzeba umieć szukać okazji, być cierpliwym. Wiadomo jednak, że to jest także ryzyko, bo gdy czekamy zbyt długo, cena może wzrosnąć.
Rekomenduję, aby regularnie, na przykład raz na dwa dni, przejrzeć internet w poszukiwaniu czegoś atrakcyjnego, a w niższej cenie. Grono kolekcjonerów, którzy systematycznie powiększają swoją kolekcję, nie jest duże.
W Polsce nie ma zbyt wielu ciekawych pozycji. Większość eksponatów sprowadzam z Europy, głównie z Niemiec. Zdarzały mi się także zakupy w Japonii, Australii, Kanadzie i USA. Najbliższy sklep stacjonarny, który jest bardzo dobrze zaopatrzony, znajduje się w Berlinie i tam również można dostać coś interesującego.
Warto ustalić sobie jakiś cel. Na przykład, że raz na miesiąc lub raz na dwa miesiące, kupię sobie model w rozsądnej cenie. I szukać, nie poddawać się. Na sam początek może być też Allegro. Można zacząć od zbierania tylko modeli mistrzów świata albo od ulubionego kierowcy czy zespołu.
P: Jakie ma Pan plany na następny model w kolekcji?
PR: Dosyć intensywnie szukam mistrzowskich modeli Lewisa Hamiltona z ostatnich lat. Nie mam pozycji z 2017 i 2018 roku. Oczywiście, gdybym chciał wydać na taki samochód ponad 1000 zł, mogę go kupić nawet jutro, ale tu chodzi o to, by zdobyć go w rozsądnej cenie.
Najbardziej zależy mi, aby uzupełniać moją gablotę mistrzów świata, modele Ferrari oraz Roberta Kubicy.
P: Ma Pan gablotę poświęconą tylko mistrzom świata. Jakie modele znajdują się już w tej gablocie?
PR: Prowadzę oczywiście w Excelu listę wszystkich moich pozycji, aby się nie pogubić (śmiech). Mam 46 sztuk takich modeli. Brakuje mi na tę chwilę 24 samochodów i w pierwszej kolejności chcę zdobyć właśnie Hamiltona z lat 2017-2018.
P: Czy dzieci podzielają Pana pasję do motorsportu i kolekcjonowania?
PR: Syn po części tak, bo jeździ ze mną na wyścigi i oglądamy je razem w telewizji, ale modele zbieram sam.
P: Na jakich wyścigach już Pan był?
PR: Mój pierwszy wyścig F1 to GP Węgier w 2000 roku. Od tamtego czasu jeżdżę na minimum jedną imprezę w sezonie. W tym roku miałem w planach wyjazd na Zolder, aby zobaczyć debiut Kubicy w DTM. Chciałem też uczestniczyć w e-prix w Berlinie i GP F1 na Spa, ale niestety moje plany pokrzyżowała pandemia. Mam nadzieję, że uda mi się wyjechać w 2021 roku!
W 2015 roku wziąłem udział w konkursie Shell i wygrałem wyjazd na GP Belgii, z trybuną przy Eau Rouge i z wejściem do padoku. Cieszę się tym bardziej, że wiem, jak trudno jest tam wejść. Tylko dwie osoby z Polski wygrały wtedy ten konkurs.
P: Jest Pan świetnym przykładem na to, że warto brać udział w tego typu wyzwaniach.
PR: Tak! Pod warunkiem, że wierzy się w wygraną. Ja zgłosiłem się w ostatniej chwili, a mimo wszystko się udało.
Odniosłem zwycięstwo także w innym konkursie i dzięki temu byłem w fabryce Ferrari i na torze Fiorano!
To nie wszystko, bo w 2004 roku zwyciężyłem jeszcze w trzecim, organizowanym przez Renault i nagrodą był wyjazd na GP Węgier.
P: Brawo! Miał Pan w 2000 roku także okazję przejechać się z Januszem Kuligiem. Jakie to emocje?
PR: Tak, na imprezie promocyjnej na torze Słomczyn. Największe wrażenie zrobiło na mnie nie przyśpieszenie, a hamowanie. Jego precyzja jazdy była niesamowita. Prawdziwy zawodowiec.
Iwona Hołod