KONTAKT     Promocja Mubi – zwrot 100 zł!      Wyścigi OBSTAWIAJ NA EFORTUNA.PL     Kup F1 TV PRO   Wsparcie    Bilety na GP Węgier

jpeg-optimizer_logo-powrot-roberta

MENU:

Racing Point – zamknięcie rozdziału



Force India, Racing Point lub jakkolwiek to się nazywa, by eufemicznie trochę ująć słowa Kimiego Raikkonena wypowiedziane w eter podczas jednego z treningów przed Grand Prix Monako 2019. Zespół, którego korzenie sięgają 1991 i stajni Jordana, w obecnej formie istnieje od połowy 2018 roku, kiedy to rozliczne przyczyny prawne oraz finansowe doprowadziły do przemianowania hinduskiej ekipy Force India na brytyjską stajnię Racing Point. Poza nazwą i narodowością, jaką oficjalnie legitymuje się ekipa, tak naprawdę niewiele się jednak zmieniło. To wciąż dzielny i waleczny, uwielbiany przez kibiców zespół ze środka stawki, który przez lata zjednał sobie wielu sympatyków, będąc jednym z najskuteczniejszych zespołów w stawce biorąc pod uwagę zestawienie wyników z budżetem.

Budżetem, z którym bywało różnie, a mimo to – mechanicy i kierowcy zawsze zostawiali serce na torze podczas weekedów Grand Prix, dzięki czemu zespół był w stanie wyjść obronną ręką z problemów. Wyciągnięcie pomocnej dłoni ze strony miliardera Lawrence’a Strolla i przejęcie przez niego ekipy poskutkowało nie tylko niesamowicie udanym sezonem 2020, ale też przemianowaniem ekipy na Astona Martina od sezonu przyszłego. I tym razem wydaje się to być zmiana, która w jakiś sposób stanowi zakończenie ery. Bądź co bądź Aston Martin to wielka marka w świecie motoryzacji – coś, co zupełnie kontrastuje ze skromnością reprezentowaną przez zespół na przestrzeni lat. Z uwagi na taką newralgiczną zmianę, warto może celem zebrania wspomnień prześledzić losy ekipy, która pod zarządem Vijaya Mallyi pojawiła się w stawce w 2008 roku jako czerwona latarnia, by na przestrzeni lat systematycznie piąć się w górę i podbijać serca kibiców.

Gdy po sezonie 2005 po 14 latach bytności z Formuły 1 wycofał się Jordan, stajnia przejęta została przez rosyjskich inwestorów i przemianowana na Midland F1 Racing, by jeszcze przed końcem roku 2006 zostać holenderskim Spykerem. W tej formie zespół istniał jeszcze w 2007 roku, nim w 2008 przeszedł w ręce hinduskiego miliardera, którym był Vijay Mallya. Niewiele chyba było osób, które podchodziły do planów hinduskiego podboju Formuły 1 inaczej, niż z pogardliwym uśmieszkiem. Ot, miliarder kupił zespół, pewnie po roku się wycofa. I pierwszy sezon faktycznie nie wskazywał, że będzie inaczej. Choć za sterami bolidów siedzieli młody, obiecujący Adrian Sutil i reprezentujący siłę doświadczenia Giancarlo Fisichella, zwycięzca trzech Grand Prix, zespół przez cały sezon nie zdołał zdobyć ani jednego punktu. Wyjątkowe przebłyski, takie jak występ Sutila w deszczowym Grand Prix Monako, kiedy to zaledwie sześć okrążeń przed metą z czwartej pozycji wyeliminował go Kimi Raikkonen, nie zmieniały faktu, że po wycofaniu się Super Aguri zespół Force India był najgorszym w stawce. Sezon 2009, naznaczony dużymi zmianami w regulaminie, które dotkliwie uderzyły zwłaszcza w ekipy wiodące prym w poprzednich mistrzostwach, początkowo nie rysował się inaczej. Dość szybko jednak zaczęło się to zmieniać. Zespół wciąż nie był w stanie zdobyć punktu, ale był tego osiągnięcia coraz bliżej. Po rozpoczęciu europejskiej części sezonu samochody pomalowane w hinduskie barwy były w stanie kwalifikować się do drugiej części sesji kwalifikacyjnej, początkowo sporadycznie, później – coraz regularniej. W krótkim czasie po pierwszej wizycie w finałowym segmencie czasówki wydarzył się cud podczas Grand Prix Belgii – Giancarlo Fisichella zdobył pole position, w wyścigu zaś dojechał do mety na drugim miejscu, dając zespołowi nie tylko upragnione pierwsze punkty, ale i sensacyjne podium. Dwa tygodnie później wprawdzie nie aż tak fenomenalnie, ale niewiele gorzej, zaprezentował się na Monzy Adrian Sutil, kwalifikując na drugim miejscu i finiszując na czwartym. Te dwa porażające wyskoki zapoczątkowały wspinaczkę ekipy w górę stawki.



W sezonie 2010 nie było już mowy o tym, by oznaczone symbolem VJM, reprezentującym inicjały właściciela ekipy, bolidy zamykały stawkę. Wprawdzie nie udało się powtórzyć tak fenomenalnych wyników, jak w poprzednim sezonie na Spa i Monzy, ale Force India była już zespołem, który regularnie notował zdobycze punktowe i był nawet w stanie niekiedy powalczyć z najszybszymi bolidami. Zadomowienie się w środku stawki ekipa przypieczętowała siódmą lokatą w klasyfikacji konstruktorów na koniec sezonu. Byłoby może nieco wyżej, gdyby nie odrobinę rozczarowująca postawa Vitantonio Liuzzego, którego jednak na sezon 2011 zastąpił Paul di Resta.

Szkot momentalnie sprawił dobre wrażenie, tworząc z Sutilem duet, który umożliwił podtrzymanie passy z poprzedniego sezonu. Niemiec jednak był zmuszony po sezonie pożegnać się z zespołem – po części zapewne ze względu na aferę, w jaką wdał się tuż po Grand Prix Chin, kiedy to podczas zabawy w nocnym klubie ranił w głowę Erika Luksa, właściciela zespołu Lotus. W miejsce jednego Niemca przyszedł drugi – Nico Hulkenberg, który nieomal dał zespołowi pierwsze zwycięstwo w historii. W kończącym sezon, naznaczonym zmienną pogodą Grand Prix Brazylii przez dużą część wyścigu prowadził, popisując się wyczuciem samochodu w zdradliwych warunkach. Niestety, do czasu – najpierw półobrót, a następnie kolizja z Lewisem Hamiltonem i kara przejazdu przez boksy z niej wynikająca zepchnęły go na piątą pozycję. Niemniej jednak był to bodaj najbardziej jak do tej pory udany sezon dla ekipy. Kierowcy niejednokrotnie oscylowali w okolicach pierwszej piątki i poza wspomnianym wyścigiem na Interlagos dwukrotnie otarli się o podium – Hulkenberg w Belgii, zaś di Resta w Singapurze. Zespół po raz pierwszy przekroczył też barierę 100 punktów zdobytych w ciągu sezonu.

Sezon 2013, będący świadkiem powrotu niczym syna marnotrawnego Adriana Sutila, okazał się jednak niezbyt udany. Obiecujący początek i dość regularne zdobycze punktowe przekształciły się w niemoc na przestrzeni drugiej części sezonu i być może było to jedną z przyczyn całkowitej wymiany składu na sezon 2014. Co ciekawe, po raz kolejny do ekipy powrócił po roku przerwy Niemiec, tym razem Hulkenberg, po zaledwie roku w Sauberze (do którego z kolei przeniósł się Sutil). I o ile sezon 2013 przyniósł obniżenie lotów, o tyle 2014 stanowił wystrzał w górę. W tym sezonie również rozpoczęła się współpraca ekipy z Sergio Perezem, który zdecydowanie najbardziej ze wszystkich zasłużył się w historii stajni. Meksykanin dołączał do ekipy w krytycznym momencie swojej kariery – po bardzo nieudanym sezonie z McLarenem zawisła ona na włosku. Checo dołożył jednak wszelkich starań, by to odmienić. Już w trzecim wyścigu zdobył dla ekipy pierwsze od pięciu lat podium, odpierając po drodze ataki między innymi zespołowego kolegi, który ostatecznie był piąty. Po tamtym wyścigu Force India znalazła się nawet na drugim miejscu w klasyfikacji konstruktorów. Tak wysoko na koniec sezonu zespół się nie znalazł, jak również żaden z kierowców nie zdołał zawitać na podium, ale był to bezsprzecznie najlepszy jak do tej pory sezon ekipy, która tylko dwa razy na przestrzeni całych mistrzostw opuściła weekend Grand Prix z zerowym dorobkiem punktowym.

Sezony 2015 i 2016 wyglądały bardzo podobnie, przy czym w 2015 zespół po raz pierwszy awansował do pierwszej piątki w klasyfikacji konstruktorów (jedno podium Pereza), zaś w 2016 wspiął się jeszcze szczebel wyżej, by zostać „najlepszymi z reszty” i to przy bardzo okrojonych w porównaniu z rywalami w postaci Williamsa czy Renault zasobach finansowych. 2016 był szczególnie udany dla Pereza, który zdołał dostać się na podium aż dwukrotnie – podczas deszczowej rundy w Monako oraz inauguracyjnego wyścigu w Baku, który Meksykaninowi zdaje się z miejsca niesamowicie przypadł do gustu. Rok później miałby nawet szansę na zwycięstwo na tym torze, gdyby nie kolizja z nowym partnerem z ekipy – młodym gniewnym, Estebanem Oconem. Hulkenberg w tamtym momencie był już kierowcą Renault, zaś bolidy Force India po raz pierwszy przyjęły różowe malowanie po nawiązaniu współpracy z BWT. I tamtego dnia w Baku mieli szansę odnieść wielki sukces, ale nieporozumienia, które narodziły się podczas Grand Prix Kanady, prawdopodobnie poskutkowały niekorzystnie na rzecz zespołu. Na torze w Montrealu wszak Perez zamiast przepuścić Ocona, któremu wydawało się, że ma szansę powalczyć o podium z Danielem Ricciardo, poprosił przez radio zespół, by umożliwił im rywalizację. Kłopoty na linii relacji pomiędzy zespołowymi kolegami miały się zresztą utrzymać właściwie aż do zakończenia współpracy Ocona z zespołem pod koniec 2018. Wówczas nie był to już zespół Force India, a przynajmniej nie oficjalnie.

O kłopotach finansowych zespołu oraz prawnych Vijaya Mallyi mówiło się od dłuższego czasu, jednak przed Grand Prix Belgii zespół ostatecznie trafił pod administrację, został wykluczony z klasyfikacji konstruktorów, zaś jego dalsze losy pozostawały bardzo niepewne. Pomocną dłoń wyciągnął ojciec kierowcy Williamsa, Lance’a Strolla, miliarder Lawrence Stroll, który zainwestował w przejęcie różowej ekipy, przemianowując ją na Racing Point Force India i pod tą nazwą, oraz brytyjską licencją, zespół przystąpił do Grand Prix Belgii na Spa-Francorchamps, torze szczególnie pozytywnie zapisanym przecież w historii zespołu. I wyścig ten stanowił niejako nagrodę za wytrwałość w walce z wszelkimi nieporozumieniami – w mokrych kwalifikacjach Ocon i Perez wywalczyli drugi rząd na starcie, by ostatecznie odnotować obfitą, 18-punktową zdobycz w wyścigu za miejsca piąte i szóste. Do końca sezonu kierowcy różowych bolidów stosunkowo regularnie byli w stanie zdobywać punkty, dzięki czemu nowo powstała ekipa nawet pomimo tego, że zbieranie punktów rozpoczęła od wyścigu w Ardenach, zdołała się wspiąć na siódme miejsce w klasyfikacji konstruktorów z dorobkiem 52 punktów – przed Alfą Romeo, Toro Rosso i Williamsem. Nie był to jednak okres pozbawiony napięć, dotyczących tym razem obsady kokpitów na kolejny sezon. Najgorzej strzeżoną tajemnicą w padoku był fakt, że w związku z przejęciem ekipy przez Lawrence’a Strolla jeden z bolidów na sezon 2019 otrzyma jego syn. W związku z tym z posadą musiał pożegnać się Perez lub Ocon. Walka o zachowanie miejsca nie obyła się bez kontrowersji na torze – w Singapurze Francuz uderzył w bandę tuż po starcie w wyniku kolizji z Perezem, zaś w Brazylii wdał się w pamiętną przepychankę z Maksem Verstappenem. Trudno powiedzieć, w jakim stopniu miało to wpływ na pożegnanie się ekipy z nim, a nie z Perezem, należy jednak mieć na uwadze, że to Meksykanin zakończył mistrzostwa cztery pozycje wyżej z trzynastoma punktami więcej i jednym finiszem na podium – w Baku, a jakżeby inaczej.



Do sezonu 2019 zespół przystąpił już ostatecznie pozbawiony członu Force India, pod patronatem nowego sponsora tytularnego SportPesa oraz niezmiennie różowymi bolidami prowadzonymi przez Sergio Pereza i Lance’a Strolla. Mimo kilku obiecujących występów zakończonych zdobyczami punktowymi w początkowej fazie sezonu, był to właściwie dość trudny okres dla ekipy, która zmagała się z niewielką konkurencyjnością bolidu. W szalonym Grand Prix Niemiec udało się wprawdzie odnotować znakomity wynik w postaci czwartej pozycji Lance’owi Strollowi, choć Perez stracił wówczas szansę na dobry rezultat po nietypowym dla siebie błędzie już na samym początku zawodów. Przed przerwą wakacyjną Racing Point uzbierał tylko 31 punktów, ale końcowa część sezonu stanowiła wyjście na prostą. W ostatnich dziewięciu wyścigach Perez punktował ośmiokrotnie, dzięki czemu zdołał zakończyć mistrzostwa w pierwszej dziesiątce i choć Stroll nie był w stanie dorównać partnerowi, to zespół uplasował się na siódmej pozycji z 73 punktami. Znaczący wzrost formy dawał spore nadzieje przed sezonem 2020, który jednak okazał się być lepszy, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Już na zimowych testach w Barcelonie różowe bolidy prezentowały się znakomicie i zadawano sobie pytanie, czy tę formę będą w stanie przełożyć na warunki rywalizacji w trakcie sezonu. Sezon jednak nie rozpoczął się – a przynajmniej nie wtedy, kiedy powinien, jak wszyscy wiemy. Rywalizacja rozpoczęła się z powodu pandemii dopiero w lipcu i w trakcie tej luki czasowej, oprócz nowinek transferowych z Carlosem Sainzem i Danielem Ricciardo w rolach głównych, przewijały się intensywnie kontrowersje związane ze „skopiowaniem” samochodu Mercedesa z poprzedzającego sezonu przez Racing Point. Protestujące ekipy, na których czele stało Renault, w pewnym stopniu dopięły swego, ponieważ brytyjskiej ekipie odjęto 15 punktów w klasyfikacji konstruktorów, dalszych działań jednak już nie podjęto. Niezależnie od różnego rodzaju pogłosek nic nie zmienia faktu, że samochód sam się nie prowadzi, a inwestycja finansowa Lawrence’a Strolla, talent Sergio Pereza, a także rosnące doświadczenie i umiejętności Lance’a Strolla doprowadziły do tego, że sezon był dla ekipy naznaczony historycznymi sukcesami. Od początku sezonu widać było, że samochody Racing Point po raz pierwszy w historii, wliczając w to poprzednie wcielenie zespołu, faktycznie należą do czołówki. Trochę pecha oraz różne nie do końca trafione strategiczne decyzje sprawiały jednak, że żaden z kierowców nie mógł przez pewien czas zawitać na podium – udało się to Lance’owi Strollowi w Grand Prix Włoch. Kanadyjczyk zresztą wszystkich zaskakiwał pozytywnie i w tamtym momencie zdecydowanie górował w klasyfikacji nad Perezem, który ponownie znalazł się pod presją utraty miejsca w zespole, wszak od początku sezonu mówiło się i co zostało ostatecznie potwierdzone, że na kolejny rok w zespole mającym się już nazywać Aston Martin posadę otrzyma u boku syna właściciela zespołu Sebastian Vettel, odchodzący z Ferrari. Po wyścigu na Monzy jednak fortuna zupełnie się odwróciła, choć Stroll niewątpliwie pozostawał pod wpływem wstrząsającego wypadku na Mugello oraz przejścia koronawirusa. Perez jednak imponował, zdobywając począwszy od Grand Prix Toskanii 91 punktów (w tym czasie niewiele więcej zdobyli Valtteri Bottas oraz Max Verstappen – odpowiednio 92 i 104), miejsce na podium w Turcji oraz, oczywiście, magiczne zwycięstwo w Grand Prix Sakhiru, przywodzące na myśl triumf Jensona Buttona w Grand Prix Kanady 2011. Perez wszak zamykał stawkę po pierwszym okrążeniu w wyniku kolizji z Charles’em Leclerkiem, jednak jego umiejętność oszczędzania opon w połączeniu z niewielką dozą szczęścia w postaci kolosalnego nieporozumienia w Mercedesie podczas pit stopów doprowadziły do tego, że Checo przeciął linię mety na pierwszym miejscu, a podium uzupełnili… Esteban Ocon i Lance Stroll, a więc jego dawny i aktualny – przynajmniej w momencie odbywania się tamtego wyścigu – partner z zespołu. Niesamowity sukces dla ekipy na zwieńczenie jej rozgrzewającej serce kibica historii.

Nieśmiałe marzenie hinduskiego miliardera, okupywanie końca stawki, sensacyjny weekend na Spa, wspinaczka w górę stawki, walka z najlepszymi przy ograniczonym budżecie, niespodziewane podia, przezwyciężenie problemów prawnych i finansowych, upragnione zwycięstwo w Grand Prix – tak w bardzo telegraficznym skrócie można by ująć historię ekipy, która, owszem, właściwie to w dalszym ciągu będzie istnieć, lecz dobiegł właśnie końca pewien rozdział w historii jej istnienia. Tak, wiele różnych ekip rywalizowało na przestrzeni czasu pod kolejnymi wcieleniami. Mercedes był wcześniej Brawnem, Hondą, BAR i Tyrrellem. Renault, które w przyszłym roku przemianowane zostanie na Alpine, początek swojej historii bierze od Tolemana, by później zostać Benettonem, Renault, Lotusem i raz jeszcze Renault. Sam zespół, o którym dziś mowa, przechodził przecież różne wcielenia – Jordan, Midland, Spyker, Force India, Racing Point, Aston Martin. Jednak każdy okres przypadający na funkcjonowanie danej nazwy łączy się z pewnego rodzaju unikatowością. Tak, ktoś powie, że to cały czas jedna ekipa, a jednak każde z takich wcieleń ma swoją tożsamość, symbolikę, osiągnięcia, wspomnienia. W przypadku dwóch ostatnich wcieleń ekipy z Silverstone wydaje się jednak zachodzić drobny wyjątek, może przez krótką obecność nazwy Racing Point, może przez spoiwo w postaci Sergio Pereza, a może przez niezmiennie utożsamiających dwa wcielenia kibiców sympatyzujących z ekipą na przestrzeni lat. Cóż, jak przelotnie przytoczyłem we wstępie, sam Kimi Raikkonen niekoniecznie rozróżniał, czy ma przed sobą samochód Force India, czy Racing Point, komentatorzy SkySports też miewali kłopoty z przestawieniem się. W każdym razie – wraz z Grand Prix Abu Zabi zakończył się trwający przez 12 lat epizod w historii istnienia dzielnej ekipy. Na horyzoncie zaś jawi się zupełnie odmienna przyszłość. Choć niewiadomą pozostaje, w jakich dokładnie barwach, to od przyszłego roku na torach rywalizować będą bolidy Astona Martina. I niewątpliwie jest to wyznacznik pewnego rodzaju znaczącej transformacji. Szyld brytyjskiego producenta, którego samochodami poruszał się przez lata James Bond, znacząco kontrastuje z patriotyczną nazwą Force India czy niepozornie brzmiącym Racing Point. Sam fakt zatrudnienia czterokrotnego mistrza świata również jest czymś, co w zasadzie byłoby nie do wyobrażenia – a już na pewno nie mieściłoby się w możliwościach finansowych – za czasów, gdy po torach jeździły początkowo biało-czerwone złote, następnie pomarańczowo-biało-zielone, później ze wstawkami srebrnymi i czarnymi i wreszcie różowe, bolidy. Niewątpliwie zmienia się też organizacja pracy zespołu i jego zasoby. Lawrence Stroll jest wszak właścicielem nie tylko tego zespołu Formuły 1, ale i marki Aston Martin w ogóle. Dobiega więc końca historia skromnego, prywatnego zespołu ze środka stawki, będącego przez lata miejscem dla utalentowanych kierowców, pracujących z chorobliwą pasją ludzi, mierzących się z największymi przy bardzo ograniczonych w porównaniu z nimi możliwościach, a mimo tego niejednokrotnie będącym im cierniem w oku.

Mateusz Mordzonek



Podziel się wpisem:

Najnowsze wpisy na blogu:

Najnowsze wpisy

Tego dnia w F1 - 8 czerwca

Podczas testów Porsche ginie Ludovico Scarfiotti (10 startów, 1 zwycięstwo, 1 najszybsze okrążenie, 1 podium).

Niki Lauda odnosi swoje 5. zwycięstwo w F1, wygrywając GP Szwecji. Jedyny raz z pole position startował Vittorio Brambilla.

Robert Kubica wygrywa Grand Prix Kanady, odnosząc swoje pierwsze zwycięstwo w F1. Jest to też pierwszy dublet zespołu BMW Sauber. Po raz 62. i ostatni na podium stanął David Coulthard. Więcej o tym można przeczytać tutaj i tutaj.

Ukazuje się niezwykle szczery i emocjonalny wywiad Roberta Kubicy z BBC. „Problemem w F1 jest miejsce. Może kiedyś, jak FIA powie, że samochód musi być 10-15 cm szerszy, będą mógł prowadzić, ale to nie jest tak, że rajdy są wyjściem awaryjnym. To, co jest dla mnie ważne, to to, że widzę postęp. W życiu codziennym zmagam się z ograniczeniami, ale jeżdżąc widzę postęp – czy to w samochodzie rajdowym czy symulatorze. Pytanie brzmi, jak dużą sprawność uda mi się odzyskać i ile mi to zajmie, ale jeżeli mam być szczery, to nie ma to dla mnie znaczenia czy zajmie miesiąc czy 10 lat, może kiedyś znów będę miał szansę jeździć w F1” – mówi Polak.

Dobry Rajd Sardynii w wykonaniu Roberta Kubicy i Macieja Szczepaniaka. Na dwóch OS-ach byli w stanie przebić się do pierwszej trójki, a całość kończą na 8. pozycji.

Daniel Ricciardo odnosi swoje pierwsze zwycięstwo w F1, triumfując w GP Kanady. Po raz 15. i ostatni najszybsze okrążenie wyścigu wykręca Felipe Massa. Po raz 200. w F1 startuje Kimi Raikkonen.

„Syn mówi, że samochód Williamsa prowadzi się bardzo ciężko. Jest tak trudny w prowadzeniu, że trzeba dodatkowego treningu na siłowni, żeby za kierownicą było OK. Pod koniec lata zobaczymy, gdzie będzie. Celem jest otrzymanie posady w F1, ale nie ma pewności. Im lepiej jednak spisze się w F2, tym więcej drzwi może sobie otworzyć. Niektórzy kierowcy są obecnie zagrożeni, łącznie z Robertem Kubicą czy Antonio Giovinazzim” – mówi Michael Latifi o karierze swojego syna.

Najbliższe Grand Prix F1

GP USA

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Najbliższy start Kubicy

4h Portimao ELMS

Dni
Godzin
Minut
Sekund

Bądź na bieżąco

Piątek, 18 października
godz. 19:30 – 1. trening
godz. 23:30 – Kwalifikacje do Sprintu

Sobota, 19 października
godz. 20:00 – Sprint
godz. 00:00 –  Kwalifikacje

Niedziela, 20 października
godz. 21:00 – Wyścig

Popularne tagi

Archiwum