Kiedyś chyba już użyłem tego tytułu i być może stało się to w podobnych okolicznościach. Ale to chyba uniwersalne hasło w ostatnich latach jeżeli chodzi o Roberta Kubicę.
Zabierałem się dziś do tego tekstu jak pies do jeża. Generalnie planowałem taki wpis, ale w przyszłym tygodniu, gdy czasu na analizę będzie więcej. Ale dzisiejsza, dość jasna, wypowiedź Roberta o miejscu na gridzie w przyszłym sezonie wywołała sporo dyskusji i chyba warto już teraz coś napisać o sprawie.
Zaskoczenie?
Chyba zgodzimy się, że dzisiejsze słowa Roberta o tym, że nie będzie go na gridzie w 2021 roku takim zaskoczeniem nie są. Wiele osób zdawało sobie sprawę, że powrót do stawki F1 będzie niezwykle trudny. Fakt, „optymistyczny” początek roku – udany początek współpracy z Alfą, zarówno na torze jak i poza nim – mógł dawać nadzieję, że w 2021 roku może czekać na nas coś ciekawego.
Ostatnie miesiące jednak takich przesłanek dawały coraz mniej, podobnie jak wypowiedzi zainteresowanych. Choćby z przeprowadzonej przeze mnie ankiety widać było, że również sporo czytelników bloga zdaje sobie sprawę z tego, że łatwo nie będzie. Na pytanie, czy Robert Kubica będzie w przyszłym sezonie kierowcą podstawowym w F1, 3623 osoby spośród 6856 głosujących (53%) odpowiedziało, że nie, a tylko 1962 osoby (29%) uważało, że tak. Oczywiście, 100% z pytanych chciałoby Roberta Kubicę jeszcze w F1 zobaczyć.
Większość z nas zdawała sobie również sprawę, że jedyną szansą Roberta może być Alfa Romeo Racing ORLEN. Ale nawet w kontekście zatrudnienia w tej ekipie, mówiło się bardzo niewiele. Czy to oznacza, że walki nie było?
Czego nie widać
W ubiegłym roku o tej porze plotek, a przede wszystkim wypowiedzi na temat możliwych opcji Roberta Kubicy było bardzo dużo. Sporo z tych wypowiedzi pochodziła od przedstawicieli PKN ORLEN. Ale sytuacja się zmieniła. Nie oznacza to jednak „kryzysu” współpracy Roberta z polskim koncernem. Wyjaśnienie jest proste i niestety typowe w tym roku. Na takie wypowiedzi nie ma teraz „klimatu”. Sami wiemy, jakie komentarze u niektórych powodowało zaangażowanie się Orlenu w F1. W obecnej sytucji nie ma sensu prowokować ich autorów, szczególnie, że w obliczu pandemii, kolejnych obostrzeń i trudnej sytuacji bardzo wielu branż, tych autorów mogłoby przybyć. Pozostaje po cichu robić swoje.
Nie wiemy, czy toczyły się jakieś rozmowy z Alfa Romeo Racing ORLEN w ostatnich miesiącach, nie wiemy, czy kontaktowano się z innymi ekipami. Gdyby 2020 był „normalnym” rokiem, wówczas jestem przekonany, że wypowiedzi i spekulacji medialnych byłoby na ten temat więcej.
Wciąż musimy brać pod uwagę, że niewiele osób ma pełną wiedzę na temat sytuacji w Alfie. Być może Robert i ORLEN wiedzieli, że jeżeli Kimi będzie chciał zostać, to zostanie i nic się z tym nie da zrobić. Walki o drugie miejsce być nie mogło, gdyż należy ono do juniora Ferrari.
Wiele innych ekip miało już ustalone swoje priorytety i być może do nich również „podejścia nie było”. Tego nie wiemy, ale jeżeli w ubiegłym roku np. w takim Haasie żądali astronomicznej kwoty za fotel to w tym – gdy mieli na stole zapewne kilkadziesiąt milionów od Mazepina – odzywać się nie było sensu.
Ten obsrany COVID sprawił, że najważniejszym tematem w mediach, ale też w komunikacji medialnej takich firm jak Orlen temat jest tylko jeden – słusznie najważniejszy – ochrona zdrowia i życia ludzkiego.
Widzę jednak, że wiele osób ma pretensje do Orlenu i wini sponsora Roberta Kubicy. O tym też chcę napisać w dłuższym wypracowaniu, jednak już teraz muszę wyrazić swoje zdziwienie wąskiemu spojrzeniu niektórych. Niebranie pod uwagę tegorocznej sytuacji ekonomicznej i jej wpływu również na karierę Kubicy i możliwości Orlenu jest sporym błędem. Zawsze, zanim kogoś się skrytykuje, warto postawić się w jego sytuacji. Jednocześnie nie twierdzę, że paru rzeczy nie można byłoby zrobić lepiej, choć ocenianie bez absolutnej znajomości kulis też jest pozbawione sensu.
Jest jak jest
Wam pozostawiam kwestię tego, czy dzisiejsze słowa Roberta są już „pożegnaniem” z fotelem wyścigowym w F1 czy jednak będziecie traktować je dosłownie, a zatem pamiętając o zwrocie „w przyszłym roku”. Jest jak jest i nie wiem czy rozstrzyganie dziś, dlaczego doszło do takiej sytuacji ma sens. I tak wiemy niewiele, a dodatkowo rok 2020 sprawił, że wiemy jeszcze mniej. Szkoda, ale pamiętajmy, to nie koniec świata.
Mnie najbardziej z dzisiejszych wypowiedzi zaskoczyła ta: „Mam swoje preferencje, priorytety i trzeba zobaczyć, co będzie możliwe”. Jestem bardzo ciekaw, jaka jest wizja Roberta na przyszły sezon, bo biorąc pod uwagę „zepsucie” DTM, wybór ten łatwy nie jest.
Jeżeli jednak Robert ma swoje preferencje, to pozostaje nam kibicować, by udało się je spełnić. A może wtedy i my będziemy zadowoleni.
Póki co cieszmy się weekendem wyścigowym na Imoli – kolejnym historycznym torze wracającym do F1. Odrobina sportu i zdrowszych emocji przyda nam się w tych trudnych czasach.