Wydaje się już niemal pewne, że Mick Schumacher będzie w przyszłym sezonie jeździł w Formule 1. Czyje miejsce zajmie i ilu juniorów Ferrari awansuje z F2?
Mick liderem
Chyba nikt nie lubi, gdy w jakiejkolwiek dziedzinie życia nazwisko wpływa na przebieg kariery zawodowej. Zawsze wówczas pojawiają się zarzuty o „nepotyzm” czy „jechanie na nazwisku”. Nie inaczej jest w przypadku Micka Schumachera, który do 2018 roku w motorsporcie niczym poza nazwiskiem się nie wyróżniał.
Wówczas jednak zdobył tytuł w europejskiej Formule 3 i awansował do F2. Tam w pierwszym sezonie świata nie zwojował. „Odpalił” po kilku wyścigach sezonu 2020, a wykorzystując nierówną formę rywali – również z Ferrari Driver Academy – został liderem serii z już dość wyraźną przewagą.
Na 3 rundy przed końcem sezonu (3 wyścigi główne – z max. 29-ma punktami do zdobycia oraz 3 wyścgi sprinterskie z max 17-ma punktami), Mick ma 161 punktów przy 153 punktach Calluma Illota (Akademia Ferrari), 145 Christiana Lundgaarda (junior Renault) i 140 Roberta Shwartzmana.
O tym, że Schumacher jest skazany na F1 – także biorąc pod uwagę los Michaela Schumachera – wiemy od dawna. Ferrari potrzebowało tylko pretekstu w postaci wysokiego miejsca w F2, by Micka prowadzić. Podobno przed sezonem Schumacher miał obiecane – będziesz w pierwszej trójce F2 – masz miejsce w F1. Teraz jest tego bardzo bliski.
Pytanie jednak, czy za tą całą szansą Micka Schumachera na F1 nie swoi głównie nazwisko? Oczywiście, podobne zarzuty mogły pojawiać się w przeszłości w przypadku choćby Damona Hilla, Ralfa Schumachera, Jacquessa Villeneuve`a, Joylona Palmera, Nelsinho Piqueta, Bruno Senny, Kevina Magnussena czy Josa Verstappena. Ich członkowie rodzin jeździli z większymi lub mniejszymi sukcesami w F1. Czy były to zarzuty słuszne?
W niektórych przypadkach tak, w innych nie. Faktem jest, że genetyka na tym polega, że pewne predyspozycje są przekazywane dalej. Inną rzeczą wartą podkreślenia, na którą zwracał też uwagę Robert Kubica, jest to, że kierowcy, których wymieniłem od początku swojego życia mieli „przewodników” do F1. Ojciec, który doszedł do F1 sam, jest w stanie lepiej poprowadzić swoją karierę, zadbać o twój rozwój i podstawowe rzeczy niezbędne w tym sporcie. Przebywając w „wyścigowym” środowisku z najwyższej półki nabywasz też ogłady i ten, który wygrywa w F1 często nie jest „bogiem z TV”, tylko na przykład „wujkiem Nico, Fernando czy Miką”. Młody zawodnik, który z wieloma rzeczami (np. stałą obecnością mediów w życiu) nie musi mierzyć się sam i na więcej przypadków jest przygotowany, ma łatwiej, bo może skupić się na swoim rozwoju.
Nie wiem zatem, jak ocenić Micka. Dotychczas uważałem, że nie zasługuje na F1, że miał „za łatwo”. Ale skoro obecnie jest liderem F2, to może na szansę zasługuje. Sami przecież chcemy „świeżej krwi” w F1, uznając niektórych kierowców za „wypalonych”. A któż nie zasługuje na szansę lepiej niż zwycięzca F2. Inna sprawa, że po odejściu z F2 de Vriesa, Albona, Norrisa i Russella poziom tam najwyższy nie jest.
Jednocześnie mnożyć można przypadki kierowców, którzy mieli zdecydowanie większy talent niż np. Mick, a nigdy szans na F1 nie mieli i to nawet po wygraniu F2. Przykład Nicka de Vriesa jest tu pierwszym z brzegu, jaki się nasuwa.
Mick miał łatwiej, za Mickiem idą duże pieniądze i z pewnością „zwróci się” zespołowi, który na niego postawi – jeżeli nie sportowo, to marketingowo. Ale jednocześnie robi dobrą robotę w F2, jest dojrzały (wystarczy porównać sobie jego zachowanie z takim Danem Ticktumem) i na pewno miło będzie go zobaczyć na torze.
Test
Zanim Mick pojedzie w testach dla młodych kierowców w Abu Zabi (prawdopodobnie wspólnie z Fernando Alonso), dostanie jeszcze możliwość jazdy bolidem F1 w pierwszym treningu przed weekendem wyścigowym F1. Niemal pewne jest, że stanie się to – ze względów symbolicznych – przed Grand Prix Niemiec na Nurburgring.
Jeszcze niedawno wydawało się, że test ten będzie miał miejsce w Alfie Romeo. O takiej ewentualności wspominał choćby Frederic Vasseur. Wygląda jednak na to, że będzie z grubej rury czyli w Ferrari. Mattia Binotto wyjawił ostatnio, że przygotowują taki test.
Mick odbył niedawno taki sympatyczny dialog w RTL:
RTL: Mick, czy masz czas 9 października?
Mick: 9 października?RTL: Wtedy jest piątek
Mick: Możliwe, czemu?RTL: Bolidy F1 jadą wtedy w Niemczech
Mick: Ahhh…RTL: Co będziesz wtedy robił?
Mick: Jeszcze nie wiem haha🙂#F1 #F1pl #elevenf1 pic.twitter.com/s6AfFRYUD3
— Powrót Roberta (@powrotroberta) September 15, 2020
Ferrari nie ma nic do stracenia. Nawet jeżeli F1 dawno na Nurburgring nie gościła, to nie będą wahali się odebrać pierwszego treningu Sebastianowi Vettelowi, który i tak odlicza już wyścigi do końca przygody z Ferrari, co wymsknęło mu się podczas GP Toskanii.
Team radio successivo alla seconda bandiera rossa e poi post-gara di Sebastian #Vettel. #TuscanGP #F1 #Ferrari #TeamRadio #Race #Ferrari1000 pic.twitter.com/RYMxBM3eOA
— Alex Brunetti (@deadlinex) September 13, 2020
Kiedy Kubica?
Przy okazji można pokusić się o próbę przewidzenia, kiedy w pierwszym treningu może pojawić się Robert Kubica. Polak mówi, że powinien jeszcze pojechać w tym sezonie.
Jedynym konfliktem terminów z serią DTM jest do końca sezonu właśnie Grand Prix Niemiec, zaplanowane na 9 – 11 października. Kubica będzie wtedy na Zolder.
Później czekają nas rundy na Portimao, Imoli i Istambul Park, gdzie F1 nie jeździła w ogóle lub nie jeździła dawno. Trudno spodziewać się też Roberta na nowej wersji toru toru w Bahrajnie. Pozostają zatem 3 opcje – Rosja za tydzień, Bahrajn pod koniec listopada lub Abu Zabi na koniec sezonu. I chyba z trojga złego, najchętniej zobaczylibyśmy Kubicę na Sakhir.
Ilu juniorów Ferrari?
Pozostaje sobie zadać pytanie, ilu juniorów Ferrari przejdzie z F2 do F1 w przyszłym roku. Podobno włoski producent prowadzi już rozmowy z Haasem na rozszerzenie współpracy na podobnych zasadach co z Alfą Romeo, a zatem zniżka na silniki w zamian za miejsce dla juniora Ferrari. Haas może na tym manewrze tylko zyskać.
Według mnie, większe szanse na awans ma mniej doświadczony, ale chyba naturalnie „szybszy” Robert Shwartzman. Za Rosjaninem stoi jego narodowość, większa rzesza kibiców, większe pieniądze i układy. Callum Illot takiej siły przebicia nie ma, choć obecnie jest wyżej w klasyfikacji generalnej F2. Na trzech juniorów Ferrari w F1 bym nie liczył.
Oprócz nich, do F1 ma jeszcze szanse awansować Juki Tsunoda, trudno będzie o ten awans Christianowi Lundgaardowi – wszak jest juniorem Renault.
A…ntonio?
Spór o to, czy Kimi Raikkonen zostanie w F1 czy nie i na ile będzie to jego decyzja będzie trwał dopóki Fin nie ogłosi swojej decyzji. Według mnie, miejsca w Alfie Romeo na przyszły sezon będą dwa.
Niemal pewne wydaje się, że Antonio Giovinazzi odejdzie z ekipy. On sam czuje się pewnie i mówi, że po tym, co pokazał w tym sezonie, powinien pozostać. „Prowadzę 5-4 w kwalifikacjach z Kimim” – mówi Włoch, a do tego Fin dopiero niedawno zdobył swoje pierwsze punkty. Wszystko to może być jednak mowa trawa.
Ferrari niemal na pewno będzie chciało zastąpić Tonio właśnie Mickiem Schumacherem. Tu warto na chwilę zatrzymać się przy „naszej sprawie”, a konkretnie dalszej obecności PKN ORLEN w F1. Wydaje się, że – niezależnie od losów Roberta Kubicy – hype związany z Mickiem Schumacherem w F1 będzie tak duży, że ekwiwalent reklamowy – biorąc pod uwagę obecną prezencję logotypów Orlenu na bolidzie Alfy Romeo – wystrzeli mocno w górę. Czysto biznesowo – odkładając na bok (tak, wiem, że to trudne) kwestię miejsca Roberta Kubicy jako kierowcy podstawowego – dalsza współpraca z Alfą może się bardzo opłacić, szczególnie, że ORLEN majątku na obecny sponsoring nie wydał.
Przetasowań w zespołach związanych z Ferrari może być jednak sporo, a nazwisk na giełdzie transferowej jest kilka – łącznie z Robertem Kubicą, który kilka kart przetargowych może mieć. Jak zawsze – czas pokaże.