Wystarczył jeden trening po mokrym, by kilka miesięcy tłumaczenia, przypominania i nauki poszły w zapomnienie. Nagle wszyscy zaczęliśmy widzieć Kubicę w czołówce DTM. Czy rzeczywiście stracił za dużo?
Nie ukrywajmy – każdy z nas, łącznie z Robertem, ma niedosyt po pierwszym weekendzie wyścigowym DTM. Tylko że dziś, po 3 dniach, zupełnie nie wiem dlaczego. Bez problemu znalazłby na blogu linki do kilkudziesięciu wywiadów z Robertem Kubicą, w których podkreślał, jak trudne czeka go wyzwanie – topowi rywale, trudne w prowadzeniu auta, brak doświadczenia, nowy zespół prywatny, słabsze od Audi BMW, brak piątkowych treningów itp. itd. I choć oczywiście było to pewnego rodzaju „zabezpieczenie” przed rozczarowaniem, to trudno tym wszystkim argumentom odebrać sensu.
We vlogu przed Spa mówiłem Wam, że Kubica generalnie będzie na końcu, choć spodziewam się, że może powalczyć z kierowcami Audi WRT. I tak się stało. Pamiętamy chyba jeszcze 12. miejsce w niedzielnych kwalifikacjach? Sam Robert zapytany przed weekendem, które teoretycznie powinien mieć miejsce stwierdził, że ostatnie.
I był – ostatnim z tych, którzy nie mieli większych problemów w wyścigu. Choć przypomnę jeszcze raz, że w niedzielnych kwalifikacjach był 12, a gdy w sobotę zjeżdżał na problemowy pit-stop, zajmował wirtualnie 11. miejsce. O tych dwóch faktach chyba wiele osób zapomniało. Było zatem lepiej niż mówił Robert.
Do wyników sobotniego treningu na mokrym nie przywiązuję się bardzo. Oczywiście, to fajnie, że Robert był w stanie po raz kolejny pokazać, że w zdradliwych warunkach czuje się dobrze. Przecież podczas testów na Nurburgring był w czołówce na deszczu. Ale chyba wiemy, że w takich warunkach bardziej liczą się umiejętności kierowcy? A w te w przypadku Roberta chyba nie zwątpili nagle wszyscy? Poza tym podejrzewam, że podczas tego treningu Robert mógł cisnąć nieco bardziej. Wszak dla niego to była jedyna okazja do nauki tego, co inni już wiedzieli. Audi bało się uszkodzić auta i jechali ostrożnie by nie skończyć tak, jak Ferdinand Habsburg.
Wiemy, że Kubica na pojedynczym kółku w DTM potrafi być szybki – pokazały to wszystkie wcześniejsze testy. Teraz jednak chodziło o wyścig i zupełnie inne kwestie jak praca auta, zespołu i zarządzanie oponami.
Zapomniane zostały słowa Kubicy o tym, że kilka pierwszych wyścigów to będą testy. Wszyscy zaczęli oczekiwać wyników i punktów, a on musiał testować. Pierwsze grubsze kombinacje stosował w sobotnim wyścigu, nie używając DRS-u by oszczędzić opony. I oszczędził je, dysponując znacznie lepszym tempem od rywali i wyprzedzając ich. Mógł jeszcze zostać na torze, ale zobaczył tablice „box” innych kierowców. Nie chcąc zatem zostać „podciętym”, musiał zjechać, mimo że miał jeszcze dobre gumy. Czyli jechał zbyt konserwatywnie – pierwsza lekcja wyniesiona na przyszłość.
W niedzielę postanowił znów się czegoś nauczyć. A najlepiej robić to na podstawie doświadczeń. Zmiana ustawień nie popłaciła i tempo było fatalne. Ale tak trzeba było zrobić – poznać dwie skrajne opcje i teraz móc szukać tego sławetnego kompromisu. Kolejna nauka.
Duża strata?
Eksperci ran.de i niektórzy kibice byli zdziwieni stratą Kubicy i różnicami między zawodnikami. Trochę mnie to szokuje. Przytoczę wypowiedź Timo Scheidera, byłego kierowcy DTM. Bardzo chwalił on Roberta przed weekendem wyścigowym, teraz trochę zwątpił.
„Spodziewałem się wiele po nim. Ale być 2,7 sekundy z tyłu w kwalifikacjach i wyścigi, to zdecydowanie za dużo. Mówią, że jeżeli jesteś sekundę z tyłu po drugim dniu, to masz wielki potencjał” – powiedział Scheider w podcaście ran.de. Tylko nasuwa mi się pytanie, czy ta sekunda dotyczy 3629 metrów toru Nurburgring czy 7004 metrów toru Spa? Bo to raczej dość istotna różnica. Taka podwójna.
Jasne, nie zamierzam tu twierdzić, że Kubica miał dobre tempo, bo było w wyścigach słabe, ale kwalifikacje nie były już tak złe jak na Spa. Do tego, to dopiero pierwszy weekend – testowy.
Dziwiąc się takim wynikom Kubicy, eksperci DTM całkowicie deprecjonują całą wartość serii oraz wysiłek choćby Audi. Bo skoro uważają DTM za tak konkurencyjną serię ze świetnymi zawodnikami, to czemu spodziewają się, że debiutant w prywatnym zespole słabszego z producentów będzie walczył w czołówce?
Niestety, to często tak bywa (i my w tym aspekcie święci nie jesteśmy), że patrzymy tylko na czasy i wyniki i na tej podstawie oceniamy. I wygląda na to, że w samym motorsporcie też niewiele osób wglębia się bardziej w przyczyny takich a nie innych czasów. I dlatego na przykład Sebastian Vettel czy Alex Albon uzyskują najgorsze oceny mediów po wyścigach F1.
Skąd rozczarowanie?
Jest w tym wszystkim jednak jedno „ale”. Kubica nas trochę rozpieścił. Może nie w 2019 roku, ale wcześniej. Wszyscy pamiętamy słowa: „to, co innym zajmuje 3 dni, ja robię w 3 godziny”. I sprawdzało się to idealnie przez wiele lat. Norisring i debiut w F3 – wygrana mimo opuszczenia początku sezonu. Formuła 1 – podium w trzecim wyścigu i błyskawiczne wejście na tempo „quick Nicka”. Renault 2010 – szybkie podporządkowanie sobie ekipy i wyciskanie bolidem (co najwyżej) środka stawki miejsc na podium.
Ale najbardziej chyba zapamiętaliśmy sytuacje z sezonów 2013 – 2014, które też powinny być najbardziej adekwatne do obecnej sytuacji. Kubica wchodzi do rajdów i objeżdża gości, którzy upalali rajdówki przez kilkanaście lat. Zdobywa tytuł w WRC2, a potem w drugim starcie w WRC, najgorszym autem – też prywatnym – wygrywa 2 OS-y Rajdu Monte Carlo.
A potem Renault – testy autami z 2012 i 2017 roku, kiedy niemal od razu wskoczył na wysoki poziom. Biorąc to wszystko pod uwagę, rzeczywiście, niektórzy mogli mieć nadzieję na walkę o wyższe lokaty. Ale być może po prostu się nie złożyło, być może w którymś momencie coś zostało „przekombinowane”. Ale sorry, to była jedna runda, na jednym torze. Nie pykło, ale za wcześnie by wyciągać wnioski na przyszłość.
Jasne, łatwo nie będzie, szczególnie, że BMW jest w du*ie. Inaczej się nie da napisać. Widzieliście sami w podsumowaniu drugiego wyścigu. Po dwóch pierwszych rundach sezonu 2019, Audi miało 110 punktów, a BMW 93. W tym roku: 152 vs 34… Czyli de facto Robert może powalczyć tylko z BMW (fabrycznymi…) oraz prywatnymi Audi.
Nadal będzie mierzył się ze znacznie bardziej doświadczonymi rywalami, którzy odnosili wiele sukcesów (może przypomnę serię „Poznajemy rywali Kubicy w DTM…”?) i mają lepsze auta. Ale będzie walczył, bo to Kubica.
Warto było?
Trzeba przyznać, że póki co ten sezon złożył się fatalnie w kilku kwestiach – opóźnienie i kryzys koronawirusa, wycofanie Audi i niepewna przyszłość serii. Tego nikt nie mógł przewidzieć i to mocno wszystkim pokrzyżowało plany. Ale trudno za skutki tych sytuacji winić Kubicę czy ORLEN.
Zostać tylko przy F1 i nie bawić się w DTM? No dobra, ale Kubica chciał ścigania i to było priorytetem. A biorąc pod uwagę kwestie sportowo – marketingowe, nie można było podjąć lepszej decyzji.
Pójść do fabryki w BMW? Spoko, ale wtedy nie byłoby ani ORLENu w DTM, ani przede wszystkim Kubicy w Alfa Romeo Racing ORLEN. Coś za coś – jak to zazwyczaj w życiu bywa.
Po fakcie łatwo jest narzekać, krytykować i mówić co powinno się zrobić inaczej. Ale biorąc pod uwagę uroki 2020 roku jest to po prostu niesprawiedliwe.
My znów musimy wykazać się cierpliwością, choć niektórym już jej brakuje i jestem w stanie to zrozumieć. Pozostaje sobie tylko zadać pytanie – czy lepiej być „najlepszym wśród najgorszych czy najgorszym wśród najlepszych”. Byłem w życiu w obu sytuacjach. W pierwszej człowiek czuje się wyjątkowy, jest chwalony i klepany po plecach. W drugiej czuje się nikim i żałuje. Ale tylko druga daje rozwój i prawdziwą satysfakcję.