I ruszyło. Transferowe domino w Formule 1. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, wystarczył jeden element, który pociągnął za sobą serię zdarzeń. Tym elementem była oczywiście decyzja Scuderii Ferrari i Sebastiana Vettela, o nieprzedłużaniu umowy o współpracy, wygasającej z końcem 2020 roku.
Decyzja ta sprawiła, że zespół Ferrari musiał zakontraktować nowego kierowcę, partnera zespołowego dla Charlesa Leclerca od sezonu 2021. I mimo wielu wymienianych potencjalnych kandydatów, od początku w tej roli widział Carlosa Sainza. Co za tym idzie, zwolniło się stanowisko w McLarenie. Ci błyskawicznie zwerbowali do siebie, moim zdaniem, obok Lewisa, najlepszego teraz w stawce, Australijczyka Daniela Ricciardo z Renault. Żeby ta układanka idealnie się dopinała, wypadałoby, żeby Vettel wsiadł w bolid Renault. Ale myślę, że to się nie wydarzy.
Wprawdzie o zamieszaniu transferowym, mimo że sezon F1 na dobrą sprawę jeszcze nie ruszył, powiedziano i napisano już wszystko, ja też pozwolę sobie wtrącić swoje trzy grosze i zostawić tu przemyślenia w tej sprawie. Może głupie, może odstające od tego co wydarzy się w rzeczywistości, ale właśnie takie zrodziły się w mojej głowie, gdy analizowałem tę sytuację….
Element nr.1. – Carlos Sainz w Ferrari. Mam bardzo ambiwalentne odczucia na ten temat. Z jednej strony zdaję sobie sprawę z tego, że dla każdego kierowcy zaczynającego przygodę z F1 ukoronowaniem kariery może być reprezentowanie czerwonych barw ekipy z Maranello. Częste wizyty na podium, szybki, zdolny do odnoszenia zwycięstw bolid czy zwykła paddockowa estyma związana z byciem „kierowcą Ferrari”. Pytanie tylko, czy przypadkiem nie będzie to trochę korona cierniowa? Hiszpan musi zdawać sobie sprawę, że owszem, Włosi potrzebują szybkiego, w miarę niezawodnego kierowcy, ale żeby rzucić wyzwanie Mercedesowi w klasyfikacji konstruktorów. W indywidualnych mistrzostwach niekwestionowanym kierowcą nr.1 będzie Charles Leclerc. Taka hipoteza nie bierze się z nikąd – już zeszły sezon pokazał, że Monakijczyk dysponuje tempem godnym mistrza świata (GP Włoch), nie ugina się pod presją (GP Belgii), a poza tym, „kupił” już tifosich, którzy pokochali go jak Włocha. Jest młodszy, bardzo szybki, a rezygnacja Vettela pokazuje, że i niekoniecznie skory do ustępstw. Choć jest bardzo młody, nie sądzę też, że swoje mistrzowskie ambicje odłożył na później. I tylko siła charakteru Carlosa może sprawić, że jego kariera dalej będzie się rozwijać. a on nie stanie się on drugim Barrichello. Ale Sainz chyba szczególnie konfliktowy nie jest, stąd taka decyzja Scuderii…
Element nr.2. – Daniel Ricciardo w McLarenie. Paradoksalnie, według mnie to właśnie Autralijczyk może być największym wygranym tej roszady. Początkowo, bardzo chciałem ujrzeć go w czerwieni, ale po głębszym przemyśleniu sprawy, zrozumiałem, że ani Ferrar,i ani Ricciardo nie byliby zadowoleni z potencjalnego mariażu. Kierowca z Perth dusiłby się w fotelu nr. 2 i prawdopodobnie nie mógłby pokazać pełni potencjału w zespole, gdzie jest tyle zakulisowych gierek, tyle polityki, a królować ma Leclerc. Już Red Bull i historia z Maxem Verstappenem oraz spychającym go w cień swego pupila kierownictwem pokazała, że Dan nie tyle skupia się na jeździe, co szuka szansy do ucieczki w takiej sytuacji.
Taką szansę dało mu Renault, ale poza sowitym wynagrodzeniem, niestety, mimo budżetu, tradycji i zwłaszcza potencjału ludzkiego, nie przyszły wyniki i dla Ricciardo był to okres stracony. Teraz, w McLarenie Danny otworzy nowy rozdział. Zespół też odradza się po latach posuchy, a poprzedni sezon pokazał, że idzie we właściwym kierunku. Wierzę, że z nowymi silnikami Mercedesa oraz z Ricciardo na pokładzie McLaren nawiąże do dawnych lat świetności i dołączy do „Wielkiej Trójki F1”. Nie martwię się raczej o relacje wewnątrz zespołu, bo zarówno Danny, jak i Lando Norris mają w sobie duże pokładu humoru i luzu, który odpowiednio użyty może rozładować niejedno spięcie. Poza tym, Norris dotychczas raczej nie pokazał żądzy dominacji w zespole, a czystymi umiejętnościami, myślę że Australijczyk wywalczy palmę pierwszeństwa…
Elementy nr. 3. i 4. – Vettel i Renault? Raczej nie. Aczkolwiek nie jest moją mocną stroną przewidywanie przyszłości. Niemniej, nie sądzę żeby francuski zespół zdołał przyciągnąć do siebie czterokrotnego mistrza świata, nie z obecną reputacją zespołu środka stawki. Inną sprawą jest to, czy w ogóle by chciał? Myślę, że ze względu na koszta – nie. W gronie kandydatów do fotela u nich wymieniani są Perez, Alonso, a może ktoś z młodych, niewątpliwie bardzo uzdolnionych: Jack Aitken, Calum Ilot, Oliver Rowland, albo Guanyu Zhou? A może wielki powrót Nico Hulkenberga?
Co do Vettela, moim zdaniem Niemiec zrobi sobie roczną przerwę i będzie wypatrywał zwolnienia się fotela w czołowym zespole. Może Mercedes w 2022 roku? Oczywiście w miejsce Lewisa, bo chyba tylko samobójca chciałby dwóch kierowców z tak wybujałym ego, naraz w swoim zespole. Sądzę też, że Vettel może bardzo dokładnie śledzić rozwój projektu Aston Martin w F1. Zwłaszcza, gdyby dołączył tam Toto Wolf, w tym zespole Niemiec mógłby upatrywać swojej szansy ponownego dobicia do czołówki Formuły 1…
Piotr Ciesielski