W ciągu dwóch miesięcy cena akcji Formuły 1 spadła o 44%. Wraz z każdym odwołanym wyścigiem seria traci średnio 48 mln dolarów przychodów. Agencja ratingowa Moody’s sygnalizuje pojawienie się ryzyka niewypłacalności, a obawy te znajdują już realny wyraz w wycenie długu grupy F1.
Im dłużej trwa zawieszenie sezonu i im więcej wyścigów zostaje odwołanych, tym F1 wpada w coraz to większe tarapaty. Jakiś czas temu pojawił się oficjalny komunikat o przełożeniu GP Kanady. To jednak nie koniec i start sezonu mocno się opóźni lub finalnie – w ogóle nie odbędzie. Taki scenariusz jednak, oznaczałby duże problemy dla królowej sportów motorowych.
Zadłużenie
Jak podaje Forbes, pod koniec ubiegłego roku F1 posiadała 402 mln dolarów w gotówce i 2,9 mld dolarów zadłużenia.
Tzw. kowenanty zakładają, że przez cały okres trwania kredytu, kredytobiorca (w tym przypadku F1) utrzymywać będzie stan swoich finansów na określonym poziomie. Z punktu widzenia banku, który tego kredytu udzielił, kowenanty stanowią sposób monitorowania kondycji finansowej Formuły 1, a przez to perspektywy terminowej spłaty zobowiązań. Naruszenie kowenantów (wyjście poza określony poziom wskaźnika zadłużenia) może być podstawą nawet do wypowiedzenia umowy kredytu i żądania zwrotu udzielonego finansowania, ale najczęściej jest to „tylko” podwyższenie marży kredytu, czy obowiązek wykupienia dodatkowego ubezpieczenia. Jeśli więc zysk operacyjny F1 spadnie poniżej zakładanego progu, będzie to oznaczać początek problemów. Grupa F1 może być wtedy niezdolna do spłaty kredytu, a to oznaczałoby dalsze pogłębianie się problemów finansowych królowej sportów motorowych.
Wspomniany wskaźnik działa w następujący sposób: dług pomniejszamy o gotówkę (otrzymujemy wtedy zadłużenie netto) i dzielimy przez zysk. W przypadku F1 na koniec 2019 roku wskaźnik ten był na bezpiecznym poziomie i wyniósł 5,1. Umowy kredytowe zawierają wspomniane już tzw. kowenanty, czyli maksymalne dopuszczalne progi dla tego wskaźnika. Dla królowej sportów motorowych ustalono, że dług pomniejszony o gotówkę nie może przekraczać 8,25 krotności zysku operacyjnego (co oznacza, ze przy danym poziomie zadłużenia netto zysk operacyjny nie może spaść poniżej 300 mln dolarów).
Do tej pory Formule 1 nigdy nie groziło zejście poniżej tego poziomu. Aż do teraz..
Przyczyna problemów
Ponad miesiąc temu F1 była zmuszona odwołać GP Australii, po zdiagnozowaniu u jednego z członków zespołu McLarena COVID-19. Od tego czasu poszła lawina i na tę chwilę oficjalnie odwołanych lub przełożonych mamy już dziewięć wyścigów.
Wycięcie z kalendarza wielu z nich, a w najgorszym scenariuszu, nawet anulowanie całego sezonu, spowoduje drastyczny spadek przychodów. Szacuje się, że anulowanie jednego wyścigu oznacza spadek przychodów średnio o 48 mln dolarów. Jeśli wyścigi się nie odbywają, wpływy od organizatorów poszczególnych, anulowanych wyścigów, przepadają bezpowrotnie. W ubiegłym roku te wpływy stanowiły ok. 600 mln dolarów.
Największe źródło przychodów w F1 to wpływy od nadawców telewizyjnych, około 760 mln dolarów w tamtym roku. Jeśli jednak odbędzie się mniej niż 15 wyścigów, stacje telewizyjne również upomną się o swoje pieniądze.
Sam Jan Lammers, dyrektor sportowy Grand Prix Holandii zastanawiał się, czy będzie można wznowić wyścigi w sierpniu. Jak bardzo to jest realistyczne i czy powinieneś jako fan tego chcieć? – zastanawia się Lammers. – Oznacza to, że musimy usunąć wirusa z kraju i z całego świata, do lipca. Chcemy, aby ludzie przychodzili do nas z dobrym samopoczuciem. Czy możemy się tego spodziewać w sierpniu?” – dodał.
Co dalej?
Jeśli kolejne wyścigi będą odwoływane i F1 nie ogłosi poważnych cięć finansowych, takich jak np. wyraźne obniżenie wynagrodzeń dla kadry kierowniczej lub ograniczenie liczby pracowników, zaczną się poważne kłopoty. Wtedy jej zysk operacyjny może spaść poniżej 300 mln dolarów, co doprowadzi do niebezpiecznego przekroczenia poziomu wskaźnika zadłużenia.
Nawet najgorszy scenariusz dotyczący sezonu 2020 oczywiście nie musi oznaczać bankructwa grupy. Jeśli działania typu opóźnianie spłat kredytów, renegocjacje umów, czy też ograniczenia kosztów stałych nie przyniosą rezultatu, to w zanadrzu są większe działa. Jedno ze źródeł wskazuje, że Liberty może wyemitować nowe akcje w celu pokrycia kosztów i twierdzi, że „z łatwością mógłby zebrać z rynku 2 miliardy dolarów”. Może również uzyskać pomoc od regulatora F1, FIA.
Iwona Hołod