Kimi Raikkonen w wywiadzie dla AutoHebdo przyznaje, że sytuacja na świecie nie napawa optymizmem, ale stara się ze spokojem podchodzić do epidemii koronawirusa. Fin opowiedział o swojej codzienności oraz odniósł się do odwołania GP Australii.
Raikkonen spędza czas bez wyścigów w Porkkala na południu Finlandii. Jak się zachowuje wobec obecnej sytuacji? Czy martwi się i sprawdza non stop kanały informacyjne?
„Nie oglądam za dużo wiadomości, nie czytam również gazet, ale sprawdzam informacje na moim telefonie podczas dnia by być poinformowanym o rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Nie mam na tym punkcie obsesji. Nawet jakbym chciał oglądać więcej telewizji albo czytać to nie byłbym w stanie bo dzieci mnie wystarczająco zajmują. Przy nich to praca na cały etat. Generalnie cała sytuacja jest dość przygnębiająca i nikt nie chce złapać tego wirusa, ale najgorszą rzeczą byłoby panikowanie. Musimy robić to, co nam mówią – pozostać w domu”.
Kimi regularnie trenuje w swojej prywatnej salce, gdzie ma sporo miejsca na rutynowe ćwiczenia. Wykorzystując rozmiary swojej posiadłości, regularnie jeździ również na motocrossie. Dla niego zatem kwarantanna nie stanowi wielkiego problemu.
„Robię mniej więcej to, co przed sezonem czy podczas przerw między wyścigami. Wiele się nie zmieniło” – mówi zawodnik Alfa Romeo Racing Orlen. A czy jest w kontakcie ze swoimi inżynierami?
„Miałem kilka rozmów w tygodniu po przylocie z Australii, ale teraz fabryka jest zamknięta i mamy przerwę letnią. Obecnie zatem nie ma potrzeby prowadzenia rozmów. Przyjrzeliśmy się już wszystkiemu po testach zimowych i od tego czasu niestety nie mieliśmy okazji jeździć. Oczywiście wysyłamy sobie wiadomości, ale nie są one związane z pracą” – przyznaje Kimi.
Zapytany, czy popiera decyzję o odwołaniu Grand Prix Australii, mówi: „Nie było innego wyjścia. Żałuję tylko, że biorąc pod uwagę tego, co działo się w Europie, nie zdecydowano się na podjęcie takiej decyzji wcześniej. Można było przewidzieć, że taki scenariusz będzie miał miejsce. Wszyscy ludzie z padoku przylecieli z Europy do Australii i można było domyślić się, że jest duża szansa na złapanie przez kogoś wirusa w samolocie, na lotnisku czy od kogoś innego. Tak się właśnie stało. Nie powinniśmy byli tam lecieć, ale decyzja nie należała do nas. Kierowcy wykonują to, co zdecydują FIA i F1. Jeżeli byłby wyścig, pojechalibyśmy. Lepiej jednak było podjąć taką decyzję później niż wcale” – mówi Raikkonen.
Zapytany, czy epidemia to brutalne wyrwanie z bańki, w której znajdowała się F1, Kimi odpowiada: „To jest brutalna pobudka dla wszystkich, nie tylko dla F1. Na tę chwilę najważniejszym jest żeby ludzie pozostali cali i zdrowi. Kiedy pandemia się skończy, będzie czas na zadanie kilku pytań. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie pomyślnie i uda nam sę z tego wyjść. Póki co jednak wszystko co możemy zrobić to zadbać o swoje zdrowie” – kończy Fin.
Źródło: autohebdo.fr