Po ogłoszeniu odejścia Człowieka nie było mi łatwo. Czułam się jak zameczek z piasku który został rozmyty przez wzburzoną falę. Wszystkie wieżyczki runęły a do komnat wdarła się słona woda, która hektolitrami wlewała się do moich oczu. Tron, pozłacany tombakiem został odarty ze swojej świetności i nikt nie chciał już na nim zasiąść. Wprawdzie dostałam ofertę kupna tego bezużytecznego starocia ale to nie tak miało…wyglądać. Za oknem zaczęło padać i zrobiło się ciemno a mój gabinet ogarnął półmrok. Czy ja już jestem w lochu?
Nie, skądże! Właśnie dostałam wiadomość z Działu Propagandy i Walki z Beznadzieją. Będę miała znowu coś do powiedzenia!
Gdy tylko zabrałam się do pierwszego czytania, usłyszałam pukanie do drzwi. Nie spodziewałam się gości, więc pomyślałam, że to ktoś z personelu.
„Wejść! ” krzyknęłam wściekle, nie odrywając wzroku od projektu przemówienia, Nie znoszę jak ktoś mi przeszkadza gdy ćwiczę!
„Dzień dobry”
„Bry, czego?” odpowiedziałam wpatrzona w laptop.
„My w sprawie Człowieka” usłyszałam.
„Człowieka?” zapytałam i spojrzałam w kierunku osoby, która wypowiedziała te słowa. Włosy na udach stanęły mi dęba. Nerwowo zaczęłam poprawiać przyciasną spódnicę żałując, że poprawki jeszcze nie są gotowe. Przede mną stanęli Amerykanie. Nasi najwięksi rywale. Nie wiem jak się tu dostali… ale konkurencja w moim gabinecie?!
“Ochrona! Ratunku!” zaczęłam krzyczeć a oni stali w bezruchu i patrzyli na mnie lekko się uśmiechając.
“Pani się uspokoi, pani Szefowo Legendarnego Zespołu, ochrona nas wpuściła. Bez problemów. Wszystko da się załatwić przecież pani wie o tym najlepiej” powiedział jeden z Amerykanów, ziewając przy tym bezczelnie. „My tu przychodzimy w pokojowych zamiarach, pani Szefowo Legendarnego Zespołu.”
“Czego chcecie?! Nic tu nie dostaniecie, no chyba, że coś przynieśliście. Mówcie i się wynoscie!”
“Tak jak powiedzieliśmy, Człowiek Chcemy zapytać czy…” i w tym momencie rozległo się mocne walenie do drzwi gabinetu. Spojrzałam zdziwiona. Kogo tam znowu licho niesie?
Drzwi się otworzyły a w nich stanął postawny mężczyzna. Ubrany był w ciemny, nienagannie skrojony garnitur a szyję i jego wielka klatkę piersiową zdobił pomarańczowy krawat. Stanął w lekkim rozkroku z rękami założonymi do tyłu. Surowym wzrokiem popatrzył na Amerykanów:
“Panowie, długo jeszcze? Licznik wam bije.W Anglii taksówki nie są tanie.”
“Ile mamy jeszcze czasu?” zapytał wyraźnie speszony Amerykanin.
“Zbliżacie się do strefy osiemdziesiąt osiem… a mój zegar bije w tempie wyścigowym” odpowiedział.
“Dobrze, my się szybko tu uwiniemy z panią szefową i już odjeżdżamy” zwrócił się do wielkiego szofera jeden z Amerykanów. Ten skinął głową i zaczął wycofywać się podejrzanie w kierunku drzwi. Zwrócił tym moją uwagę:
“Zaraz, zaraz! co ty tam trzymasz za plecami zapytałam zaciekawiona.”
“Ja..nic to tylko… gitara.”
“Gitara, to ty grasz?” Zapytałam zaskoczona
“Tak, teraz ćwiczę hymn dla… jednego gościa.” Odpowiedział tajemniczo, po czym delikatnie zaczął szarpać struny.
Pomyślałam sobie, że hymn dla jakiegoś jednego faceta to szaleństwo ale gdy usłyszałam pierwsze akordy natychmiast dałam się porwać muzyce, niespodziewanie tracąc przy tym kontrolę nad.. biodrami. Oj, jak dawno nie słyszałam dobrej muzyki.
„Nie przeszkadzajcie sobie, mówcie o co wam chodzi” zwróciłam się do Amerykanów wykonując coraz śmielsze, taneczne figury. Złapałam się oburącz za głowę wbijając palce we włosy i targając je niechlujnie. Przybrałam przy tym pozę wijacej się kobry czekającej na atak :
„No dawaj jankesie!” syknęłam wyzywająco.
“Co tu się dzieje?!” usłyszałam za plecami. Zdębiałam. Obróciłam się i zobaczyłam wściekłą twarz Srebrnego Wilka, który wtargnął gwałtownie do gabinetu, otwierając z impetem drzwi. Zapadła niezręczna cisza.
“Pięknie! Widzę, że tańczysz jak ci zagrają.” Powiedział po chwili Srebrny Wilk
“Nie no co ty… “ odpowiedziałam speszona.
“Wpuszczasz do mojego tfuu, twojego gabinetu obcych. Jakiś czerwonych szpiegów i jeszcze dla nich tańczysz?! Nie dostaniesz silnika!” krzyczał Srebrny Wilk.
“Ale jak to?”
“Tak właśnie” stanowczo powiedział i usiadł za moim biurkiem, na moim szefowskim fotelu. Wyciągnął telefon i zanurzył wzrok w wyświetlaczu, wyraźnie czymś zajęty. Zapadła kolejna niezręczna cisza. Sytuację uratował Szofer Muzykant który ponownie zaczął ćwiczyć hymn dla jakiegoś faceta zerkając przy tym na Amerykanów ,którzy do rytmu pstrykali palcami i kręcili synchronicznie ramionami ósemki. Atmosfera wyraźnie się polepszyła a ja spojrzałam w kierunku moich niespodziewanych gości.
“Powiecie w końcu o co wam chodzi? ”
“Tak! My się bardzo spieszymy. Nam licznik bije i taksówka z numerem osiemdziesiąt osiem zaraz odjedzie i my chcieliśmy zapytać, czy nie wie pani co zamierza Człowiek? Pytaliśmy się go o to i powiedział, że on wie już co będzie robił a na pytanie co powiedział, że nie wie i teraz my sami nie wiemy co robić.
„Cały Człowiek, ja też nie wiem” odpowiedziałam szczerze.
„Dobrze a może go nam pani pożyczyć? Tak na kilka dni.. ”
Pomyślałam, że ci Amerykanie zwariowali. Przychodzą do mnie, pytają o człowieka a na koniec chcą go jeszcze sobie pożyczyć. Widać że im zależy, pomyślałam i zaczęłam liczyć…
„Owszem mogę, to będzie was kosztowało sto milionów plus podatek. No chyba, że chcecie bez , ale za to można iść do więzienia ” mrugnęłam okiem do jednego z Amerykanów, który zrobił się czerwony otwierając przy tym usta.” Do tego muszę doliczyć konkurencyjne oraz koszty manipulacyjne zmian umów partnerskich oraz moje własne szkody moralne. To będzie jakieś dwieście… ”
“British menda!” krzyknął Amerykanin “Wychodzimy! ”
„Coś ty powiedział?!” Ale Amerykanów i Szofera Muzykanta już nie było. Wyszli nawet nie zamykając drzwi. Krzyknęłam jeszcze do nich, że się zemszczę i że będą hasać po polu a nie po torze ale nie wiem czy usłyszeli. Nie rozumiałam jak oni mogli tak powiedzieć o mnie…,Szefowej Legendarnego Zespołu…