Ta sytuacja mogła pogrzebać szansę Maxa Verstappena na późniejsze zwycięstwo, na szczęście szybkie reakcje inżynierów i kierowców sprawiły, że godzinę po feralnym pit-stopie Roberta Kubicy, kierowca Red Bulla mógł cieszyć się ze zwycięstwa.
„Nie było to przyjemne. Zrobiłem mój pit-stop i wyjechałem, a Robert wyjeżdżając, prawie wyrzucił mnie z toru, praktycznie wjechałem w ścianę. Musiałem mocno zahamować i prawie włączył się system zapobiegający zgaśnięciu samochodu. Było bardzo blisko” – powiedział Verstappen po wyścigu.
Gdy tylko inżynier Maxa zobaczył wyjeżdżającego Roberta, krzyknął przez radio: „Uważaj na Williamsa” i kierowca zdołał zareagować. Kubica mocno zjechał do prawej żeby móc zmieścić się do ciasnego wyjazdu z alei serwisowej w lewo.
Tuż po tej sytuacji Holender krzyczał przez radio: „Co do diabła oni zrobili? Po prostu go wypuścili”.
Robert Kubica, gdy dowiedział się o karze tuż przed swoim drugim postojem, nie skomentował jej i można było wyczuć, że się jej spodziewał. Paul Williams krzyknął do Polaka „traffic”, ale było już jednak za późno na reakcję.
Robert był pytany o tę sytuację z późniejszym zwycięzcą wyścigu.
„Mogę tylko przeprosić – nie mogłem nic zrobić. Nie miałem pojęcia, że się zbliża. Kiedy go usłyszałem, było już za późno. Szkoda, bo wiem, co to znaczy, kiedy walczysz z przodu. Czasem ja walczyłem tam i takie rzeczy nie powinny się zdarzać, szczególnie że walczymy tylko z samymi sobą” – mówi Robert.
Polak podkreśla, że kara dla niego była w pełni zasłużona.
„Takie są zasady i było to prawidłowe, bo zostałem wypuszczony tuż przed inny samochód” – dodaje. Ostatecznie sędziowie uznali, że była to wina Roberta, gdyż „zbyt wolno” opuścił stanowisko serwisowe. Powtórki telewizyjne pokazują jednak, że musiał poczekać na mechanika zakładającego prawe przednie koło