George Russell to jeden z największych talentów w F1 w ostatnich latach i czeka go świetlana przyszłość. Ale gdy po 12 wyścigach sezonu czytam o ostatnim kierowcy klasyfikacji generalnej, że „Robert Kubica nawet w czasach swojej świetności miałby problem ze złapaniem z nim kontaktu” to zalewa mnie krew.
Jak można?
I gdy już tak jestem zalany krwią, to jeszcze mnie … strzela, że autorem takiego zdania jest Will Buxton, teoretycznie jeden z lepszych dziennikarzy młodego pokolenia. Ja często porównuję „g*wno do twarogu”, ale ten cytat Buxtona, to już wyższa forma braku ekwiwalentności.
„W niesamowicie trudnych okolicznościach wyciska wszystko z maszyny, którą ma. Nawet za czasów swojej świetności Robert Kubica miałby problem złapać z nim kontakt” – napisał Buxton w podsumowaniu pierwszej połowy sezonu 2019, zamieszczonej na oficjalnej stronie Formuły 1.
Szczerze powiem – nie wiem, jak można wyciągnąć tak daleko idący wniosek po tak krótkim czasie, ignorujący nie tylko obecne uwarunkowania w Williamsie, ale przede wszystkim prawie 5 lat „pierwszej” kariery Roberta Kubicy w F1. Kariery, w której nigdy nie był w zespole dysponującym najszybszym czy drugim z najszybszych bolidów. Kariery, w której sięgnął po zwycięstwo, pole position, 12 podiów, najszybszy czas wyścigu i był liderem klasyfikacji generalnej mistrzostw świata. Kariery, przez której większość – podobnie jak teraz – musiał mierzyć się z pozycją drugiego kierowcy i dziwnymi decyzjami zespołu. Kariery, która sprawiła, że człowieka znikąd, bez układów czy wsparcia finansowego zakontraktowało Ferrari, czyniąc go partnerem Fernando Alonso, a zastępując nim Felipe Massę. Kariery, która do cholery zasługuje na szacunek.
Szokuje mnie, że ktoś kogo powinien cechować obiektywizm, wyciąga taki wniosek po 12 wyścigach w ekipie, która potrafi dobrze przygotować tylko jedno auto
To jednak nie wszystko. Kilka dni temu na głównej stronie serii ukazał się tekst pt. „Russell jest materiałem na mistrza świata”, w którym cytowana jest wypowiedź Pata Symondsa, byłego szefa Williamsa, pełniącego obecnie obowiązki dla Formuły 1.
„Patrząc na George Russella w F2, byłem pod wrażeniem. Jeździł bardzo dobrze w różnych okolicznościach – prowadząc i kontrolując wyścigi, przebijając się przez stawkę, w mokrych warunkach. Miałem wrażenie, że warto go obserwować” – mówi Symonds.
Do tego dochodzą oczywiście komentarze Claire Williams o tym, że Russell to przyszły mistrz świata. Zapewne to stanie się faktem, bo miał na tyle szczęścia i talentu, by zaopiekował się nim Mercedes.
I właśnie dlatego ten punkt Kubicy w Niemczech – zdobyty po błędzie Russella – jest tak piękny, stanowiąc łyżkę dziegciu w tej beczce miodu, w której kąpany jest Russell.
Skoro Kubica taki słaby…
Jednocześnie Brytyjczycy łapią się w swoją pułapkę, bo robiąc z Russella mistrza świata odnoszą się do jego formy na tle Roberta Kubicy. Jeżeli zatem – nawet ignorując uwarunkowania w Williamsie – Kubica potrafi być bardzo blisko Russella, to nie jest z nim tak źle, jak to podkreślają często brytyjscy dziennikarze i eksperci, wieszcząc przy tym rychły koniec kariery Kubicy? Przecież jeżeli Kubica byłby taki słaby jak piszą, to nie stanowiłby żadnego porównania dla Russella, a wyniki Anglika na tle tak fatalnego Polaka nie mogłyby stanowić podstawy do kreowania go na mistrza świata…
Szkoda…
Ci dziennikarze tak naprawdę szkodą Russellowi, tak jak szkodzili Leclercowi w ubiegłym roku. Teraz, gdy Monakijczyk nie ma równych warunków do ścigania z Vettelem, a do tego nie może jeszcze do końca odnaleźć się w nowym – popełniającym wiele błędów – zespole, w oczach wielu stracił blask. A to nadal świetny kierowca, który potrzebuje jednak nieco więcej czasu. Powiecie – no dobra, ale Verstappen nie potrzebował tyle czasu. Potrzebował. Tyle że nie jeździł w topowej ekipie więc jego większe lub mniejsze błędy nie były tak zauważane. Do tego, niemal od razu ekipa uczyniła z niego numer 1, czego dłużej nie mógł znosić już Daniel Ricciardo.
Najbardziej w tym wszystkim podoba mi się postawa Toto Wolffa, który kilkanaście dni temu powiedział, że jest jeszcze za wcześnie dla George Russella na miejsce w Mercedesie, bo mógłby się tam „spalić”, doświadczając zbyt dużej presji. Ostatnio dodał do tego, że zbyt wczesne awansowanie młodych kierowców może skończyć się fatalnie.
Nic do George`a
Lubię George Russella, lubię jego waleczność, dbałość o szczegóły, szybkość. W tym tekście nie zarzucam mu nic, nie mam żadnych pretensji. Dobre robi to, co każdy robiłby na jego miejscu – wykorzystuje do maksimum to, co mu dają. Będę mu kibicował w przyszłości i chciałbym, żebyśmy na Verva Street Racing fajnie go powitali. I mam nadzieję, że w przyszłości, gdy już dostanie narzędzie do walki o wyższe cele, wytrzyma presję budowaną obecnie. Bo co innego być traktowanym przez zespół priorytetowo, a co innego walczyć na tych samych warunkach, o czym może zaświadczyć wielu w padoku. Dla mnie obecnie George jest przez ekspertów i dziennikarzy dzieckiem wylewanym z kąpielą.
PS. Tylko proszę, nie atakujcie teraz nikogo na Twitterze czy w innych social mediach. Powyższy tekst to polemika, a nie nawoływanie do ataków. Spokojnie, bo to i tak nic nie da.