„Robert Kubica na 85 procent straci miejsce w Williamsie”, „Williams ma bardziej lukratywną opcję niż Robert Kubica”, „Ekspert F1 z żalem o Robercie Kubicy. Polak może mieć problem, by pozostać w F1”, „Robert Kubica wróci do roli kierowcy testowego? Ekspert F1 wieszczy zmiany w Williamsie i podaje nazwisko następcy”, „Hamilton wygrał po kapitalnym zagraniu. Kubica rozczarował na oczach polskich kibiców”, „Powrót kierowcy do F1. Będą wielkie zmiany w zespołach. Może wypchnąć Kubicę z F1”.
To tylko kilka tytułów, jakie pojawiły się w ostatnim czasie na jednym z serwisów sportowych. Nie będę odnosić się do samych treści tych artykułów ani autora, bo nie o tym jest mój wpis. Niech każdy z nas je oceni, a ocenę pozostawi dla siebie. Chodzi o same tytuły – o ich przekaz, wyraźny przekaz, który jest łatwy do połknięcia nie tylko dla „sezonowych znawców rajdów Formuły pierwszej”. Bardzo chętnie podłapują je inne portale, pojawiają się komentarze, w których niemal kipi od hejtu skierowanego – co najgorsze – w stronę samego Roberta.
O złej kondycji zespołu z Grove świadczy wiele rzeczy. Jest źle zarządzany, brakuje konsekwencji w uczeniu się na błędach, w miejsce ważnych osób, które opuściły załogę nie są zatrudniane kolejne. Niektórzy odważni mogą wysnuć tezę, że Williams jest zgrają amatorów bawiących się w Formułę 1. A wcale tak nie jest. Przykro jest patrzeć jak ten legendarny zespół przechodzi poważny kryzys, i choć mówi się o jakimś światełku na końcu tego tunelu, ciągle są naprawdę daleko. Wystarczy spojrzeć na rok 2018, gdy kierowcami podstawowymi byli Lance Stroll i Siergiej Sirotkin. Dwaj bardzo młodzi i niedoświadczeni zawodnicy, których zadaniem było nie tylko przywozić punkty. Pełnili również funkcję budowniczego bolidu; to dzięki ich feelingu, pracy na torze wprowadza się poprawki czy konstruuje lub ulepsza bolid na przyszły sezon. Nie była to dobra decyzja, a jej konsekwencje widać do teraz.
Robert Kubica, mimo, iż niedawno został nazwany „człowiekiem od cudów” nie jest w stanie naprawić tych błędów. Nie ma czym. Dostał najgorszy samochód w stawce i aż zęby mi zgrzytają, kiedy słyszę (nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz), że Robert i George jeżdżą tym samym bolidem. Nie, nie jeżdżą. Mówią o tym eksperci, mówili też o tym polscy kibice, którzy słyszeli dwa różne odgłosy (rzekomo tych samych) silników na Hungaroringu. Odmienne mapowania jednostki napędowej? Możliwe. Ale czy to nie czyni tych bolidów różnymi?
Zespół idzie w zaparte, a ich oficjalne komunikaty prasowe są świętością dla wyżej wymienionych „znawców”. No bo Williams tak powiedział, to dlaczego mówicie, że jest inaczej? Oni chyba wiedzą co mówią i mamy im wierzyć, w końcu to oficjalny komunikat… Kto pracuje lub pracował w świecie dziennikarskim dobrze wie, czym są takie komunikaty.
Czy Robert Kubica rzeczywiście pozostanie w Formule 1? W najbliższym czasie na pewno się tego nie dowiemy. Różne wypowiedzi różnych osób, rozkładane na czynniki pierwsze oraz niekiedy wyciągane z kontekstu informacje zasypują ostatnio Internet. Nie da się ukryć – są świetną pożywką dla dziennikarzy i rozrywką dla fanów w sezonie „ogórkowym”, gdy F1 jest na wakacjach. Ja sama lubię się czasem pobawić w takie spekulacje i kreować „być” albo „nie być” niektórych zawodników. Na szczęście są od tego mądrzejsze ode mnie głowy i każdy możliwy transfer jest odpowiednio przeanalizowany i przekalkulowany (choć historia pokazuje, że nie zawsze tak jest).
Jak będzie z Robertem według mnie? Powiem w ten sposób – jakakolwiek czeka go przyszłość, jakakolwiek będzie jego decyzja oraz decyzja osób, które mają na nie wpływ – jestem i będę wdzięczna za to, że mogłam wspierać reprezentanta mojego kraju w najwyższej kategorii wyścigowej na świecie. Mogę z dumą powiedzieć, że widziałam jak zdobywa pierwsze pole position, pierwsze zwycięstwo, jak zostaje nazwany jednym z największych talentów ostatnich lat. Jestem dumna z tego, że nigdy nie zwątpiłam w jego powrót do zdrowia i Formuły 1 po fatalnym wypadku. Wiem, że siła nas – jego kibiców – była również jego siłą i że to także dzięki nam możemy oglądać go dziś w padoku F1.
Powrót do królowej motorsportu nie był jednak takim, o jakim marzył. Problemy jego zespołu uczyniły go trudną przeprawą. Robert jest przecież kierowcą niezwykle ambitnym i upartym. Nie przywykł i nigdy nie przywyknie do łykania kurzu za bolidami innych. W końcu „każde miejsce, poza pierwszym, jest słabe”.
Mówi jednak takie słowa: „Ściganie jest dla mnie wszystkim, a Formuła 1 to szczyt motorsportu. Uważam jednak, że na rozmawianie o tym, czy się widzę w F1 za kilka lat po ledwie czterech trudnych miesiącach, jest zbyt wcześnie. Ale jeśli będę mieć szansę ścigania się w F1 na wysokim poziomie i będę widział w tym sens, na pewno nie powiem nie. Z drugiej strony, jeśli nie będzie takich możliwości, to będę cieszył się życiem i wspominał obecny okres jako szczególny dla mnie.”
Od początku tego sezonu bardzo mocno przeżywałam każdą porażkę Roberta. Niejednokrotnie rwałam włosy z głowy i zalewałam się łzami, mając w pamięci to, jak wysoko zaszedł przed wypadkiem w rajdzie Ronde di Andora.
Wtedy brakło zaledwie kilku centymetrów, a nie byłoby go z nami. Robert wie o tym najlepiej. I cieszy się z tego, że jest obecny w świecie Formule 1. Po raz drugi.
Gdziekolwiek ujrzymy Roberta Kubicę w przyszłym roku, pamiętajmy – najważniejsze jest to, by sam Robert czuł się szczęśliwy i spełniony w tym, co robi. A naszym – kibiców zadaniem jest wspieranie go w każdej jego decyzji i w każdej sytuacji. Robert sobie na to zasłużył. Więc bądźmy z niego dumni.
Zuzanna Bębnowicz