F1 potrzebuje świeżości i zmian jak kania dżdżu, jak głodny chleba, jak Vettel Verstappena tuż przed sobą.. No dobra, Sebastianowi się już dostało mocno w ostatnim czasie i nie ma co mu dokładać. Niemniej dominacja Mercedesa to czynnik tak bardzo nudzący śledzenie Formuły, że wspomniane zmiany są niezbędne.
Nie mam jednak nadziei na to, że przyszły sezon przyniesie coś w tym aspekcie. Oczywiście, chciałbym aby Ferrari i Red Bull dorównały przyszłoroczną maszyną do poziomu stajni Hamiltona i Bottasa. Mogą to być jednak marzenia z serii tych niemożliwych do spełnienia.
Dużo więcej może przynieść Nam za to sezon 2021. Oczywiście z powodu planowanych rewolucyjnych zmian.
Co konkretnie ma być zmienione?
Na wstępie zaznaczyć należy, że FIA wysłuchała modlitw fanów i zdecydowała się na konkretne ruchy, aby zrównać wszystkie ekipy. Owszem, ujednolicenie jednostek napędowych to co najwyżej pieśń przyszłości, ale w innych kwestiach czeka nas dużo nowości.
To co od razu rzuci się w oczy to koła, które z obecnych 13 rozrosną się do aż 18 cali. Oczywiście walor estetyczny tutaj pójdzie mocno w górę. Jednak nie to jest najważniejsze. Nowe koła to nowy proces adaptacji samochodów do nich. Jak ważna jest dobra współpraca bolidu z kołami widzimy w tym sezonie w ekipie Haasa. Może być to zatem pewnym wyzwaniem nawet dla najmocniejszych. Prócz tego opony mają być znacznie bardziej wytrzymalsze, aby umożliwić ostrzejszą walkę na torze.
Zaczęliśmy od kół, ale jedną z najważniejszych zmian będzie limit wydatków. Ta kwestia również ma na celu wyrównywanie szans. Limit został określony na 175 milionów dolarów. Pytanie tylko czy nie za wysoko.
Następna zmiana ukierunkowana jest na zwiększenie liczby wyprzedzeń na torze, a co za tym idzie, wprowadzenia większej dynamiki i dramaturgii wyścigu. Rozbudowane obecnie sekcje aero, mają zostać zredukowane o połowę, a zamiast nich, auta mają być wyposażone w tunele powietrzne zamontowane w podwoziu (tak zawany efekt Venturiego), które niejako zasysają auto do podłoża od spodu tworząc ów efekt przyziemny. W czym to ma pomóc? Chodzi o fakt, iż obecnie samochód jadący z przodu wytwarza ogromne turbulencje i goniący go rywal traci znaczną część przyczepności, szybciej zużywa opony i tym samym ma mniejsze szansę na wyprzedzenie.
Jeśli chodzi o silniki to niestety planowanym nowościom stanowcze weto postawili najwięksi producenci – Mercedes, Ferrari i Honda. A szkoda, bo sondowane zmiany zapowiadały się bardzo ciekawie.
Motory miały pozostać w takiej samej wielkości, jednak ich prędkość obrotowa zostać podniesiona o 3000 obrotów na minutę. Prócz tego, MGU-H czyli system odzyskiwania energii ze spalin miał zostać wycofany, a MGU-K, czyli układ pochłaniający energię z hamowania i oddający ją później zostać zmodyfikowany w sposób dając kierowcy kontrolę nad czasem i miejscem jego użycia. Szkoda, że nie wejdzie to w życie. Ta zmiana mogła przyciągnąć do padoku nowych konstruktorów – takie tuzy jak Porsche i Aston Martin.
Ostatnią zmianą, o której wręcz muszę tutaj napisać, jest sondowany powrót obowiązkowego tankowania podczas wyścigu. Bezpieczeństwo, bezpieczeństwem, ale tego brakuje mi najbardziej. Myślę, że wielu z Was uważa podobnie. Dokładnie jak Robert Kubica, który wypowiadał się ostatnio bardzo pozytywnie w tym temacie. Ta zmiana dodałby wiele kolorytu wyścigom, oraz dała znacznie ciekawsze możliwości strategii.
Oczywiście, nie wspomniałem o wszystkim, lecz moim zdaniem omówione zostały najważniejsze kwestie. Pozostałe to bardziej sprawy techniczne, jak na przykład zabronienie wykorzystywania hydraulicznego zawieszenia, czy też zamrożenie rozwoju skrzyni biegów na okres pięciu lat.
Co sądzicie o tych zapowiadanych/przewidywanych zmianach?
Które Wam się podobają, a które nie?
Sekcja komentarzy jest dla Was.
Szymon Klimas