W Grand Prix Wielkiej Brytanii zarówno Robert Kubica jak i George Russell jeździli z poprawkami aerodynamicznymi, które wydają się być skuteczne i nieco zbliżyły Williamsa do reszty stawki. Te najbardziej widoczne narzędzia Polak i Anglik mają podobne. Gorzej, gdy zaczniemy wnikać w szczegóły. Wówczas okazuje się, że jeden ma nowości, a drugi nie.
Claire Williams oburza się na dziennikarzy, gdy pytają o różnice w bolidach Roberta Kubicy i George’a Russella. Jeżeli ktoś chce dostać wywiad 1 na 1 z kierowcą ekipy to otrzymuje pod warunkiem, że nie będzie pytał o różnice w bolidach. Pisał o tym niedawno Cezary Gutowski.
I choć nie mam wątpliwości, że Williams stara się dać swoim kierowcom równe narzędzia, to jednak dzieje się to w innym czasie. Widać to dobrze na dokładniejszych porównaniach bolidów obu kierowców z Grand Prix Wielkiej Brytanii.
Analizę zamieścił dziś profil LuisFEF1 na Twitterze, specjalizujący się w analizach technicznych bolidów Formuły 1. Widać na nim, że George Russell jechał z delikatnie innym zawieszeniem niż Robert Kubica w Grand Prix Wielkiej Brytanii.
Nieco poważniej te różnice pomiędzy tym, co używali obaj kierowcy w Austrii, a tylko Robert Kubica w Wielkiej Brytanii widać poniżej.
#TechF1 En Silverstone @WilliamsRacing introdujo modificaciones en la suspensión delantera: Cambios en el sistema POU (flecha amarilla), triangulo superior (flecha roja) y tercer elemento (flecha verde).#F1 #BritishGP #TechF12019 #F1Tech pic.twitter.com/CYsq3R0BBZ
— LuisFeF1 (@LuisFeF1) July 17, 2019
I nie, nie chodzi mi teraz o udowodnienie, że te różnice pokazane wyżej robiły 0,5 sekundy, które Kubica tracił na Silverstone do Russella. Być może miały one bardzo mały wpływ na zachowanie się samochodu na wyjściu z zakrętów. Wiemy również, że to nie zawieszenie jest największą bolączką FW42, a brak docisku. Wygląda na to, że ten ostatni (na szczęście) został poprawiony w obu samochodach na Silverstone poprzez nowe elementy w bocznych sekcjach bolidu oraz lusterka. Chodzi mi o pokazanie faktu – po raz kolejny – że nie zawsze wierzenie w to, co mówi i pisze zespół jest najlepszą drogą. Nie chcę przy tym tworzyć wrażenia sabotażu wobec Roberta Kubicy czy szerzyć teorie spiskowe. Jestem od tego daleki.
Kierowca nr 1
Jeszcze w kwietniu mówiłem Wam we vlogach od moich źródeł w fabryce (już tam nie pracują – dostali lepsze i bardziej rozwojowe oferty), że Williams stawia bardzo mocno na George’a Russella, który dostaje jako pierwszy wszystkie poprawki i to on nadaje kierunek rozwoju bolidu pod swoje preferencje.
Nie możemy się temu dziwić. Jest podopiecznym Mercedesa, jest Brytyjczykiem w Brytyjskim zespole, widzi się w nim wielki talent. Wyobraźcie sobie co by było, gdyby Williams był polskim zespołem. Wówczas nazywałby się Kowalski Racing Team. Wymagalibyśmy wręcz i wydawałoby nam się to naturalnym, że ekipa w pierwszej kolejności dba o Polaka, szczególnie takiego, za którym stoi wielki partner i może on być kandydatem do mistrzostwa świata. A do tego nie narzeka na zespół tylko robi dobrą robotę PR w mediach. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i w tej kwestii nie możemy mieć pretensji do Williamsa.
Dawanie różnych aut dwóm kierowcom, szczególnie gdy ma się ograniczone środki i nie jest się ich pewnym nie jest niczym niezwykłym w Formule 1. Robią tak wszyscy. Tu anomalii zatem nie ma.
Anomalia wytworzyła się natomiast z powodu różnicy, jaką ten priorytet dla Russella robi w czasach okrążeń. I choć pewnie ta różnica nie jest spowodowana wyłącznie przez różne auta, to mimo wszystko Robert Kubica cierpi na tym podwójnie. Kontuzja, którą ma oraz przerwa w startach w F1 sprawiają, że wiele osób – również w Polsce – nie przyjmuje innych argumentów niż ten, że „Kubica się już nie nadaje”. Ciągłe PR-owe zapewnienia o jednakowych bolidach, ustalone po pierwszych dwóch wyścigach sezonu (jeszcze w Bahrajnie Russell mówił: „Dane pokazują, że jeździmy z innymi skrzydłami, a tak nie jest”) oraz powątpiewania tych nie dopuszczających do siebie innej rzeczywistości niż ta, która płynie z tych komunikatów, sprawiają, że Robert zaczyna w przestrzeni medialnej obecnie zostawać sam ze swoimi kibicami, którzy przez niektórych nazywani są fanatykami.
A co to wszystko dla nas, fanów Roberta, próbujących zagłębić się nieco bardziej w sytuację, oznacza? Że wbrew wszystkiemu i wszystkim jest dobrze (za 8 dni będzie rocznica mojego „będzie dobrze”). Robert mimo tych okoliczności potrafi robić bardzo dobrą robotę i w momentach, w których nowsze zawieszenie czy jakość bolidu nie robią wielkiej różnicy, pokazywać klasę.
Trudno będzie dziś zachować pozytywny obiektywizm (co ja staram się robić). Czasy są takie, że każdy chce nas zaszufladkować. Ty będziesz fanatykiem, a ty będziesz obiektywny. Ty będziesz fanem teorii spiskowych, a ty będziesz ignorantem, który nie widzi oczywistości. Szkoda, ale mimo wszystko ufajmy Robertowi, wyrabiajmy sobie własne zdanie i szanujmy zdanie innych albo się po prostu nim nie przejmujmy. Będziemy zdrowsi 🙂