Choć pisałem o tym już w sobotę, to niestety tekst ten zaginął nieco w weekendowym boju. Warto zatem przypomnieć po pierwsze, o sytuacji Nicholasa Latifi, po drugie Roberta Kubicy, po trzecie innych kierowców, a po czwarte o tym, jak działają media.
Latifi
Jestem szczerze przekonany, że ten kierowca będzie w sezonie 2020 jeździł w Formule 1. Niemal pewne jest już, że zdobędzie punkty do superlicencji, a wysokie miejsce w F2, które zajmie również dzięki dobrej formie swojego zespołu sprawi, że zostanie okrzyknięty dużym talentem. Będzie miał jednocześnie bardzo mocną kartę przetargową w postaci pieniędzy ojca. To wszystko sprawia, że będzie na celowniku zespołów, które będą szukać wsparcia finansowego od kierowców. Mając pozycję mistrza lub zdobywcy podium w F2 oraz nieograniczony niemal budżet, Latifi będzie wiedział, że Williams jest jego ostatnim wyborem.
Jeżeli natomiast chodzi o sezon 2019, to tak jak pisałem Wam już tydzień temu – nie ma praktycznej czy choćby teoretycznej możliwości, aby Nicholas Latifi pojechał w wyścigu Formuły 1 w sezonie 2019. Nie ma on superlicencji i nie ma przewidzianego przepisami sposobu, by ją zdobył. Nawet jeżeli któryś z obecnych kierowców wyścigowych Williamsa nie mógłby wystąpić w innej sesji niż 1. trening, to Latifi nie będzie mógł go zastąpić, nawet pomimo posiadania tytułu oficjalnego kierowcy rezerwowego.
Latifi nie może skorzystać z tego samego paragrafu, co Robert Kubica, a zatem nie otrzyma superlicencji za „zasługi” (wykazanie się wyjątkowymi umiejętnościami w przeszłości) bowiem ten przepis dotyczy tylko tych, którzy kiedyś superlicencję mieli.
Niektórych ucieszyły niedawne zapewnienia Kanadyjczyka, że w 2019 roku koncentruje się wyłącznie na walce o tytuł w F2. Po pierwsze, to nic innego mu nie pozostaje, po drugie, to tylko puste słowa.
A wiecie, co mnie najbardziej irytuje w tej sytuacji? Że podkręcaniem sytuacji Latifiego i mylnymi tytułami zajmują się nawet branżowe media. Stare dobre przysłowie mówi, że najlepiej zarabia się na wojnie. I niektórzy już tę wojnę o utrzymanie się Roberta Kubicy w F1, chcą rozpocząć. Co by bidulki zrobiły, gdyby wyniki Roberta były lepsze…
Inni
Oczywiście, gdy dziennikarze zdali sobie sprawę z tego, że „lud nie jest tak ciemny, by kupić historyjkę z Latifim”, zaczęli wymyślać kolejne historie. I już media z innych zainteresowanych krajów zaczęły zadawać swoim kierowcom pytania o to, czy chcieliby jeszcze w tym sezonie zastąpić Roberta Kubicę w Williamsie.
Na pierwszy ogień poszedł ten, który stracił miejsce na rzecz Polaka, a zatem Sergey Sirotkin. Kierowca, do którego osobiście nic nie mam. I przyznaję, w ubiegłym roku wyśmiewałem jego podkreślania, że w danej sesji był szybszy od partnera zespołowego, ale w obecnym sezonie zobaczyłem, że nawet ułożeni chłopcy z umiejętnościami posługiwania się pakietem MS Office i uznawani za wielkie talenty też to robią więc to chyba norma, do której nie byłem przyzwyczajony. Sergey zawsze jednak z szacunkiem wypowiadał się o Robercie, nie gwiazdorzył zbytnio, a jego ostatnie wypowiedzi, dotyczące chęci jazdy w F1, nawet w Williamsie, były bardzo rozsądne. Do tego dziś, jeszcze bardziej poznając działanie Williamsa, zaczynamy wiedzieć, co czuł w ubiegłym roku i z czym musiał się zmagać.
Zapytany o to, czy zechciałby „przejąć fotel po mającym problemy Robercie Kubicy” Sergey bardzo przytomnie odparł, że oczywiście, bo jest kierowcą i chce rywalizować z najlepszymi w swoim fachu, niezależnie od samochodu. Ciekawe tylko, co na to przedstawiciele SMP Racing, który cieszyli się w ubiegłym roku, że nie pozostali w Williamsie, bo to zespół bez przyszłości.
Rosyjskie media oczywiście już prześcigają się w domniemaniach, od kiedy i za ile rubli Sirtokin miałby przejąć fotek Roberta. A ja na to…
Spokojnie
Bardzo dziwi mnie to, że w tak wielu głowach pojawia się niepokój o losy Roberta Kubicy w sezonie 2019. Spokojnie, Williams wie, ile traci Polak do George Russella i wie, że raczej nie jest to pół sekundy, a znacznie mniej. Podstaw do uruchamiania jakichś klauzul raczej nie ma.
Ze względów prawno – finansowych, o których szczegółach nie można pisać bez umowy w ręku, nie widzę powodów do obaw o dokończenie przez Roberta sezonu 2019. Jestem przekonany, że Williamsowi nawet to przez myśln nie przeszło. Tę całą atmosferę niepokoju kreują…
Media
Musimy wiedzieć, jak działają dziś mainstreamowe media. Będą wyszukiwać wszystko, byle zrobić dobry clickbait, a zatem wszystkie teksty z zagranicznej prasy i losowe opinie. Za mainstreamem powtarzać będą mniejsze motorsportowe media i spirala głupoty będzie się nakręcać. A o to chodzi – żeby się kręciło.
Duże portale muszą grać na emocjach, robić wszystko, by zdobyć kliknięcie. Dlatego często podsyłacie screeny idiotycznych, z punktu widzenia tych, którzy mają jakieś pojęcie o motorsporcie, tytułów.
Zapewne też niektorzy z Was – tak jak ja – musieli odpowiadać na pytania, powstające po przeczytaniu jednego głupiego nagłówka. Ja sam w ostatnim czasie byłem pytany w stylu:
– To co, ten Rosjanin kupi Williamsa i wyrzuci Kubicę?
lub
– To Kubica będzie już zastąpiony przez tego rezerwowego?
Moja odpowiedź jest zawsze taka sama: „Nie czytaj XXX, oni kłamią i manipulują”. A potem łapię się na tym, że w innych dziedzinach, na których znam się mniej, czasem sam niestety zgłębiam za mało swoją wiedzę.
Lokalne media z innych Państw również będą chciały grzać się w blasku Kubicy i wymyślać historie sprzyjające ich rodakom. To będzie podchwytywał albo polski mainstream, który tylko czeka na takie tekściki pana, który w danej gazecie zajmuje się jeszcze kącikiem ogrodniczym (z całym szacunkiem dla ogrodnictwa) i podawał dalej. Nierzadko załapią się do tego też branżowe portale.
Do obskoczenia jest jeszcze sporo krajów i wielu kierowców z aspiracjami do jazdy w F1 (to nic, że nie mają superlicencji jak Latifi czy Mazepin – o tym napiszemy drobnym drukiem na końcu). Będziemy zatem pewnie nie raz otrzymywać nazwiska kolejnych kandydatów, którzy mają zastąpić Kubicę, nawet od jutra. Ważne, by uzbroić się w cierpliwość, nie czytać samych nagłówków na wielkich portalach i mieć swój rozum.
I choć zapewne większość tego tekstu nie jest kierowana do Was – czytelników bloga – bo Wy fajnie ogarniacie sytuację, to może jednak trafi się ktoś, komu zmieni on perspektywę, albo ten ktoś będzie mógł odesłać osoby mniej zainteresowane w temacie do „takiego fajnego bloga…”.
Nie dajmy się zwariować nagłówkom prasowym, kibicujmy Robertowi i pamiętajmy – w F1 wszystko może się bardzo szybko zmienić, a zazwyczaj dzieje się to, czego się nie spodziewamy.